Maratończycy i sprinterzy - konfrontacja pokoleń w filmie "W cieniu drzewa" [RECENZJA]
Twórcy "Barany. Islandzka opowieść" ponownie przedstawiają zawiłą historię rodzinną, której dramatyzm miesza się z wysmakowanym czarnym humorem. Nawet jeśli o obywatelach kraju gejzerów wiemy niewiele, to po seansie obu tych dzieł śmiało możemy uznać zadziorność za ich cechę narodową.
Pojednanie zwaśnionych bohaterów w filmie "W cieniu drzew" może okazać się jednak w tym przypadku zadaniem niemożliwym…
Atli jest trzydziestolatkiem wiodącym z pozoru szczęśliwe życie. Ma piękną żonę Agnes, kochającą córkę i duże mieszanie, którego jedyną wadą są nieszczelne rury. *Wszystko okazuje się jednak obrazkiem tylko powierzchownie połyskującym doskonałością. *Nieporozumienie między parą doprowadza do rozstania i wyprowadzki Atliego. Schron znajduje u swoich rodziców – Ingi i Baldvina, którzy toczą zażarty spór ze swoimi sąsiadami. Przedmiotem zatargu jest drzewo przysłaniające podwórko adwersarzy, lecz istota konfliktu odsunie się w cień, kiedy na jaw wyjdą problemy trapiące obie familie…
Charakterystyczny dla północnoeuropejskiego kina czarny humor opiera się w filmie na okrucieństwie wymieniających między sobą nieuprzejmości islandzkich Kargulów i Pawlaków. Nie sposób oddzielić momenty tragiczne od komicznych, a także dźwięki rozpaczliwego kwilenia od euforycznego rechotu wypełniających kinową salę. Skrajne emocje paradoksalnie są sobie bliskie i tezę tę w stu procentach potwierdza dzieło Sigurðssona, którego z całą pewnością nie możemy jednoznacznie zakwalifikować jako komedii.
Mimo luźnej formy "W cieniu drzewa" jest interesującą refleksją nad specyfiką ludzkiej natury. Błahy konflikt z czasem przeradza się w regularną wojnę, której ofiarami stają się znikające zwierzęta domowe czy uszkadzane samochody sąsiadów. Żądza zemsty jednocześnie nas bawi i przeraża. Epilog zaś zaskakuje widza niczym postawa polskich kopaczy podczas mundialowej potyczki – z tą różnicą, że twórcy "W cieniu drzewa" z całą pewnością nie strzelili sobie samobója – wręcz przeciwnie – osiągnęli efektowne filmowe zwycięstwo.
Ów triumf nie zostałby jednak osiągnięty bez scenariusza precyzyjnie zarysowującego psychologię poszczególnych bohaterów. Sigurðsson rozkładając na części pierwsze ich motywacje, dokonuje celnych socjologicznych spostrzeżeń. Na przykładzie "W cieniu drzewa" możemy dostrzec różnice dzielące generacje współczesnych trzydziestolatków i ich rodziców. Dom na kredyt, poświęcenie się karierze, praca 24/7 w korporacji i pachnące nowością meble – tak w skrócie wygląda życie reprezentantów generacji Atliego.
* Pokolenie IKEA (jak nazwał je Piotr C. – autor bloga i książki o takim samym tytule) cechuje indywidualizm, samotność i swoboda, często traktująca małżeństwo w kategoriach inwestycji.* Modelowymi przedstawicielami takiego schematu są Atli i Agnes. Wspólne wygodne egzystowanie, nawet jeśli niepodparte uczuciami, pozwalało im wieść satysfakcjonujące życie. Rozstanie jest jednak coraz częściej wpisywanym "kruczkiem w umowie", a przysięga "nie opuszczę cię aż do śmierci" wyświechtaną deklaracją.
Budowanie planów na przyszłość wśród ludzi z pokolenia IKEA charakteryzuje się krótkofalowością.* Po każdym nieudanym sprincie może nastąpić kolejny bieg - na innej trasie i z innym partnerem - najistotniejsze jednak jest to, aby ciągle uczestniczyć w wyścigu. Zgoła innymi priorytetami kierują się nieco staroświeccy Inga i Baldvin* - długodystansowcy, którzy mimo przystanków spowodowanych upadkami i kontuzjami ambitnie podążają w kierunku mety. "W cieniu drzewa" jest sygnałem skłaniającym widzów do spojrzenia na własne relacje z dystansu i zadania sobie pytania – czy jesteśmy w nich pragmatycznymi sprinterami czy altruistycznymi maratończykami?
Film Sigurðssona to doskonale napisana kameralna historia o małych konfliktach i bezradnych wobec nich ludziach. Reżyser niczym mistrzowie rumuńskiej nowej fali buduje w rozmowach "o niczym" skomplikowane osobowości bohaterów. "W cieniu drzewa" to kolejne dzieło wychodzące spod kamery islandzkich twórców, które sprawnie zestawia ze sobą skrajne emocje, wyciskając łzy, będące wynikiem wzruszenia jak i rozbawienia…
Warto wspomnieć, że film jest koprodukcją islandzko-duńsko-polską. Zdjęcia zrealizowała Monika Lenczewska, a koproducentem jest firma Madants (Klaudia Śmieja, Beata Rzeźniczek). Film był współfinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.