Marek Kondrat znów w teatrze. Padły znaczące słowa
Kondrat wprawdzie mówił mocno ze sceny o "nieudolnej władzy". Ale - przecież tylko recytował ponadczasowe szekspirowskie sonety o miłości, starości i… złych politykach.
Choć wystąpił w teatrze - nie kreował żadnej pełnowymiarowej roli, choć wziął udział w koncercie piosenek - niczego nie zaśpiewał. Marek Kondrat wybrał nietypowy sposób pojawienia się po latach na scenie.
Wiersze o starości
Dla precyzji: określenie "na scenie" ma w tym przypadku znaczenie raczej symboliczne - słynny aktor w zasadzie pojawił się… na widowni. Bo to właśnie tam, a dokładniej - na balkonie, Kondrat siedział przed pulpitem i to właśnie stamtąd recytował kolejne wiersze.
Czarował swoim ciepłym, aksamitnym głosem, zupełnie niezmienionym, mimo upływających lat, zachwycał interpretacjami, do których używał bardzo nielicznych środków aktorskiej ekspresji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Andrzej Seweryn o młodych filmowcach: "Chcę się od nich uczyć"
Choć posługiwał się w zasadzie tylko głosem, udawało mu się malować pełne barw, chwilami wręcz bardzo poruszające obrazy - mocnym momentem był choćby ten, w którym aktor przedstawiał ponury sonet Szekspira o przemijaniu, w którym jedynym promieniem nadziei staje się myśl o potomstwie.
Nie sposób było oczywiście nie dostrzec, że teksty, które recytował, układały się w jedną opowieść. Trudno było też ją czytać bez kontekstu osobistego - niemal wszystkie dotyczyły starości, w niektórych pojawiał się też wątek miłości do młodszej kobiety.
Szczególnie mocno, z wyraźnymi akcentami politycznymi, zabrzmiał ostatni z zaprezentowanych przez Kondrata tekstów - szekspirowski Sonet 66. Nie dość, że zaczyna się od ponurej zapowiedzi: "w śmierć jak w sen odejść pragnę, znużony tym wszystkim", dalej pojawiają się gorzkie skargi na rzeczywistość, które zabrzmiały dziś nader aktualnie: "miernota się stroi i raduje zyskiem", "moc pospólną trwoni nieudolna władza", "naukę w pacht biorą ignorantów stada", "sztuce zatykają usta jej wrogowie". Kondrat w Szczecinie ust sobie zatkać nikomu nie dał.
Osoby, które liczyły na to, że będzie to jego wielki powrót na scenę, musiały jednak przeżyć pewien zawód - to zdecydowanie nie była pełna rola, na miarę tych, z których aktor słynął przed laty.
Kondrat zostaje wierny swojej deklaracji o odejściu z zawodu, ale jednocześnie jego pojawienie się w szczecińskim teatrze przyniosło wiele wrażeń. I pokazało, jak wielki talent wciąż drzemie w tym artyście, nawet mimo wieloletniej nieobecności na scenie czy na ekranie.
Niedaleko od Krakowa
Występ Kondrata był częścią koncertu zatytułowanego "Wolny przekład z Szekspira czyli miłość przez wieki się nie zmienia". Składały się na niego piosenki napisane specjalnie na tę okazję przez Grzegorza Turnaua, które wraz z nim wykonywały na scenie m.in.: Aga Zaryan i Dorota Miśkiewicz. Choć punktem wyjścia były - stosownie do okoliczności - sonety Szekspira, krakowski artysta dołączył do nich także teksty cenionych rodzimych poetek i poetów, m.in.: Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Wisławy Szymborskiej, Jana Brzechwy, Zbigniewa Herberta czy Jarosława Iwaszkiewicza.
Pod względem muzycznym, Turnau poruszał się po dobrze sobie znanym terenie. Zaprezentował klasyczne ballady i piosenki, w których wyraźnie słychać było stylistyczne echa estetyki charakterystycznej dla macierzystego środowiska tego artysty - krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Wiele utworów zaczynało się od delikatnych fortepianowych pasaży, ale szybko nabierały tempa i energii, kiedy do Turnaua dołączał się kameralny zespół, a czasem także orkiestra Filharmonii Pomorskiej. Ważną rolę w tym zespole odgrywała wiolonczelistka Dobrawa Czocher, która wykonywała eksperymentalne, pełne ekspresji partie solowe.
Szczeciński koncert był zarazem polem niezwykłego, pierwszego tego typu, rodzinnego spotkania: Kondrat, którego Turnau zaprosił do współpracy, jest jego zięciem, a zwracające uwagę, stylowe i monochromatyczne kostiumy dla występujących tego wieczoru na scenie artystów projektowała Antonina Kondrat, córka Turnaua, a zarazem żona Kondrata.
Szekspirowska scena w czerwieni
Miejsce i okazja do ponownego pojawienia się Marka Kondrata na scenie nie były oczywiście przypadkowe. Szczeciński Teatr Polski za sprawą czwartkowego wydarzenia świętował otwarcie nowej przestrzeni - Sceny Szekspirowskiej. To część znacznie większej inwestycji, za sprawą której szczecińska instytucja "wgryzła" się we wzgórze, na którym stoi jej pierwotny budynek. W ten sposób znacznie powiększyła użytkowaną kubaturę, a zarazem zyskała wiele nowych możliwości.
W podziemnej części budynku funkcjonować będą aż trzy nowe sceny. Otwarta w czwartek Scena Szekspirowska nawiązuje swoją konstrukcją do elżbietańskiej tradycji, choć jest jej zdecydowanie mniej wierna w porównaniu do rozwiązania, które zostało zastosowane w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Wnętrze pomieszczenia kryjącego nową szczecińską scenę ma okrągły kształt z imponującym sufitem, przypominającym kręgi na wodzie, do której wrzucono kamień. Wszystko wykończone jest ciemnym drewnem, ale ważnym motywem kolorystycznym jest też ciemna czerwień, która dominuje na obszernym foyer i potężnych schodach.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" ogłaszamy zwycięzcę starcia kinowych hegemonów, czyli "Barbie" i "Oppenheimera", a także zaglądamy do "Silosu", gdzie schronili się ludzie płacący za Apple TV+. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.