Michael Clarke Duncan: Afera wokół spadku po śmierci znanego aktora
06.09.2012 | aktual.: 22.03.2017 18:05
Rozpoczyna się medialna batalia pomiędzy załamaną narzeczoną, a kobietą, która podaje się za jedyną spadkobierczynię majątku Duncana.
„Chcę tylko to, co należy do mnie” – tłumaczy w mediach domniemana krewna.
Walka o pieniądze
Prowodyrką całego zamieszania jest 32-letnia Marqay Ambrose, która tuż po śmierci Michael Clarke Duncana postanowiła „zawalczyć o swoje”.
Nikomu wcześniej nieznana kobieta udzieliła wywiadu stacji My Fox Chicago, w którym przekonywała, że jest jedynym dzieckiem niedawno zmarłego 54-letniego aktora.
Ambrose tłumaczyła również, dlaczego nikt z najbliższego otoczenia gwiazdora nie wiedział o jej istnieniu.
- To nic dziwnego, że mnie nie znają. Nie rozmawiałam z ojcem od ponad 11 lat. Jedyna rzecz jakiej teraz żałuję, to że nie zdążyłam pogodzić się z tatą przed jego śmiercią – wyznaje w wywiadzie.
Miłość po śmierci?
Jak podaje serwis RadarOnline.com, rodzina gwiazdora jest zszokowana. To dla wszystkich bardzo ciężka sytuacja, którą jak na razie trudno jest zaakceptować.
Najbliżsi aktora zachodzą w głowę, jak to możliwe, że nic nie wiedzieli o jego dorosłej córce.
Wciąż nasuwa się pytanie: dlaczego kobieta postanowiła ujawnić się dopiero teraz? Dlaczego wcześniej nie szukała kontaktu z ojcem?
''Chcę tylko to, co do mnie należy''
Jeden z przyjaciół „Wielkiego Mike’a” rzuca nieco więcej światła na całą sprawę:
- Teraz pamiętam, że Michael faktycznie spotykał się z matką Marqay, ale nigdy się przede mną nie przyznał, że jest ojcem – tłumaczy.
Znajomi analizują i starają się zrozumieć zachowanie zarówno Duncana, jak i Ambrose.
- Cała sytuacja tym bardziej mnie dziwi, kiedy sobie przypomnę, że Michael spędził w szpitalu aż 53 dni. Marqay nigdy nie przyszła go odwiedzić ani też nie zadzwoniła, żeby zapytać jak się czuje. Dopiero w dniu jego śmierci wykonała telefon do matki Mike’a i zaczęła upominać się o pieniądze. Krzyczała do słuchawki: „Chcę tylko to, co należy do mnie” – ujawnia źródło serwisu RadarOnline.com.
Nie odwiedziła ojca w szpitalu
Przyjaciele aktora są oburzeni całą sytuacją.
- Ta cała Marqay wydaje się być osobą pozbawioną jakichkolwiek zasad moralnych. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby dzwonić do pogrążonej w żałobie 93-letniej matki Michela i żądać pieniędzy?! – czytamy w znanym serwisie.
Wśród osób z najbliższego otoczenia „Wielkiego Mike’a” wciąż powtarzane jest jedno pytanie: „Dlaczego nie odwiedziła ojca, kiedy ten leżał przez prawie dwa miesiące w szpitalu po zawale?”.
Marqay Ambrose tłumaczy w mediach, że nie stara się wyłudzić pieniędzy od rodziny zmarłego. Przychodzi jedynie po to, co się jej należy.
Ukochana narzeczona jest w rozpaczy
Przypomnijmy, że Michael Clarke Duncan zmarł 3 września 2012 w Los Angeles. O zgonie poinformowała jego narzeczona. Śmierć nastąpiła w szpitalu w konsekwencji trwających od blisko dwóch miesięcy komplikacji po zawale serca.
Duncan pochodził z ubogiej rodziny z Chicago. Aby pomóc samotnej chorej matce musiał porzucić studia i zająć się pracą.
Imał się różnych zajęć, m.in. kopał rowy i stał na bramkach chicagowskich klubów.
Pod koniec lat 90. XX wieku jako ochroniarz trafił do Los Angeles i zaczął pojawiać się w reklamach. To otworzyło mu drogę do kariery w Hollywood.
Jego największe sukcesy
Duncan przede wszystkim przyciągał uwagę swym wzrostem (196 cm) i masywną sylwetką. Ale to gra aktorska zadecydowała o jego sukcesie.
W 1999 roku obok Toma Hanksa wystąpił w "Zielonej mili". Rola mordercy skazanego na śmierć przyniosła mu nominację do Oskara jako najlepszego aktora drugoplanowego.
Inne filmy, w których wystąpił to m.in. "Armageddon", "Daredevil", "Jak ugryźć 10 milionów", czy "Planeta małp".
Użyczał też głosu postaciom z kreskówek.
(kk/mn/tp/ao)