Młodzi i Film: ''Zdjęcie'' - seriale o dojrzewaniu
„Zdjęcie“ Macieja Adamka to kolejny festiwalowy debiut, po którym wiele się spodziewałam, więc opuściłam salę po projekcji tym bardziej rozczarowana. Podążając śladami siedemnastoletniego Adama (Maciej Łagodziński) wkraczamy co prawda w paszczę lwa – dorosłość, definiowaną przez pierwsze fascynacje i bolesne rozczarowania, ale w jednocześnie zupełnie nas to nie obchodzi. Struktura filmu rozłazi się w szwach, zbyt wiele w nim narracyjnych przestoi i za dużo obrazków z nadmorskiego życia sielankowego. Filmowi reklamowanemu jako historia o poszukiwaniu tożsamości bliżej do niedzielnego serialu z telewizyjnej dwójki, niż intrygującego dramatu inicjacyjnego.
Jak wielka jakość kryje się w zdjęciach jednego z najlepszych polskich operatorów chętnie pracujących z debiutantami – Arkadiusza Tomiaka – widać bardzo w zestawieniu ze zdjęciami kręconymi przez innych. Realizowane przez Andrzeja Wojciechowskiego ujęcia nie wnoszą do filmu żadnego naddanego znaczenia ani artystycznej jakości. Nijakość obrazu podkreślać może jedynie nijakość opowieści o Adamie, który równolegle odkrywa sekrety matki i grzechy ojca oraz ucieka z letniego obozu tylko po to, by dowiedzieć się, że dorośli ludzie, nawet w idyllicznym nadmorskim miasteczku jego babci (Stanisława Celińska), też mają sobie za nic moralne zasady, które z tak wielkim zacięciem wpaja się małym dzieciom.
Adam nie jest jeszcze gotowy, by przekroczyć próg dorosłości, więc obserwuje świat za pośrednictwem kamery. Jak dowodzą socjologiczno-kulturowe teorie – z jednej strony widzi dzięki temu więcej, z drugiej najzwyczajniej ukrywa się za obiektywem. Jest w tym świecie kimś obcym. Nie tak fascynującym jednak jak filmujący worki unoszone przez wiatr Ricky (Wes Bentley) z „American Beauty“ (1999) Sama Mendesa. Adam przypomina raczej japońskiego turystę, który bezmyślnie filmuje wszystko, co mieści się w kadrze – architekturę, obrazy, przestrzeń, rzadko ludzi. Nie wie, po co to robi, ale jego powolne odkrywanie własnych fascynacji możemy złożyć na karb kolejnego etapu dojrzewania.
Kolejnym etapem pracy, jaką powinien wykonać Maciej Adamek, by dojrzeć jako twórca kina psychologicznego – o ile nadal będzie chciał takowe realizować – jest praca nad filmową dramaturgią oraz dialogami. Wołająca o pomstę do nieba niedoskonałość tych ostatnich jest jedną z największych bolączek zarówno jego filmu, jak polskiego kina w ogóle. Rozmowy w „Zdjęciu“ są jak seria pourywanych wątków i bezmyślnych komentarzy. Nieautentyczne, źle zagrane, żenują szczególnie, gdy padają z ust Antoniego Pawlickiego, filmowego Przemka. Nawet pojawiający się w roli ojca, Andrzej Chyra nie radzi sobie z przetrawieniem rozmów, które do niczego nie prowadząc, są tylko jałową próbą wypełnienia filmowej pustki. 4/10