''Mondo cane'': Terapia szokowa

''Mondo cane'': Terapia szokowa
Źródło zdjęć: © mat. dystrybutora

04.01.2015 15:55

„Mondo cane” w dalszym ciągu uznaje się za kulturowy fenomen. Czy nadal jest tak szokujący? Czy jednogłośne, histeryczne reakcje krytyki były w pełni uzasadnione?

Kobieta karmiąca piersią osieroconego prosiaka, zwierzęta zmutowane na skutek promieniowania, chińska restauracja serwująca potrawy z psów, dzieci czyszczące ludzkie szczątki, upiorny przytułek dla konających w Singapurze i makabryczne, masowe świniobicie w Nowej Gwinei. Bieda, śmierć, osobliwości, nazwane przez Jerzego Płażewskiego „czyrakami naszej cywilizacji”, mieszają się z celebracją życia, gorzką zadumą nad ludzką kondycją i nieskrywaną fascynacją różnorodnością otaczającego świata.

Wszystkie przytoczone powyżej sceny pochodzą z jednego filmu. Kontrowersyjny dokument zatytułowany „Mondo cane”(„Pieski świat”) był jedną z najbardziej komentowanych produkcji roku 1962. Jednocześnie stajał się protoplastą budzącego kontrowersje gatunku filmowego reportażu, ochrzczonego mianem shockumentary.

„Mondo cane” w dalszym ciągu uznaje się za kulturowy fenomen. Czy nadal jest tak szokujący? Czy jednogłośne, histeryczne reakcje krytyki były w pełni uzasadnione?


1 / 7

''Wiele rzeczy na ziemi zawiera gorycz''

Obraz
© EastNews

Jednym z reżyserów „Pieskiego świata” był Gualtiero Jacopetti (na zdjęciu) – włoski aktor, podróżnik i reporter, który na początku lat 60. wraz z innymi filmowcami, Franco Prosperim i Paolo Cavarą, przystąpił do realizacji dokumentu, jakiego do tamtej pory świat nie widział.

Kręcone w różnych częściach świata „Mondo cane” otwiera wymowna scena. Oto filmowany od tyłu mężczyzna, wolnym, miarowym krokiem, wlokąc na sznurze szamoczącego się psa, zmierza przed siebie, mijając inne, miotające się za płotem, ujadające czworonogi.

Na ekranie pojawia się informacja – „Wszystkie sceny pokazane w filmie są autentyczne. Często mają gorzki posmak, bo wiele rzeczy na ziemi zawiera gorycz. Obowiązkiem dokumentalisty nie jest łagodzenie rzeczywistości, lecz obiektywne przedstawienie realiów.”

Kiedy mężczyzna dociera do furtki, brutalnie wrzuca psa do zagrody, kopiąc go na odchodne. Przerażone zwierzę ucieka z piskiem, gonione przez nowych towarzyszy niedoli.

2 / 7

Spiętrzenie starannie dobranych obrzydliwości

Obraz
© mat. dystrybutora

Formułka za którą schowali się twórcy, dla większości krytyków okazała się jednak niewystarczająca. Jak zauważył w swoim felietonie opublikowanym w 1966 roku (do Polski film zawitał z kilkuletnim opóźnieniem) na łamach "Polityki" Zygmunt Kałużyński, struktura „Mondo cane” to nic innego jak spiętrzenie starannie dobranych obrzydliwości,* "które zwalają nam się na łeb" i wprowadzają widza w „stan wewnętrznego cierpienia”.*

Trudno się z tym nie zgodzić, bo oglądając film widz z każdą minutą odnosi coraz większe wrażenie, że jedynym kluczem, jakim kierowali się twórcy, było wywołanie szoku. Kolejne sceny zostały dobrane często na zasadzie kontrastu lub odwrotnie, wzajemnych podobieństw, np. między prymitywną kulturą dzikusów, a nowoczesną cywilizacją białego człowieka.

Efekt dysonansu pogłębia wykorzystanie lirycznej, rzewnej, momentami ocierającej się o kicz muzyki, skomponowanej przez zmarłego na początku 2014 roku Riza Ortolaniego. Warto przy tym dodać, że motyw przewodni, utwór „More”, został nominowany do Oscara.

3 / 7

Krytycy są zgodni

Obraz
© mat. dystrybutora

„Mondo cane” okazało się olbrzymim sukcesem kasowym, mimo wszelkich wątpliwości i zarzutów krytyki filmowej. Jacopetti wielokrotnie podkreślał, że jego intencją nie było tanie szokowanie, a skłonienie do refleksji, zwrócenie uwagi na cywilizacyjne nierówności i ukazanie darwinistycznej wersji świata.Recenzenci nie dawali tym zapewnieniom wiary.

Na łamach "Filmu" prof. dr Stefan Morawski zarzucał reżyserowi stosowanie trywialnych chwytów, zbytnią wybiórczość, wyrachowanie w doborze następujących po sobie sekwencji oraz kardynalny brak świadomości wielkości sensu materiału, który odkrył.

W swojej recenzji wtóruje mu Płażewski. Jego zdaniem, choć „każdy z tematów »Mondo cane« na pewno posiada walor ciekawego reportażu z sensacyjnej prasy”, to zestawione obok siebie sceny wbrew założeniom reguł dokumentu nie nabierają szerszej wymowy i nie układają się w żadną „wizję” świata.

4 / 7

''Godna pogardy obraza przyzwoitości''

Obraz
© EastNews

Szalone powodzenie „Mondo cane” skłoniło ekipę Jacopettiego do nakręcenia kolejnych obrazów, dla których ukuto określenie mondo films. W 1963 roku na ekrany weszła druga, znacznie łagodniejsza i stonowana cześć, niewzbudzająca już takich kontrowersji.

W tym samym roku swoją premierę miało „La donna nel mondo”, poświęcone sytuacji kobiet na świecie, a w 1966 roku do kinowej dystrybucji trafiło „Africa addio”, szokujący obraz koncentrujący się na dekolonizacji Czarnego Lądu. Tym razem Jacopetti został oskarżony przez Rogera Eberta o rasizm. Słynny krytyk był bezlitosny również wobec jego kolejnego filmu, wyszydzającego niewolnictwo „Addio zio Tom” („najbardziej obrzydliwa, godna pogardy obraza przyzwoitości jaka kiedykolwiek udawała dokument”).

Ostatnim filmem w dorobku włoskiego twórcy był „Mondo candido”, będący współczesną interpretacją „Kandyda” Woltera. Film wszedł na ekrany w 1975 roku i ponownie spotkał się z oburzeniem niektórych krytyków. Jacopetti na dobre porzucił reżyserię i powrócił do dziennikarstwa.

Jednak zapoczątkowany przez niego nurt zyskał spore grono naśladowców, którzy w swoich filmach nawet przez moment nie próbowali udawać, że chodzi o coś więcej niż bezmyślne epatowanie i bombardowanie widzów dantejskimi scenami pozbawionymi jakiegokolwiek szerszego kontekstu.

5 / 7

Żerowanie na najniższych instynktach

Obraz
© The Legendary VHS HELL

Najsłynniejszym przedstawicielem późnego nurtu mondo jest seria „Face of Death”, dystrybuowana na polskim rynku wideo jako „Oblicza śmierci”.

Pierwsza odsłona cyklu pochodzi z 1978 roku. Obskurna produkcja, wyprodukowana za kwotę zaledwie 450 tys. dolarów, zarobiła zawrotne 35 mln, stając się mrocznym obiektem pożądania fanów makabry na całym świecie i przebojem wypożyczalni VHS.

Choć obraz reklamowano jako „zakazany w 40 krajach”, to w rzeczywistości nie został dopuszczony do wyświetlania w Australii, Nowej Zelandii, Finlandii, Wielkiej Brytanii i Norwegii. Kontrowersje wzbudziły sceny ludzkiej śmierci, choć jak się później okazało, niektóre z nich były inscenizowane (scena egzekucji więźnia). Nie zmienia to faktu, że „Oblicza śmierci” zawierają odstręczające zdjęcia kaźni zwierząt (zabijanie fok) i ludzi (bombardowanie napalmem w Wietnamie).

„Oblicza śmierci” doczekały się pięciu sequeli, a w 2000 roku część pierwsza trafiła na listę „50 najbardziej kultowych produkcji wszech czasów” magazynu Entertainment Weekly.

6 / 7

Epigoni

Obraz
© mat. dystrybutora

Oczywiście epigonów Jacopettiego i spółki było znacznie więcej.

W latach 90. w większości naszych wypożyczalni wideo na półkach z „dokumentami” czy „filmami od 18 lat” można było znaleźć takie produkcje jak „Szokująca Azja” (trzy części) czy „Szokująca Afryka”.

Oczywiście to nie wszystkie produkcje nurtu, w obrębie którego przez lata powstało kilkadziesiąt mniej lub bardziej udanych obrazów, w tym emitowane przez polską telewizję „This is America” Romano Vanderbesa czy zakazana w Wielkiej Brytanii, nakręcona w latach 90. seria „Traces of Death”.

7 / 7

Świat, który zszedł na psy

Obraz
© mat. dystrybutora

Dzisiaj, kiedy w ogólnokrajowych wiadomościach pokazywane są materiały z obszarów dotkniętych katastrofą naturalną, z łamów gazet spoglądają nieruchome oczy ofiar domowej sprzeczki, a w sieci możemy oglądać zarejestrowaną dekapitację porwanego przez islamskich ekstremistów zakładnika, „Mondo cane” nie wywołuje już takich emocji, jak w dobie swojej premiery.

Jednak mimo to obraz Jacopettiego w pewnej kwestii nadal jest niezwykle bieżący. I nie chodzi o przewidzenie kierunku, jaki obrały współczesne mass media. Pisał o tym już w połowie lat 60. Marcin Czerwiński.

- Film taki, jak „Mondo cane” pogłębia, a raczej unaocznia nasze makaroniczne obcowanie ze światem, objawia kicz zdawkowych relacji z wielką liczbą różnorodnych systemów wierzeń, zwyczajów, gustów. Czyniąc tak, zmusza do zastanowienia, jak należy ustawić się względem wszystkich tych kontaktów, których nie skąpi nam dziś prasa, film, książka, turystyka. Czy nie jest tak, że akceptując makaronizm i kicz, wybieramy wygodę i spokój wyobraźni, odrzucamy zaś pełną świadomość? - zauważał socjolog na łamach "Filmu".

W dobie internetu słowa te zdają się być aktualne jak nigdy dotąd. (gk/mn)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)