„Rola Agaty to ogromna odpowiedzialność”– mówi *Olga Bołądź, odtwórczyni roli Agaty Mróz w filmie „Nad Życie”. Film w kinach już od 11 maja!*
Przez lata poznajesz tysiące osób, aż pewnego dnia spotykasz kogoś, kto zmienia twoje życie. Na zawsze. Tak było z Agatą (Olga Bołądź). Odnosząca międzynarodowe sukcesy siatkarka zakochuje się bez pamięci w Jacku (Michał Żebrowski). O takiej miłości marzyła przez całe życie. Wszystko miało być jak w bajce - piękny ślub, dzieci i dom w górach. Te plany przerywa jeden telefon. Po dramatycznej informacji Agata rozpocznie wyścig z czasem. Zawalczy o siebie, o mężczyznę, którego kocha i o dziecko, którego pragnie nad życie.
* „Nad życie” opowiada historię, którą zna cała Polska. Poczucie, że gra się realną postać to dla aktora dodatkowy ciężar?*
Olga Bołądź: W przypadku tego filmu tak. W momencie, kiedy zapadła decyzja, że to ja zagram Agatę autentycznie poczułam ten ciężar na moich barkach. Kiedy byłam już po rozmowie z producentką zaczęłam czuć, jak ważnego zadania się podjęłam. Tak jak powiedziałaś, historię Agaty Mróz znał każdy. Żyła nią cała Polska i odpowiedzialność, aby nie zawieść zaufania, jakie rodzina powierzyła w nasze ręce zgadzając się na ekranizację jej historii, towarzyszyła nam każdego dnia zdjęciowego. Co wieczór zastanawiałam się, czy mogłam zagrać lepiej, bardziej zbliżyć się do autentyczności.
Jak przygotowywałaś się do roli? Spotkałaś się z bliskimi Agaty, czy postanowiłaś, że będziesz opierać się na scenariuszu?
W tym przypadku kłóciły się dwie frakcje. Bardzo chciałam zagrać dokumentalnie, spotkać się z Jackiem, nawiązać z nim więź, dowiedzieć się o Agacie jak najwięcej. Dodatkowo ja miałam 26 lat kiedy grałam tę postać, Agata zmarła w wieku 26 lat, więc naturalne było dla mnie jak najwierniejsze oddanie tej postaci. Reżyser natomiast chciała zrobić jak najbardziej fabularny obraz, chciała nieco odejść od rzeczywistości i do tego dążyła. Pamiętajmy, że zdjęcia miały miejsce jakiś czas temu. Kiedy pracowaliśmy na planie ta historia była cały czas świeża. Byłam nieco zakleszczona między chęcią jak najbardziej realnego, zgodnego z prawdą pokazania tej historii, a wymaganiami reżyser i produkcji. Sama starałam się jak najwięcej dowiedzieć o jej życiu, czytałam, oglądałam mecze, znajomi podsyłali mi artykuły, linki do wywiadów i materiałów. Rozmawiałam z siostrą Agaty Mróz, niestety tylko telefoniczne. Jacka Olszewskiego – męża Agaty - poznałam dopiero pierwszego dnia zdjęciowego. Tak wiec film jest oparty na prawdzie,
ale to „tylko film”.
W filmie widzimy dwie Agaty – nieco zwariowaną, nastawioną na karierę dziewczynę i oddaną miłości, dziecku dojrzałą kobietę.
Bo taka mogła być Agata – młoda, wesoła, pełna życia, a potem podjęła najlepszą według niej decyzję. Na pewno jednak nie była święta i bardzo nie chciałam, żeby filmowa Agata od pierwszej sceny szła po czerwonym dywanie do nieba. Z tego jak ja widzę, to wiedziała, czego oczekuje od życia i do tego dążyła, była niezależna. Z drugiej strony chorowała od lat i cały czas musiała się badać, być pod kontrolą lekarzy. To na pewno wpływało na jej relacje z innymi, a na pewno z mężczyznami. Siatkówka była dla niej najważniejsza, bo wszystko dawała z siebie na treningach, na meczach i musiała mieć na to siłę. Nie miała czasu i energii na przypadkowe relacje. Starałam się zagrać dziewczynę z krwi i kości. Chciałabym, żeby Agata była postacią uniwersalną, żeby każdy widz mógł się z nią utożsamić. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać ją taką, jaka na pewno była – żywiołową, spontaniczną, nieco szaloną dziewczyną.
Film obfituje w wiele trudnych scen. Która została w Twojej pamięci?
Najbardziej przeżywałam scenę, kiedy Agata wchodzi do izolatki i żegna się z dzieckiem. Mieliśmy kilka dubli i kiedy kończyliśmy nagrywać, za każdym razem okropnie ryczałam, ja która tylko odgrywałam tę scenę! Poza tym z dużą odpowiedzialnością wiązało się granie z dzieckiem. Najpierw to była tygodniowa, potem trzytygodniowa dziewczynka. Ponieważ nie mam dzieci, obcowanie z niemowlakiem nie jest dla mnie codziennością i cały czas bałam się, żeby nie stało się mu nic złego.
A sceny na boisku? Zachowujesz się w nich jak stuprocentowa siatkarka.
Produkcja zapewniła mi krótki trening siatkarski i na tyle, na ile byłam w stanie, na boisku dawałam z siebie wszystko. Ponieważ jednak nie jestem siatkarką i nie mam takiej siły ataku jak Agata, do niektórych scen miałam dublerkę.
Dzisiaj myśląc o tym filmie, co czujesz?
„Nad życie” to trudny film dla aktora. Dawaliśmy z siebie wszystko i po zdjęciach byliśmy naprawdę zmęczeni. Przy niektórych produkcjach aktor oddaje granej postaci część siebie, tak było ze mną w tym przypadku. Poza tym pracujemy bardzo psychosomatycznie - kiedy mam zagrać ból, może zabrzmi to naiwnie ale ja ten ból odczuwałam. W tym przypadku scen, w których pokazujemy fizyczne cierpienie Agaty było bardzo dużo, więc były dni kiedy faktycznie wszystko mnie bolało. Nie pomagał też fakt, że graliśmy w Krakowie. Na co dzień mieszkam w Warszawie, tam wracałam do hotelu, zamykałam się w pokoju i nie miałam żadnej odskoczni od tego, co działo się na planie. To z jednej strony pomagało mi utrzymać graną postać, z drugiej, później trudniej było mi zapomnieć o tych wszystkich emocjach, które czułam w czasie kręcenia filmu. Było we mnie dużo smutku, te kilka tygodni zdjęć były ciężkie, na szczęście na miejscu była ekipa filmu, która mnie bardzo
wspierała. Uważam jednak, że było warto! Takie historie jak najbardziej powinny trafiać do widzów. Dzięki temu Agata Mróz będzie pamiętana i to chyba najlepszy hołd, jaki możemy jej oddać za wszystkie wzruszenia, które dzięki niej przeżyliśmy.