"Najlepszy jestem w nicnierobieniu". Serialowy Joey z "Przyjaciół" ma już 50 lat!
Po "Przyjaciołach" Matt LeBlanc, wcześniej mało znany aktor telewizyjny, znalazł się na szczycie popularności - dostał nawet swój własny spin-off, "Joey", w którym próbował podbić Hollywood. Niestety, serial nie odniósł spodziewanego sukcesu, toteż LeBlanc na jakiś czas zniknął z radarów. Powrócił kilka lat później, grając samego siebie w komediowych "Odcinkach"; ostatnio dawny gwiazdor, który 25 lipca obchodzi 51. urodziny, próbował wskrzesić dawną sławę jako Adam Burns w "Man with a Plan".
W wywiadach stanowczo dementuje pojawiające się stale plotki o kolejnych sezonach "Przyjaciół" - twierdzi, że to zamknięty etap i nikt ze starej ekipy nie jest zainteresowany powrotem na plan. Do serialu ma jednak wielki sentyment.
- Oglądam go z moją córką, bo często leci w telewizji. Nazywa to "The Joey Tribbiani Show". Jest zachwycona i ciągle zadaje mi pytania: "To prawda? Naprawdę to zjadłeś? Jak to smakowało? Uuuuu, zjadłeś to prosto z podłogi? To ohydne!" - śmiał się.
"Będę wielki!”
Ojciec, mechanik, zaraził go miłością do szybkich pojazdów, toteż młody LeBlanc myślał, by zawodowo jeździć na motorze - jednak po wypadku na torze wyścigowym jego matka zażądała, by znalazł sobie bezpieczniejsze zajęcie. Chłopak zaczął więc uczyć się stolarstwa, ale przyznawał, że nie była to praca jego marzeń, dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja, wyjechał do Nowego Jorku, aby tam szukać szczęścia. O aktorstwie nie myślał; na przesłuchanie trafił przypadkiem, zachęcony przez piękną koleżankę, której nie potrafił odmówić. Spodobał się i od razu zaproponowano mu udział w reklamie.
- Pomyślałem sobie: „Cholera, jakie to proste, będę wielki!” - śmiał się. - Oczywiście byłem w błędzie.
Najwspanialsze lata
Wreszcie los się do niego uśmiechnął i w 1988 roku LeBlanc dostał rólkę w serialu "TV 101"; potem trafił na plan "Top of the Heard" i pojawił się gościnnie w "Świecie według Bundych". Nie był wybredny, przyjmował niemal wszystkie zlecenia - zagrał nawet w dwóch odcinkach erotycznego "Pamiętnika Czerwonego Pantofelka". A potem wreszcie trafiła mu się fucha marzeń i został Joeyem Tribbianim w "Przyjaciołach".
- To było dziesięć najwspanialszych lat w moim życiu – mówił później. - Prawdziwy sukces artystyczny i finansowy. A przy tym doskonała zabawa.
Przyznawał, że bardzo polubił swojego bohatera i wcale nie uważał go za "głupka".
- On po prostu inaczej patrzył na świat, kierował się własną logiką - twierdził. - Wszyscy chcieli się z nim przyjaźnić. To koleś, z którym każdy chce się bujać. Dziewczyny go uwielbiają. Faceci zresztą też.
Nie poradził sobie z presją
Po zakończeniu emisji "Przyjaciół" LeBlanc dostał swój własny serial, "Joey" - jednak ze względu na słabą oglądalność skasowano go już po dwóch sezonach.
- Presja była zbyt duża - przyznawał aktor. - Wcześniej serial tworzyło aż sześć osób, teraz miałem zrobić to sam. To zadanie mnie przerosło. Wciąż jednak uważam, że to naprawdę dobry program. Nie byli to "Przyjaciele", jasne, ale naprawdę jestem z niego dumny.
Na planie "Joeya" poznał aktorkę Andreę Anders, z którą spotykał się przez 9 lat, aż do 2015 roku. Miał już wtedy za sobą nieudane małżeństwo z Melissą McKnight (rok po ślubie, w 2004 roku, na świat przyszła ich córka Marina), które zakończyło się w mało przyjemnej atmosferze. Obecnie LeBlanc jest w związku z producentką Aurorą Mulligan.
Świetny w nicnierobieniu
LeBlanc całkowicie skupił się na telewizji – i nic w tym dziwnego, bowiem jego próby przebicia się na wielki ekran okazywały się zwykle całkowitymi katastrofami, jak chociażby "Ed" z 1996 roku.
- Wiem, wiem. Wszyscy mnie ostrzegali: "Nie rób filmu o małpie, nie rób tego” - śmiał się po premierze.
Wcale jednak nie żałuje; twierdzi, że dzięki temu nie musi tak wiele podróżować i może częściej widywać swoje dziecko, zaś praca na planie seriali całkowicie mu odpowiada. Nie wiadomo na razie, jakie są jego kolejne plany zawodowe – aktor nie wyklucza, że znów zrobi sobie przerwę od grania.
- Moim ulubionym zajęciem jest... nierobienie niczego – mówił dziennikarzom. - Jestem w tym naprawdę świetny.