Najsmutniejsza edycja festiwalu w Gdyni. Nikt nie chce oglądać "Krzyżaków"
Festiwal filmowy bez widzów nie miał prawa się udać. Jednak organizatorzy Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych pod naciskiem środowiska filmowego postanowili nie rezygnować z tegorocznej edycji. Efekt? Szczątkowe zainteresowanie oferowanymi pokazami.
Sektor kultury dotkliwie odczuł skutki pandemii. Zamknięte teatry, kina, opery, muzea przyniosły ogromne straty i brak środków do życia dla części pracowników. Branża filmowa najszybciej zaczęła szukać alternatywnych rozwiązań. Platformy VOD otworzyły drogę do organizowania premier online oraz organizacji większych wydarzeń filmowych.
Szlaki przetarli organizatorzy Krakowskiego Festiwalu Filmowego, którzy zgromadzili ponad 40 tys. widzów przed ekranami. Niemałymi sukcesami mogą poszczycić się też Millenium Docs Against Gravity Film Festival (166 tys. widzów) oraz połączone Nowe Horyzonty i American Film Festival (122 tys. widzów). Jednak najpopularniejszy polski festiwal w Gdyni nie umożliwił seansów online widzom. Konkursowe produkcje obejrzą tylko dziennikarze, jurorzy i członkowie branży filmowej.
Czarny rok dla światowego kina. Przez pandemię nie ma co oglądać
Trudno jednak mieć o to pretensje do organizatorów Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Ponad rok pracowali nad nową formą festiwalu po to, aby na kilka tygodni przed jego startem dowiedzieć się o ponownym pełnym zamknięciu kin. Umowy licencyjne z dystrybutorami zakładały ograniczoną ilość dostępów do seansów online. Choć podkreślano, że przez ten zapis nie jest możliwe zaprezentowanie filmów zwykłym widzom, ci, którzy mogą skorzystać z oferty 45. FPFF, wcale nie są nią zainteresowani.
Po dwóch dniach festiwalu niemal każdy z filmów jest oglądany przez 50-70 osób przy limicie 400 widzów. Na środowy pokaz zrekonstruowanej cyfrowo "Akademii Pana Kleksa" zdecydowało się 9 (!) widzów na 2000 dostępnych miejsc. System rezerwacji wskazuje, że w czwartek odświeżonych "Krzyżaków" zamierza obejrzeć jedna osoba.
Tylko nieliczne tytuły cieszą się popularnością. Jak dotąd "pełną salą" mogą poszczycić się twórcy filmów z Konkursu Głównego "Bliscy" oraz "Zabij to i wyjedź z tego miasta". Tyle że niektóre produkcje konkursowe są pokazywane w trakcie festiwalu tylko raz, niektóre trzy razy, inne pięć.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
W dodatku z czternastu filmów konkursowych aż sześć zupełnie nie jest dostępnych na festiwalowej platformie decyzją dystrybutorów poszczególnych tytułów. Cały zestaw obejrzą tylko jurorzy. Znamienne jest jednak to, że producenci wraz z dystrybutorami nie wycofali swoich "zakazanych" produkcji z konkursów, zapewne chętnie chwaląc się ewentualnymi nagrodami podczas późniejszej promocji tytułów.
Chaos wkradł się też do nowej sekcji Konkursu Filmów Mikrobudżetowych. Dzień przed rozpoczęciem festiwalu film "Ćmy" w reżyserii Piotra Stasika został wycofany z programu. Jak udało się ustalić Wirtualnej Polsce, producenci podjęli taką decyzję w związku z prowadzeniem rozmów o premierze produkcji na jednym z dużych międzynarodowych festiwali.
Brak najbardziej oczekiwanych premier w programie online dobrze odzwierciedla uroczyste otwarcie Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Po raz pierwszy pokazem otwarcia nie był film z tegorocznego Konkursu Głównego, a "Wojaczek" Lecha Majewskiego z 1999 r., który jest przewodniczącym jury.
Nadal zagadką pozostają branżowe zagrywki. Dlaczego polski kandydat do Oscara "Śniegu już nigdy nie będzie" Małgorzaty Szumowskiej mógł być pokazany online w ramach festiwalu ENERGA Camerimage, ale nie na gdyńskim festiwalu? Dystrybutor filmu Kino Świat nie chciał udzielić nam odpowiedzi.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Organizatorzy Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych włożyli wiele wysiłku i pieniędzy w przygotowanie 45. edycji. Ich platforma VOD działa bez zarzutu, ale co z tego, skoro widzów brak?
Trzykrotnie zmieniano koncepcję tegorocznego festiwalu, stawiając na mocno ograniczoną wersję, choć sensowniej byłoby poczekać na możliwość zorganizowania pokazów w kinach. Ugięto się jednak pod prośbami środowiska filmowego, które koniec końców wykazało się małą solidarnością poprzez narzucenie limitów widzów lub odmowę przeprowadzenia pokazów online oraz nikłe w nich uczestnictwo. To gorzka lekcja dla dyrekcji FPFF z nowo powołanym dyrektorem artystycznym Tomaszem Kolankiewiczem na czele. Pozostaje tylko czekać, jakie wnioski z niej wyciągną przy tworzeniu przyszłorocznej edycji.