Festiwal w Gdyni tylko dla wybranych. Zabrakło solidarności środowiska
To może być pierwszy na świecie festiwal filmowy bez widzów. Pomimo pandemii branża filmowa zdecydowała, aby za wszelką cenę zorganizować 45. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Nawet jeśli oznacza to, że widzowie zobaczą tylko dwie z czternastu konkursowych produkcji, a części filmów nie zobaczy nikt poza jury.
Z pewnością 45. edycja Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych przejdzie do historii. Tym razem miłośnicy kina nie spotkają się w Gdyni. Pandemia koronawirusa zamroziła w Polsce sektor kultury. Zakaz zgromadzeń i zamknięte kina zmusiły organizatorów festiwalu do przeniesienia się do sieci. Zresztą nie tylko ich.
Od kilku miesięcy organizatorzy polskich festiwali filmowych udowadniają, że wirtualne uczestnictwo wcale nie musi być gorsze od seansów kinowych. Wielu poradziło sobie z postawieniem własnych platform streamingowych, zdobyciem właściwych licencji od polskich i zagranicznych dystrybutorów oraz zaktywizowaniem widzów w mediach społecznościowych. Niektórzy, tak jak połączone Nowe Horyzonty i American Film Festival, odnotowali nawet rekordową frekwencję. Ale gdyński festiwal wybrał nieco inną drogę.
- Przez kilka miesięcy działaliśmy z optymistycznym nastawieniem, że to będzie prawie normalny festiwal, z widzami, w kinach. Mieliśmy w planach repliki festiwalu w całym kraju. Jeszcze kilka tygodni temu wydało się to być możliwe, ale stało się jak się stało - przyznaje ze smutkiem rzeczniczka prasowa FPFF Magdalena Jacoń.
Spośród czternastu tytułów, które znalazły się w Konkursie Głównym FPFF widzowie będą mogli obejrzeć online tylko dwa - "Salę samobójców. Hejtera" Jana Komasy oraz "Jak zostałem gangsterem. Historię prawdziwą" Macieja Kawulskiego. Ale nie na platformie festiwalu, a na zewnętrznych serwisach VOD, gdzie widnieją już od kilku miesięcy.
Osiem konkursowych filmów zostanie udostępnych online tylko dla członków branży filmowej i dziennikarzy. Pozostałe cztery zobaczą tylko jurorzy. Jak czytamy na stronie festiwalu, wynika to z "obostrzeń licencyjnych, narzuconych przez dystrybutorów organizatorom".
Tyle że na liście brakujących produkcji znalazły się "Magnezja" Macieja Bochniaka i polski kandydat do Oscara "Śniegu już nigdy nie będzie" Małgorzaty Szumowskiej, które w połowie listopada były w programie online festiwalu Energa CAMERIMAGE. W tym przypadku dystrybutor obu filmów Kino Świat udzielił licencji organizatorom festiwalu. Zapytaliśmy przedstawicieli firmy, dlaczego tak się nie stanie w przypadku Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Tuż przed publikacją artykułu otrzymaliśmy wiadomość, że wciąż trwają rozmowy dystrybutora z organizatorami festiwalu, dlatego na razie nie będą komentować sprawy. Jednak z naszych informacji wynika, że organizatorzy zakończyli już etap negocjacji.
- Dystrybutor tłumaczył się nam na różne sposoby, ale decyzji nie zmienił. To jest jego polityka dystrybucyjna. Mam poczucie, że zabrakło trochę solidarnego podejścia do wspólnej sprawy dla branży, jaką jest festiwal w Gdyni. Wielokrotnie branża filmowa zapewniała, że chce mieć wpływ na kształt festiwalu m.in. cały zeszły rok zabiegali o powołanie funkcji dyrektora artystycznego, a w momencie kiedy trzeba zachować się elastycznie wobec zmieniającej się rzeczywistości, trochę ustąpić, to nie wszyscy byli ku temu skłonni - komentuje rzeczniczka FPFF.
W trakcie gdyńskiego festiwalu nie zostanie pokazany też "Żużel" Doroty Kędzierzawskiej (dyst. Kino Świat) oraz "Sweat" Magnusa von Horna (dyst. Gutek Film). Ostatni z tytułów był pokazywany na festiwalu Nowe Horyzonty, ale tylko w ramach seansów kinowych. Kwestia zaprezentowania ich online dotyczy innego rodzaju licencji.
Postanowiliśmy upewnić się, czy filmy "zakazane" pomimo braku pokazów w ramach FPFF pozostaną w Konkursie Głównym oraz czy choć jury będzie mogło je obejrzeć.
- Jurorzy obejrzą wszystkie czternaście filmów konkursowych, co więcej staramy się, aby mogli je obejrzeć na ekranie kinowym. Wydaje nam się to właściwym krokiem w sytuacji, gdy jury ma przyznać nagrody za dźwięk czy montaż. W składach jurorskich są po trzy osoby w dwóch konkursach oraz osiem osób w Konkursie Głównym, więc zorganizowanie kameralnych pokazów w ścisłym reżimie sanitarnym nie powinno być problemem. Ale wciąż nie mamy pewności, czy wszyscy z jurorów przyjadą do Gdyni - zdradziła rzeczniczka festiwalu Magdalena Jacoń.
Mimo licznych przeszkód organizatorzy po konsultacji ze środowiskiem filmowym zadecydowali jednak, aby nie przekładać festiwalu na czas, gdy będą możliwe pokazy wszystkich konkursowych produkcji w kinach. Efektem jest gorycz ze strony zwykłych widzów, którzy zostali pozbawieni możliwości pełnoprawnego uczestnictwa w najsłynniejszym polskim festiwalu filmowym.
- Rozumiem głosy rozżalenia widzów. Też jestem widzem i jestem zawiedziona. Przez lata gdyński festiwal był zamkniętą imprezą branżową. Od urodzenia mieszkam w Gdyni i pamiętam czasy, kiedy z nosem przyklejonym do szyby Teatru Muzycznego patrzyłam na ten zaczarowany świat filmowych VIP-ów, do których nikt nie miał dostępu. Takie były źródła festiwalu, ale nie chcemy do nich powracać. W zeszłym roku festiwal gościł 70 tys. widzów, a teraz dystrybutorzy narzucili nam limity maksymalnie 2 tys. widzów, co wymusiło na nas podjęcie tej trudnej decyzji o ograniczeniu dostępu do platformy VOD tylko dla dziennikarzy i branży - tłumaczy rzeczniczka FPFF.
Czy renoma gdyńskiego festiwalu przetrwa ten kryzys i nie utraci zaufania widzów bezpowrotnie? Przekonamy się o tym dopiero za rok.