Młodzi filmowcy pod nadzorem. Tak rozgrywa ich TVP

Wiadomość dobra: Polski Instytut Sztuki Filmowej wreszcie finansuje produkcje młodych reżyserów. Wiadomość niezrozumiała: za 10 proc. wartości budżetu nadzór przejmuje TVP. Wiadomość zła: TVP mówi, co twórca powinien zmienić, a pole do negocjacji jest niewielkie.

TVP rozdaje karty, młodzi filmowcy nie są zadowoleni
TVP rozdaje karty, młodzi filmowcy nie są zadowoleni
Źródło zdjęć: © pixabay.com

Jest 14 września 2018 r. Polski Instytut Sztuki Filmowej ogłasza nabór do programu "Mikrobudżety". Mogą z niego skorzystać reżyserzy debiutujących w pełnometrażowej fabule. Młodzi filmowcy są w euforii – Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych o podobny mecenat zabiegała przez 10 lat. Ich postulat spełnił dopiero obecny dyrektor PISF, Radosław Śmigulski.

Zasady programu wydają się proste. Budżet filmu musi mieścić się w kwocie 700 tys. zł. PISF wykłada 85 proc., producent 5 proc., a 10 proc. ma pochodzić od koproducenta telewizyjnego.

TVP rozdaje karty

7 stycznia 2019 r. Po pozytywnej ocenie komisji PISF dofinansowanie otrzymuje siedmiu szczęśliwców. Większość filmowców jeszcze nie wie, kto zostanie koproducentem, a to okaże się kluczowe dla dalszej historii.

- W regulaminie podano, że koproducentem będzie telewizja, ale nie wspominano, że będzie ona nam narzucona i że to będzie TVP. PISF postawił nas przed faktem dokonanym – mówi jeden z beneficjentów "Mikrobudżetów".

Zgodnie z harmonogramem programu producenci mieli zawrzeć umowę z telewizją do lutego 2019 r. Nastąpiło jednak opóźnienie i jej szkic otrzymali dopiero w marcu. Z naszych informacji wynika, że nikt nie zgodził się na pierwotnie oferowane przez Telewizję Polską warunki współpracy.

- Okazało się, że bez zgody TVP nie możemy wybrać dystrybutora kinowego, sprzedać licencji na platformy VOD i zgłosić filmu na festiwale. Nie możemy również przyjąć ofert zakupu od zagranicznych agentów. Telewizja Polska chce mieć wpływ na wszystko i oczywiście współdzielić zyski. Nie chcieli odpuścić nawet kwestii produkcji gadżetów związanych z filmem - mówi jeden z producentów.

W umowie nie ma zapisów dotyczących dystrybucji kinowej przez TVP. Sama na tym polu na stosunkowo niewielkie, bo roczne doświadczenie.

Telewizja Polska ma na swoim koncie wprowadzenie do kin takich produkcji jak "Zenek", "Żelazny most", "Wszystko dla mojej matki" czy "Zieja".

Tylko jedna ekipa filmowa, z którą rozmawiała Wirtualna Polska otrzymała od TVP propozycję dystrybucji.

Wszystkie strony – uczestnicy programu, PISF i TVP - spotykają się, aby omówić warunki umów. Choć wszyscy startujący w "Mikrobudżetach" dostali taką samą umowę, ani PISF, ani TVP nie wyrażają zgody na wspólne negocjacje. Każdy musi robić to osobno.

Przedstawiciele PISF przyjmują co prawda uwagi filmowców, ale nie chcą pośredniczyć w rozmowach z koproducentem. Rozpoczyna się wielomiesięczny konflikt między producentami a TVP.

- Kiedyś było tak, że PISF mówił: "przyznajemy wam dofinansowanie, proszę wziąć pieniądze i cieszyć się, że możecie zrobić film". Teraz przyszło pokolenie młodych producentów, którzy zaczęli zadawać pytania, chcieli negocjować umowy, ośmielili się nie zgodzić na narzucone im rozwiązania. Chcieli samodzielnie zaplanować ścieżkę festiwalową. Dla PISF i TVP to było zaskoczenie, że po prostu nie podziękowaliśmy im, że możemy współpracować z nimi na ich warunkach - mówi osoba z produkcji.

Dlaczego zatem młodzi filmowcy zdecydowali się na udział w programie PISF?

- "Mikrobudżety" są świetną opcją, bo regulamin programu teoretycznie zapewnia producentom zachowanie pełni praw do filmu. Tymczasem alternatywy na polskim rynku filmowym nie dają takiej możliwości. Traci się status producenta i staje się podwykonawcą - ocenia inny z producentów.

Dlatego właśnie większość beneficjentów programu jest zbulwersowana tym, że TVP w praktyce przejęła kontrolę nad ich projektami i to za zaledwie 70 tys. złotych. Widząc, co się stało, uczestnicy programu twierdzą, że woleliby inaczej szukać brakujących 10 procent.

- Gdybyśmy mieli możliwość wejścia w bartery, to znaczy w porozumienie z firmami oświetleniowymi, kamerowymi, dźwiękowymi, że użyczają swojego sprzętu jako koproducenci, to łatwo byłoby zebrać te 70 tys. zł. Ale w "Mikrobudżetach" taka współpraca jest zabroniona – zdradza jedna z producentek.

Poprawcie te scenariusze

Sposób kontroli nad filmem nie był jedynym problemem. Wraz z postępami prac TVP żąda wpływu na kolejne etapy produkcji. Na przykład scenariusze zopiniowane pozytywnie przez PISF trafiają do działu literackiego Telewizji Polskiej. W przypadku części projektów dział wyraża wątpliwości. Od jednego z dyrektorów debiutanci mieli usłyszeć, że "teraz znaleźli się w trybach TVP i mają się do tego przystosować".

- To nie były uwagi typu: "tutaj siada tempo", "to niepotrzebnie wydłuża akcję" czy "trzeba wprowadzić dodatkową scenę czy punkt zwrotny". To raczej opinie: "nie wierzę, że ten bohater coś takiego by zrobił", "w rzeczywistości to środowisko jest inne", "to będzie lepsze bez przekleństw" – opisuje uczestnik programu.

Uwagi TVP co do filmów pojawiają się nawet po ich zrealizowaniu. Nie wszyscy beneficjenci programu krytykują jednak współpracę.

- Podczas pokazu pierwszej wersji montażowej pojawiły się niewielkie zastrzeżenia ze strony TVP idące z duchem stworzenia lekkiego kina familijnego. Uwzględniliśmy je i uważam, że wyszło to filmowi na dobre - mówi Rafał Bryll, reżyser filmu "Pewnego razu w ogródkach działkowych".

Prosiliśmy TVP o kontakt i rozmowę z Tomaszem Jaskulskim, który nadzorował w ich imieniu produkcje z "Mikrobudżetów". Jaskulski to w branży uznana firma, m. in. współproducent "Kleru". Znając realia, mógłby z łatwością ustosunkować się do wypowiedzi młodych kolegów po fachu. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Doszło z kolei do rozmowy o "Mikrobudżetach" z dyrektorem PISF Radosławem Śmigulskim. Była krótka – Śmigulski przerwał ją, zarzucając nam, że pytania są tendencyjne.

Kłopoty z festiwalem

Warunkiem dofinansowania filmów mikrobudżetowych przez PISF jest zaprezentowanie ich na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

W regulaminie nie ma żadnych precyzyjnych zapisów na ten temat. Twórcy byli przekonani, że mogą trafić do selekcji Konkursu Głównego. Nic z tego.

Trzy miesiące temu organizatorzy FPFF powołali Konkurs Filmów Mikrobudżetowych. Zarówno producenci, jak i reżyserzy dowiedzieli się o tym z mediów. To nie jedyny powód ich zaskoczenia.

- To inicjatywa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, aby taką sekcję konkursową powołać w tym roku – tłumaczyła w rozmowie z WP w lipcu rzeczniczka FPFF Magdalena Jacoń.

Z kilku źródeł usłyszeliśmy, że to osobiście dyrektor PISF Radosław Śmigulski naciskał na utworzenie oddzielnej sekcji dla mikrobudżetów. Doszło do spotkania filmowców z władzami PISF i organizatorami gdyńskiego festiwalu. Twórcy chcieli poznać powody decyzji.

- Byliśmy ciekawi, co decyduje o tym, że pełnometrażowe filmy fabularne z mniejszym budżetem trafią do innej sekcji. Przecież regulaminowo spełniamy wszystkie wymagania, aby dopuścić nas do selekcji Konkursu Głównego. Nikt nie potrafił uargumentować decyzji o powołaniu Konkursu Filmów Mikrobudżetowych – mówi jeden z uczestników programu.

Sam znalazł tylko jedną pozytywną stronę takiej decyzji.

- Dzięki takiemu rozwiązaniu wszystkie mikrobudżety zostaną zaprezentowane w Gdyni na tych samych warunkach. W ramach selekcji do Konkursu Głównego mogłyby przejść pewnie tylko 1- 2 filmy – wskazuje.

Młodzi filmowcy poprosili o interwencję Tomasza Kolankiewicza, nowo powołanego dyrektora artystycznego FPFF. Mimo że został wybrany na początku maja br., oficjalnie minister kultury Piotr Gliński powołał go na stanowisko w sierpniu. Kolankiewicz nie miał zatem głosu w decydowaniu o kształcie tegorocznych konkursów w Gdyni.

- Nie uczestniczyłem w podejmowaniu decyzji o utworzeniu Konkursu Filmów Mikrobudżetowych. Głosował nad tym Komitet Organizacyjny FPFF zanim zostałem powołany na stanowisko dyrektora artystycznego - potwierdza. 

Przyznaje, że w tym roku na negocjacje jest już za późno. O tym, czy Konkurs Filmów Mikrobudżetowych nie jest tylko jednorazową inicjatywą, okaże się za rok.

- W tym roku traktujemy ten konkurs jako eksperyment. Nie wiadomo, czy będzie on kontynuowany. Koncepcję przyszłorocznej edycji festiwalu będziemy opracowywać po zakończeniu tegorocznej. Słuchamy głosów producentów filmów mikrobudżetowych, którzy w umowie z PISF zobowiązali się do zaprezentowania swoich produkcji na festiwalu w Gdyni i jak najbardziej jestem otwarty na ich pokazy. Dołożę wszelkich starań, aby nie czuli się pokrzywdzeni - zapewnia Kolankiewicz. 

Ale artyści są rozczarowani. - Wszyscy tworzący filmy mikrobudżetowe napracowali się tyle samo, co filmowcy mający szanse dostać się do Konkursu Głównego. A nawet więcej, bo jeśli ma się mały budżet, to trzeba być wielokrotnie bardziej kreatywnym, żeby coś wyprodukować – mówi producentka Marta Habior.

Inny dodaje: - Nie wiedzieliśmy o tym, że nie będziemy mogli startować do Konkursu Głównego. Nie wiedzieliśmy o tym, że nasi aktorzy, reżyserzy, operatorzy nie będą mogli się starać o nagrody. Największym absurdem jest to, że produkcje realizowane jako pierwsze pełnometrażowe fabuły nie będą mogły ubiegać się o Nagrodę dla debiutu reżyserskiego przez to, że nie są filmami z Konkursu Głównego.

Dwie strony medalu

- Idea i początkowe założenia mikrobudżetów są słuszne, ale przebieg współpracy do najlżejszych nie należał – podsumowuje jeden z uczestników programu.

- Od 10 lat staraliśmy się w ramach młodej KIPY o podobny program, dyrektor Śmigulski faktycznie nas wysłuchał i wdrożył program "Mikrobudżety", jednak z uwagi na warunki współpracy z TVP, nie zdecydowałabym się na udział w tym programie ponownie – ocenia producentka Marta Habior.

Ale pojawiają się też pozytywne i umiarkowane recenzje programu "Mikrobudżety”.

- Na pewno w przyszłości będę starał się o dofinansowanie PISF w innych projektach, bo zdobycie finansowania prywatnego na polskim rynku jest trudne. Chętnie zrealizowałbym nawet kolejny mikrobudżet, bo mam już wprawę, pracuję ze sprawdzoną ekipą – mówi reżyser Rafał Bryll. - Poza tym uważam, że ten program jest bardzo potrzebny młodym i debiutującym filmowcom.

- Mimo wszystko jestem zadowolona, że możemy zrealizować film mikrobudżetowy. Co prawda jesteśmy uzależnieni od narzuconego nam koproducenta, ale nie demonizujmy. Mam nadzieję, że uda nam się z tego wyjść obronną ręką – dodaje producentka Natalia Bednarska.

Zamiast zakończenia

Już po zakończeniu pisania tekstu z WP skontaktowała się rzeczniczka PISF Monika Piętas-Kurek. Ponownie nie ustosunkowała się jednak do wątpliwości podnoszonych przez uczestników programu "Mikrobudżety". Odesłała nas do regulaminu programów operacyjnych PISF.

Dyrektor artystyczny Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych potwierdził, że twórcy filmów mikrobudżetowych nie będą mogli ubiegać się o Nagrodę za debiut reżyserski. Oprócz Nagrody dla najlepszego filmu mikrobudżetowego udało się uwzględnić nową sekcję w walce o Nagrodę Dziennikarzy, filmy oceni też Jury Młodych.

Z uwagi na trwające negocjacje i przedłużające się formalności ze strony TVP większość naszych rozmówców postanowiła zachować anonimowość.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (294)