Najważniejsi są smerfastyczni ojcowie
Coraz częściej rozmawiamy ostatnio ze znajomymi o tym, jak bardzo wpłynął na nas dom rodzinny, relacje z rodzicami oraz wszystkie radości i smutki, które przeżywaliśmy za ich sprawą. *"Smerfy 2" Gosnella to film, który szaleńczo bawi maluchy, starszym dzieciom sugeruje zaś, jak ważna jest miłość, jaką darzą nas rodzice. "Smerfy 2" to popkulturowa, pełna fajerwerków i przygód bajkowa opowieść z morałem. Gosnell składa w niej hołd rodzinie i prawdziwej magii, czyli bezwarunkowej miłości.*
Smerfowy sequel jest jak kolejny odcinek dobranocki, którą młodzi rodzice zabierający swoje dzieci do kina, wciąż pamiętają z własnego dzieciństwa spędzonego przed telewizorem. Kolejny raz zaglądamy do słonecznej wioski w środku magicznego lasu, odwiedzamy smerfy zapracowane, przemądrzałe, marudne, zapatrzone w siebie, śmiałe, uwielbiające się zgrywać i zazwyczaj sprytnie wymykające się z rąk fajtłapowatego czarnoksiężnika Gargamela (Hank Azaria dubbingowany przed Jerzego Stuhra) bądź łap jego rudego kota Klakiera. Jako dzieci dlatego chętnie wracaliśmy do smerfastycznego świata, bo - choć tak dużo się w nim działo - zwykle nic nie ulegało radykalnym zmianom. Gosnell zdaje się szanować tę tradycję, więc sequel bajki niewiele różni się od pierwszej kinowej części smerfowych przygód.
Podobnie jak wcześniej, smerfy znów zostają zmuszone do kontaktu z ludźmi. Tym razem nie dzieje się to jednak przez przypadek - dzieci Gargamela porywają Smerfetkę, by wydusić z niej przepis na smerfną esencję, dzięki której czarownik może uprawiać magię. Smerfy momentalnie decydują się wyruszyć z misją ratunkową. Gargamel nie mieszka już jednak w chacie na skraju lasu. Długo nie zagrzał też miejsca w Nowym Jorku, gdzie teleportował się za pierwszym razem. Gosnell czyni go nadwornym paryskim magikiem, którego sława obiegła cały świat. Stara się tym samym nawiązać do poruszanej ostatnio kwestii współczesnego spojrzenia na magię, która jest kanwą interesującego scenariusza filmu "Niewiarygodny Burt Wonderstone" (2013) z Jimem Carreyem w roli głównej, który miał swoją amerykańską premierę w marcu tego roku.
Za sprawą magicznych kryształów smerfy przenoszą się właśnie do serca Ameryki, do domu młodych Wilsonów, gdzie zawsze znajdują bezpieczną przystań na morzu ludzkich spraw. Rodzina Patricka (Neil Patrick Harris) i Grace (Jayma Mays), która dawniej przyjęła smerfy pod swój dach, zdążyła się jednak powiększyć o synka imieniem Blue (Jacob Tremblay) i dziadka, Wiktora (Brendan Gleeson). Wszyscy razem udają się więc do Paryża, gdzie znów stają twarzą w twarz z czarami i wrogami - wszystko w imię przyjaźni, która połączyła ich przed laty. Gosnell nie bez powodu przygląda się przy okazji trzem pokoleniom ojców. Czy to nie właśnie o nich jest druga część smerfastycznych przygód?
Ojcem jest przecież nawet Gargamel, który stworzył Smerfetkę na swój okrutny wzór i straszne podobieństwo. Błękitna blondynka, ulubienica Papy Smerfa, miała doprowadzić Gargamela do wioski, na szczęście w porę Papa dostrzegł w niej dobro i przemienił. "Liczy się to, kim się stałeś, a nie, kim się urodziłeś" - tłumaczy kilka razy. Gosnell tymczasem na wielu poziomach i za sprawą różnych konfiguracji, eksploruje temat relacji między ojcami a dziećmi, bezwarunkowej miłości i adopcji. Czyż wedle ludzkiego prawa, Smerfetka nie została przez Papę Smerfa właśnie adoptowana? W momencie jej porwania Papa staje na głowie, by ją odzyskać. W walkę angażuje wszystkich przyjaciół - z Patrickiem i Wiktorem - którzy sami zmagają się z problemem biologicznego ojcostwa - na czele.
Film Gosnella jest pod tym względem historią o bardzo spójnej konstrukcji i oczywistej metaforze. Nie jest przy tym filmem wielce dramatycznym. Lekkości dodają mu komediowe gagi inspirowane filmami z Audrey Hepburn w roli głównej, dynamiczne sekwencje lotów z "Gwiezdnych wojen" rodem oraz modna, popowa muzyka, która nadaje rytm surrealistycznym scenom akcji.