Największy seryjny morderca, o którym Hollywood milczy. Lekarz przez lata zabijał i przetrzymywał szczątki ofiar
W rozmowach o seryjnych mordercach w USA mówi się zwykle o Johnie Gacym, Tedzie Bundym czy wciąż nieuchwytnym "Zodiaku". Mało kto jednak kojarzy postać Kermita Gosnella, uważanego przez niektórych za największego seryjnego mordercę w historii kraju. Nowy film ma to zmienić.
Gosnell odsiaduje karę dożywocia za popełnienie trzech morderstw pierwszego stopnia i spowodowanie jednej nieumyślnej śmierci. Jego ofiary zmarły w klinice aborcyjnej, którą kierował przez ponad 30 lat. Trzy z nich to noworodki, którym osobiście wbił nożyczki w kark. Czwartej ofierze, 41-letniej kobiecie, podano śmiertelną dawkę leków przeciwbólowych.
O prawdziwym horrorze z udziałem abortera zrobiło się głośno w 2010 r., gdy policja przeszukała jego klinikę. Mężczyznę skazano rok później, ale zdaniem twórców filmu "Gosnell: The Trial of America's Biggest Serial Killer" media i Hollywood cały czas ignorują ten temat.
Film został zrealizowany za 2,4 mln dol. zebranych na Indiegogo cztery lata temu. Jedną z głównych ról zagrał Dean Cain ("Nowe przygody Supermana"). Początkowo planowano, że będzie to produkcja telewizyjna, ale z czasem zaczęto myśleć o dystrybucji kinowej. W zeszłym roku na drodze do wypuszczenia filmu na duży ekran stanął sędzia, który brał udział w procesie Gosnella. Udało mu się zablokować publiczne pokazy filmu w obawie, że został tam przedstawiony jako część skorumpowanego systemu. "Hollywood Reporter" donosi, że spór producentów i sędziego został rozwiązany i "Gosnell: The Trial of America's Biggest Serial Killer" trafi w październiku do 750 kin w całym kraju.
Obejrzyj: twórcy zapowiadają zbiórkę na "Gosnell: The Trial of America's Biggest Serial Killer":
- Pracowałem wcześniej przy trudnych filmach, ale ten jest wyjątkowy. Hollywood boi się tej treści. To prawdziwa historia, którą media próbowały zignorować od samego początku, więc wcale się nie zdziwiłem, że Hollywood zrobiło to samo – mówił John Sullivan, producent.
Według scenariusza, opierającego się na licznych dowodach, relacjach świadków i byłych pracowników Gosnella, lekarz ma na sumieniu nie cztery, a nawet kilka tysięcy ludzkich żyć.
- Nie ważne, jakie macie zdanie na temat aborcji, ale będziecie lepiej poinformowani po obejrzeniu "Gosnella" – powiedział Nick Searcy, reżyser.
Lekarz z misją
- Jako lekarz jestem bardzo przejęty świętością życia. Ale właśnie z tego powodu zapewniam aborcję kobietom, które tego chcą i potrzebują – mówił w 1972 r. Kermit Gosnell na łamach "Philadelphia Inquirer". Przez kilkadzisiąt lat przeprowadzania aborcji w jego gabinecie pojawiło się mnóstwo takich kobiet.
W rodzinnej Philadelphii cieszył się przed laty ogromnym uznaniem mieszkańców, miał opinię lekarza pomagającego najuboższym, zajmował się narkomanami. W latach 80. na jego wizerunku pojawiła się pierwsza rysa, gdy zaczęto mówić o niepłaconych podatkach. Klinika aborcyjna Gosnella miała być winna urzędowi skarbowemu 41 tys. dol.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Z czasem pod jego adresem zaczęto wysuwać kolejne, znacznie poważniejsze zarzuty. Kontrole wykazały, że przez kilka lat nie zatrudniał pielęgniarki zajmującej się pacjentkami po zabiegu, później zaczął zatrudniać niewykwalifikowany personel. W 2001 r. dzieci Semiki Shaw pozwały Gosnella, gdy ten nie udzielił ich matce pomocy dzień po przeprowadzeniu aborcji. Kobieta doznała silnego krwotoku i zmarła trzy dni później. Sprawa zakończyła się polubownie - lekarz zapłacił rodzinie pacjentki 900 tys. dol.
Przez 32 lata Gosnell otrzymał przynajmniej 46 pozwów.
Koszmarne odkrycie
18 lutego 2010 r. policja stanowa i agenci FBI zapukali do drzwi kliniki z nakazem przeszukania. Interwencję poprzedzało kilkumiesięczne dochodzenie w sprawie nielegalnego przepisywania Oksykodonu (silny lek przeciwbólowy o działaniu podobnym do morfiny i heroiny). Przy okazji odkryto mroczny sekret abortera, który był znany z "pomagania" kobietom z ubogich dzielnic i imigrantkom. Specjalizował się także w przeprowadzaniu tzw. późnych aborcji (po 24. tygodniu ciąży)
, za co pobierał 1,6- 3 tys. dol. W jeden dzień potrafił wykonać 8-10 zabiegów.
Z opisu policjantów wynika, że klinika doktora Gosnella przypominała scenerię z horroru. Krew na podłodze, odór moczu w powietrzu, wszędzie porozrzucane brudne szmaty. W poczekalni czekały półprzytomne kobiety, otumanione lekami podanymi przez niewykwalifikowany personel. Po klinice przechadzał się zawszony kot, jego pełna kuweta stała na pobliskich schodach. Narzędzia były zardzewiałe lub zakurzone, w szafkach znajdowały się przeterminowane leki. W gabinecie znaleziono tylko jedną rurkę ssącą, którą używano zarówno do odsysania krwi przy dokonywaniu aborcji, jak i do podawania tlenu.
Obraz makabry dopełniały szczątki abortowanych płodów trzymane w torbach w lodówce, kartonach po mleku i soku. Niektóre leżały w puszkach po jedzeniu dla kota. W słoikach z formaliną Gosnell trzymał odcięte stópki. W rozmowie z detektywem Woodem przyznał, że 10-20 proc. znalezionych płodów to ofiary późnych aborcji. Wiele z nich miało nacięcie u nasady karku – doktor Gosnell przecinał nożyczkami rdzeń kręgowy, uśmiercając w ten sposób noworodki. W sumie w jego klinice znaleziono szczątki ok. 50 dzieci, z których przynajmniej dwa mogły być zdolne do życia poza organizmem matki.
Cztery ofiary zamiast kilkuset
Cztery dni po przeszukaniu Gosnell stracił licencję i nie mógł już przeprowadzać aborcji, ale pozostał na wolności. Dopiero kilka miesięcy później jego sprawę przedstawiono w sądzie, opisując makabryczne praktyki Gosnella i jego personelu. Ujawniono, że pacjentkom podawano leki na wywołanie porodu, po czym sadzano je na toalecie. Kiedy płód wpadał do muszli, "pielęgniarki" wyławiały go, by nie zapchał kanalizacji. Później lekarz przecinał rdzeń kręgowy nożyczkami.
Zarzuty postawiono mu dopiero w styczniu 2011 r. Gosnell miał odpowiadać za popełnienie ośmiu morderstw – siedmiu noworodków (personel zeznał, że dzieci ruszały się i płakały) i 41-letniej imigrantki z Bhutanu, która zmarła rok wcześniej pod jego "opieką". Zgon był wynikiem podania śmiertelnej dawki leków przeciwbólowych.
Kermit Gosnell został ostatecznie skazany za zamordowanie trzech noworodków i nieumyślne spowodowanie śmierci 41-latki. Przyznał się do winy, godząc się na dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Inaczej mogła mu grozić kara śmierci.
Obrońca Gosnella nazwał całe dochodzenie linczem. Jego zdaniem oskarżenie miało charakter rasistowski i dotyczyło człowieka, który nie robił nic innego jak niesienie pomocy ubogim mieszkańcom wschodniej Philadelphii.
Kermit Gosnell przebywa w stanowym zakładzie karnym w Pensylwanii. Ma 77 lat.