Nałogi ważniejsze niż kariera. Oliver Reed chciał się napić w każdym barze i "zaliczyć" każdą kobietę
Był sobą do samego końca
Dla jednych szowinistyczny cham i alkoholik regularnie wszczynający burdy, dla innych utalentowany aktor, który przez swoje wybryki nie podbił Hollywood. Grał u najlepszych, ale grono producentów wpisało go na czarną listę. Oliver Reed nic sobie nie robił ze słów krytyki. Odszedł na własnych warunkach - po zabawie w barze, gdzie zamówił trzy butelki rumu, osiem piw, whiskey i koniak.
Gdyby nie pociąg do alkoholu i destrukcyjny styl życia, Reed mógłby teraz obchodzić 80. urodziny. Przez całe dorosłe życie drwił jednak z próśb i gróźb, które miały doprowadzić go do porządku.
- Mam w życiu tylko dwa cele: napić się w każdym barze i zaliczyć każdą kobietę na tej planecie – mówił, obejmując swoją nastoletnią kochankę (różnica wieku wynosiła 26 lat), którą później poślubił. Taki właśnie był Oliver Reed, który zmarł w przerwie zdjęć do "Gladiatora" Ridleya Scotta.