Natascha McElhone: nagrała film o zmarłym mężu, by pogodzić się z tragedią
Aktorka obdarzona nietuzinkową, wyjątkową urodą sympatię publiczności zdobyła zwłaszcza dzięki roli ukochanej głównego bohatera z "Truman Show". Natascha McElhone trzyma się z dala od świateł reflektorów, nie wikła się w żadne skandale i unika mediów. Zwłaszcza od kiedy niemal dziesięć lat temu z powodu osobistej tragedii znalazła się w centrum ich zainteresowania.
23.03.2017 | aktual.: 10.05.2017 17:56
Pochodzi z rozbitej rodziny - jej rodzice, dziennikarze, rozstali się, gdy dziewczynka miała dwa lata. Natasha została pod opieką mamy i później, kiedy zaczęła robić karierę, przybrała jej panieńskie nazwisko. W dzieciństwie pobierała lekcje tańca, ale nie kryła, że bardziej ciągnie ją do na scenę. W 1993 roku ukończyła London Academy of Music and Dramatic Art.
Zaczynała od występów w teatrze; w telewizji zadebiutowała w 1990 roku, gościnnie w serialu "Ruth Rendell Mysteries". Po raz pierwszy na dużym ekranie pojawiła się dopiero 6 lat później - dzięki roli Françoise Gilot w filmie „Picasso – Twórca i Niszczyciel” (w reżyserii Jamesa Ivory z Anthonym Hopkinsem w roli głównej) szybko zwróciła na siebie uwagę krytyki. Zaraz potem posypały się propozycje i McElhone pojawiła się w "Zdradzie" Alana Pakuli, "Pani Dalloway", "Truman Show", "Roninie" czy "Solaris". Widzowie kojarzą ją też zapewne z popularnego serialu "Californication", w którym występowała u boku Davida Duchovny'ego. Potem pojawiła się się w "Mr. Church" i "Londyn Town", a obecnie można ją oglądać w "Designated Survivor", w którym gra z Kieferem Sutherlandem.
Prywatnie aktorka wiodła niezwykle szczęśliwe i udane życie rodzinne. 19 maja 1998 roku poślubiła chirurga plastycznego, doktora Martina Hirigoyena Kelly'ego. Poznali się, gdy McElhone miała 16 lat. Pracowała wówczas w restauracji i jeden z barmanów zaprosił ją do siebie. Dziewczyna propozycję przyjęła, ale romansu żadnego nie było, bowiem w drogę wszedł im współlokator barmana - Kelly.
- Kiedy otworzył mi drzwi, straciłam mowę - opowiadała. - On nic nie dał po sobie poznać, ale później mówił, że jemu też stanęło serce. Aż trudno w to uwierzyć. Miał wtedy 21 lat, był studentem medycyny i odnosił pierwsze sukcesy w zawodzie.
Na poważnie zaczęli spotykać się w 1996 roku - byli dla siebie bardzo wyrozumiali; on nie protestował, kiedy McElhone wyjeżdżała kręcić film, ona zaś cierpliwie czekała, kiedy Kelly podróżował, między innymi w ramach organizacji "Lekarze Bez Granic". Zachwycała się jego wrażliwością i dobrym sercem; planowali nawet, że kiedyś zamieszkają w jednym z ubogich krajów i założą tam szkołę.
Po dwóch latach po ślubie urodził się ich syn Theodore, a po kolejnych trzech - Otis. Nikt się nie spodziewał, że ta sielanka nie będzie trwała wiecznie.
20 maja 2008 roku, dzień po ich dziesiątej rocznicy ślubu, Kelly, po ciężkim dniu w pracy, wrócił do swojego domu w Londynie. Od razu chwycił za telefon, by zadzwonić do żony, która przebywała wtedy w Los Angeles, gdzie brała udział w zdjęciach do drugiego sezonu "Californication". Niestety, nie udało mu się połączyć; McElhone była zajęta i trafił na jej automatyczną sekretarkę. Nagrał małżonce wiadomość, w której informował, że nie może się doczekać swojego przylotu do Stanów (mieli tam, z niewielkim opóźnieniem, świętować rocznicę) i podkreślał, jak bardzo cieszy się na myśl o kolejnym dziecku - McElhone była bowiem wówczas w czwartym miesiącu ciąży.
- To była bardzo radosna wiadomość. Dziękuję za nią Bogu - mówiła później aktorka. Nie spodziewała się, że będą to ostatnie słowa, jakie usłyszy od swojego męża.
Kelly rozłączył się i kilkanaście minut później był już martwy. Znajomych lekarza zaniepokoił fakt, że mężczyzna nie odbierał telefonu, więc jeden z jego przyjaciół udał się z wizytą i znalazł ciało mężczyzny leżące w korytarzu. Natychmiast wezwano pogotowie, podjęto próbę reanimacji, ale wszystkie wysiłki lekarzy okazały się daremne. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci była kardiomiopatia rozstrzeniowa.
Próbowano skontaktować się z McElhone, ale aktorka wciąż była na planie i przez wiele godzin nie odbierała telefonu, nieświadoma rozgrywającej się w Londynie tragedii.
Dopiero podczas przerwy wzięła do ręki telefon i na początku odsłuchała radosną wiadomość od męża. Dlatego następna, od jego przyjaciela Neila, w której prosił o pilny kontakt, wcale jej nie zaniepokoiła.
- Zadzwoniłam, a on zapytał, czy jestem sama. Pewnie bał się przekazać mi wieści. Powtarzał, że zrobili, co w ich mocy, a ja nieustannie się zastanawiałam, o co mu chodzi. To było bardzo absurdalne. Uznałam nawet, że skoro w Londynie jest pierwsza w nocy, to może Neil bełkocze przez sen.
Dopiero po chwili zrozumiała, co się stało. Była w szoku; jej życie legło w gruzach. Wiedziała też, że musi poinformować o tym synów, którzy beztrosko bawili się w sali naprzeciwko.
- Chciałam z tym zaczekać chociaż jeden dzień, ale uznałam, że będzie gorzej, jeśli usłyszą o tym od kogoś innego. Patrzyłam na nich, takich szczęśliwych, i wiedziałam, że zaraz zniszczę ich świat. To było okropne – wspominała.
Obecnie McElhone pogodziła się już z tragedią. Z pomocą przyjaciół nagrała film o życiu Kelly’ego, który miał pomóc jej i synom otrząsnąć się z nieszczęścia i pomóc wyjść z żałoby. Pisała też listy do męża, które wraz z innymi zapiskami zostały wydane w książce "After You: Letters of Love, and Loss, to a Husband and Father".