Trwa ładowanie...
d3qreln
choć goni nas czas
28-03-2008 16:24

Niefortunne nadrabianie zaległości

d3qreln
d3qreln

Jack Nicholson doszedł chyba do wniosku, że jako aktor niczego nie musi już udowadniać. Gra więc niemal wyłącznie w komediach. Nawet poważniejszą rolę w „Infiltracji“ Martina Scorsese potraktował w pastiszowej tonacji.

Nie mam nic przeciwko komediom i nie mam nic przeciwko komediowym popisom Nicholson. Problem w tym, że występuje on w coraz słabszych filmach, a usiłując nadrobić niedociągnięcia kolejnych scenariuszy coraz bardziej błaznuje. „Choć goni nas czas“ to właśnie taki przypadek.

Nicholson i partnerujący mu Morgan Freeman grają dwóch umierających starszych panów. Lekarze dają im niecały rok życia. Panowie postanawiają więc przed śmiercią zrobić wszystko to, na co wcześniej zabrakło im czasu, odwagi lub możliwości. To nie tylko nadrabianie zaległości, ale także sposób godzenia się z myślą o własnym przemijaniu.

Idea i przesłanie filmu są ze wszechmiar słuszne i szlachetne. Hollywood przez lata budował kult wiecznej młodości. Starość i śmierć traktował... jako coś wstydliwego. Teraz od takiego myślenia odchodzi, próbuje Amerykanów oswoić ze starzeniem się i z umieraniem.

d3qreln

Jednak film Roba Reinera oba tematy infantylizuje i sprowadza de facto do czysto pretekstowej funkcji. Po prostu potrzebny był punkt wyjścia dla scenariusza, który pozwoliłby Nicholsonowi i Freemanowi skakać ze spadochronem, polować w Afryce czy odwiedzić turystyczne atrakcje (piramidy w Egipcie, mauzoleum Tadż Mahal w Indiach).

Refleksję zastąpił w tym filmie wygłup. Nicholson szarżuje na całego. Przykro jest patrzeć na aktora takiej klasy, grającego w stylu Bena Stillera czy Eddie Murphy. Zbudowany z klisz scenariusz nie dawał mu zresztą większych szans. Bohater Nicholsona – jak większość ostatnio granych przez niego postaci – to cyniczy, zgryźliwy tetryk. Z kolei bohater Freemana – jak większość ostatnio granych przez niego postaci – jest pełen empatii, zrozumienia dla bliźnich i wewnętrznego ciepła.

W finale wygłup został doprawiony ciężką do strawienia i niezbyt pasującą do całości porcją ckliwości. Z komedii robi się melodramat, w którym nawet nihilista-Nicholson ujawnia ludzkie odruchy. Carpe diem – to przesłanie filmu Reinera. Chwytaj więc dzień i może raczej nie marnuj go na nieudane komedie.

d3qreln
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3qreln