Nieśmiertelny
Nieśmiertelny
04.12.2006 18:07
Wszyscy, którzy regularnie odwiedzają Filmweb wiedzą doskonale, że jestem fanem azjatyckiej kinematografii, a szczególną słabość żywię do Jackie Chana, którego filmy - oglądane na kasetach pochodzących z warszawskiego stadionu SKRA - były moimi ulubionymi w czasach szkoły podstawowej.
Niestety, nawet Jackie Chanowi zdarza się wystąpić w totalnej szmirze, a do takich zalicza się wchodzący właśnie na nasze ekrany Medalion w reżyserii Gordona Chana.
Jackie wciela się w postać policjanta - inspektora Eddiego Yanga, który wspólnie z brytyjskim detektywem Arthurem Watsonem ściga groźnego przestępcę o imieniu Snakehead. Ten ostatni przemierza świat w poszukiwaniu obdarzonego tajemniczą mocą chłopca, który - jak wierzy - będzie w stanie uczynić go nieśmiertelnym.
Kiedy chłopiec zostaje porwany Yang rzuca mu się na ratunek, jednak sam przy tym ginie. Chłopiec, korzystając z mocy magicznego medalionu, który ma przy sobie, przywraca go do życia. Yang nie dość, że powraca zza grobu to jeszcze zostaje obdarzony nadludzką siłą i szybkością, co sprawi, że nawet najtęźsi złoczyńcy nie będą mieli z nim szans.
W zeszłym roku w okolicach świąt Bożego Narodzenia w naszych kinach gościł inny film Jackie Chana - Smoking, w którym główny bohater dzięki eleganckiemu garniturowi był w stanie dokonywać najbardziej nieprawdopodobnych rzeczy. Medalion w pewnym sensie powiela ten pomysł, ale podobnie jak Smoking nie jest filmem udanym. Dlaczego? Może dlatego, że Jackie Chan nie potrzebuje żadnych dopalaczy, żeby zachwycić widzów swoimi umiejętnościami.
Swoją popularność Chan zawdzięcza unikalnemu stylowi będącemu połączeniem kina walki ze zwariowaną komedią. Jackie, jak nikt inny, potrafi poradzić sobie z przeciwnikami przy użyciu drabiny, kubła, czy szczotki. To, co robi wydaje się niewiarygodne, alewiemy (ujęcia z planu kończące każdy film Chana są tego dowodem), że w większości przypadków nie jest to wynik komputerowych efektów, ale ciężkiej pracy mistrza, który nigdy nie korzysta z usług kaskaderów.
W Medalionie obdarzono Jackiego magicznymi mocami, które jednak wcale nie przekładają się na większą widowiskowość filmu. Najlepsze sceny z Chanem to te, kiedy jako normalny człowiek rozprawia się z przestępcami przy pomocy kurtki, niż gdy na wzór Neo toczy powietrzny pojedynek ze Snakeheadem.
Sytuacji nie poprawia fakt, że efekty specjalne w Medalionie są fatalne. Nie czepiałbym się ich - w końcu Medalion to nie Władca pierścieni - ale recenzowany obraz jest jednym z najdroższych przedsięwzięć w historii azjatyckiej kinematografii(41 milionów dolarów), a na ekranie w ogóle tego nie widać.
Co gorsza większość walk została sfilmowana w charakterystyczny dla amerykańskich produkcji sposób. Obowiązuje szybki montaż i bardzo krótkie ujęcia przez co można dostać oczopląsu.
Zawodzi także scenariusz, który jest dziurawy jak sito. Z filmu nie poznamy historii tytułowego medalionu, nie dowiemy w jaki sposób znalazł się w rękach chłopca i dlaczego w ogóle jest w stanie obdarzyć kogokolwiek nieśmiertelnością. Tego rodzaju zagadnienia wyraźnie nie interesowały scenarzystów (na liście płac widnieje ich aż 5.), którzy swoje wysiłki skupili na tworzeniu coraz to nowych sytuacji, w których Jackie mógłby popisywać się swoją sprawnością fizyczną i nowo nabytymi mocami. Szkoda tylko, że gdzieś w tym wszystkim zagubili sens i logikę - prawa, które podobnie jak grawitacja w tym filmie nie obowiązują.
Do łez doprowadził mnie także partner Jackiego - inspektor Arhtur Watson, w którego wcielił się Brytyjczyk Lee Evans. Watson jest jednym z najbardziej irytujących bohaterów, jakich widziałem kiedykolwiek na ekranie. Po 5 minutach miałem go dość, a po 10 chciałem - podobnie jak niegdyś Tytus De Zoo - wskoczyć do filmu i go udusić.
Sami widzicie, że Medalion nie jest dobrym filmem. Fani Chana i tak się wybiorą do kina i ich już nie można uratować, ale pozostałym radzę trzymać się od tego tytułu z daleka. Strata czasu i pieniędzy.