Oscary 2019: Czy "Zimna wojna" wygra? Tu decydują wielkie pieniądze
Netflix wydał już około 25 milionów dolarów na promocję filmu "Roma", który walczy z "Zimną wojną" o Oscara. Jak odpowie Amazon – dystrybutor filmu Pawła Pawlikowskiego?
"Zimna wojna" kontra "Roma". Pawlikowski kontra Alfonso Cuaron. Polska kontra Meksyk. I wreszcie: Amazon kontra Netflix. "Roma" dostała 10 nominacji. "Zimna wojna" – trzy. Bezpośrednia walka toczy się o Oscary w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny oraz najlepszy reżyser. "Zimna wojna" to film w języku polskim, "Roma" – po hiszpańsku.
Dzieło Cuarona można oglądać w kinach, ale też z domowej kanapy, w serwisie Netflix. To światowy gigant, który według pisma "Variety" wydał już na promocję filmu 25 milionów dolarów.
Amerykański sen
Producentka "Zimnej wojny", Ewa Puszczykowska z łódzkiego Opus Film, nie chce zdradzić, ile na promocję wyda amerykański dystrybutor filmu, czyli Amazon Studios: - To tajemnica. Ale nie stoimy wcale na straconej pozycji. "Roma" ma swoją kampanię, a my naszą.
Ewa Puszczykowska tłumaczy nam, że Oscary to nie tylko kampania oscarowa w USA, ale też dziesiątki festiwali, przeglądów i nagród filmowych na całym świecie:
- Po drodze do Oscara są inne nagrody, np. Europejskie Nagrody Filmowe. Przed nami też BAFTA, czyli brytyjskie nagrody filmowe, gdzie jesteśmy nominowani w czterech kategoriach. BAFTY też mają ogromne znaczenie. Kampania to nie tylko Los Angeles i Nowy Jork, ale cały świat, bo członkowie Akademii Filmowej są rozrzuceni po całym świecie.
Jak taka kampania wygląda?
Ewa Puszczykowska: - Amazon zarządza kampanią w USA, bo znają tamtejszy grunt. Kampania to pokazy, pokazy i jeszcze raz pokazy. Oraz spotkania z twórcami. Paweł Pawlikowski, operator Łukasz Żal i Joasia Kulig są na miejscu w USA. Dla nich ten czas to wywiady, przyjęcia, bankiety. Osobiste poznawanie ludzi, osobiste wzbudzanie zainteresowania. Do tego kampania medialna: gazety, radio, telewizja. Dwa razy dziennie – czy raczej nocą, bo jest różnica czasu z USA – dostaję informacje zza oceanu, w jakiej prasie ukazała się wzmianka o "Zimnej Wojnie". To ma ogromny zasięg.
Jaki jest właściwie cel tej kampanii?
Puszczykowska wyjaśnia, że trzeba po prostu dotrzeć do jak największej liczby członków Akademii Filmowej, żeby zobaczyli film. - Na tym polega nasza praca. Jak już go zobaczą, to z pewnością będą zachwyceni. Ale muszą go najpierw obejrzeć - opowiada.
Allan Starski, zdobywca Oscara za scenografię do "Listy Schindlera" w 1993 r., tłumaczy w rozmowie WP, że członkowie Akademii mogą oglądać nominowane filmy w specjalnym serwisie streamingowym, udostępnionym im przez Akademię. – Poza tym dostajemy kopie, tzw. screenersy, bezpośrednio z wytwórni filmowych – wyjaśnia.
Czy obecność na bankiecie z twórcami filmu może przechylić szalę? Starski jest sceptyczny, co do takich stwierdzeń. - No wie pan, jak ktoś zagłosuje za zjedzenie kanapki, to może i tak. Ale na mnie to nie ma żadnego wpływu. Liczy się tylko jakość filmu - mówi.
Agnieszka Holland, która była nominowana aż za trzy filmy, w tym "Europa, Europa" i "W ciemności", mówi, że jej dotychczasowe kampanie oscarowe to kwota mniej więcej kilkuset tysięcy złotych:
- Ale Netflix to gigant, który jest dostępny w 190 krajach i który reklamując "Romę", reklamuje przy okazji siebie, czyli swój serwis. To jest więc reklama wielofunkcyjna, która im się opłaca.
Holland mówi, że polskie filmy nie mogą liczyć aż na takie pieniądze: - Świetny dokument "Komunia" Anny Zameckiej był na krótkiej liście, ale ostatecznie nie dostał w tym roku nominacji do Oscara. Nie udało się go dostatecznie wypromować. Poszły za nim za małe pieniądze.
Dotąd, jak podaje "The Guardian", solidna promocja oscarowa dla filmu amerykańskiego czy brytyjskiego, to był koszt około 5-8 milionów dolarów. Netflix, z 25 milionami, zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko.