''Oszukane'': Tylko dla WP! Wywiad z Ewą Skibińską
Jedna z najciekawszych i najpiękniejszych aktorek w Polsce nieczęsto pojawia się na dużym ekranie. Ostatnio widzowie mogli ją zobaczyć w kontrowersyjnej *"Matce Teresie od kotów" w reżyserii Pawła Saly. Teraz wraca do kin w jeszcze głośniej komentowanym filmie "Oszukane", autorstwa Marcina Solarza. Scenariusz filmu inspirowany jest prawdziwą historią noworodków podmienionych w szpitalu. Ewa Skibińska w "Oszukanych" wciela się w jedną z matek. W rozmowie z Katarzyną Kasperską aktorka opowiada o szokujących wydarzeniach sprzed kilku lat, które wstrząsnęły całą Polską.*
Film *"Oszukane" inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami sprzed kilku lat. Cała sprawa była głośno komentowana w mediach.*
Było to ponad 10 lat temu. O tej wstrząsającej historii, czyli przypadkowej zamianie niemowląt w szpitalu, dowiedziałam się z radia. Pamiętam to bardzo wyraźnie. Już wtedy cała ta historia wydała mi się bardzo filmowa - biologiczne bliźniaczki, tak jak w naszym filmie, zobaczył się przypadkiem na ulicy mając już kilkanaście lat. Proszę sobie wyobrazić, że w jakimś mieście w Polsce mijają się na rynku dwie identycznie wyglądające osoby. Z niedowierzaniem robią kila kroków w tył, żeby jeszcze raz spojrzeć w twarz swojego sobowtóra. Po krótkiej rozmowie zaprzyjaźniają się. Aż trudno uwierzyć, że taką historię przyniosło samo życie i dopiero później na bazie tych prawdziwych wydarzeń powstał scenariusz filmowy.
Kino wielokrotnie wykorzystywało ten dramatyczny motyw, któremu możemy przyjrzeć się z bliska w filmie "Oszukane". Wystarczy choćby spojrzeć na dzieło Krzysztofa Kieślowskiego "Podwójne życie Weroniki". Nie wiadomo jednak skąd Kieślowski czerpał swoją inspirację. Moim zdaniem twórcy "Oszukanych" starali się podejść do całej historii jak do dokumentu - obnażenie konfliktów, psychologicznych zachowań i piętnujących się skrajnych emocji.
Fot. ITI
* Reżyser filmu "Oszukane", Marcin Solarz, opowiada o swoim filmie jak o greckiej tragedii. Tłumaczy, że bohaterowie zostali postawieni w kryzysowej sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Jak pani ich odbiera?*
Bohaterowie filmu muszę nie tylko zmierzyć się z przyszłością, ale również z przeszłością, której nie było im dane wspólnie przeżyć. Myślę, że nieuniknione jest rozdrapywanie ran, jednak to rozdrapywanie ma również zadanie terapeutyczne: kto mnie wtedy oszukał? Kto popełnił błąd? Co by było, gdyby... Tej krzywdy jednak nie da się już cofnąć, a dalsza rekonwalescencja duszy i serca zależy już indywidualnie od każdego z osobna.
Co ciekawe, moja bohaterka nie traci poczucia humoru, nie traci wiary w to, że to wszystko się jakoś poukłada. Jednak z drugiej strony też robi uniki, nie zmusza się do uczuć, których nie ma względem nowej córki. Przynajmniej na razie. Traktuje ją jako osobę, z którą musi przejść pewnego rodzaju proces. Zupełnie inaczej zachowuje się druga matka, którą gra Katarzyna Herman. Ona pragnie jak najszybszego rozwiązania problemu - co zrobić, żeby poczuć się lepiej. Natomiast moja bohaterka dystansuje się. Spokojnie obserwuje dalszy bieg wydarzeń. Czas leczy rany i to właśnie czas podpowiada nam najlepsze, racjonalne rozwiązania problemów. Na to chyba liczy postać grana przeze mnie.
* Pani bohaterka jest również otoczona przez kochającą rodzinę, która wspiera ją w czasie kryzysu. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w przypadku samotnej matki, granej przez Herman.*
Tak, ona oczywiście jest chroniona przez rodzinę. To właśnie wsparcie bliskich daje mojej bohaterce największą siłę. Podobnie zresztą jak u mnie w życiu prywatnym - rodzina jest moim priorytetem.
Fot. AKPA
Odtworzenie całego spektrum emocji i namnażających się konfliktów zaprezentowanych w filmie jest czymś niesamowitym. Jak dużym wyzwaniem była dla pani ta kreacja aktorska?
Moja bohaterka odkrywa swoje emocje dopiero w tzw. mikrosytuacjach. Proszę zauważyć, że nie miałam silnie dramatycznych czy widocznie emocjonalnych scen do zagrania. Jednak te emocje, o których mowa – zaskoczenie, rozczarowanie, bezradność – mogą być dostrzegalne w spojrzeniu na nową córkę i na tę drugą matkę. W tych subtelnościach kryje się jej dramat i tajemnica. Moja postać przywdziewa maskę, nie chce pokazać wszystkich emocji.
Jak wiele wydarzeń z filmu jest zaczerpniętych z prawdziwej historii. Czy mieliście kontakt z rodziną lub rodzinami, których dotknął podobny dramat, co w filmie *"Oszukane"?*
Nie, nie rozmawialiśmy, nie nękaliśmy rodziny, której historia była inspiracją do napisania scenariusza. Z tego co wiem, to też nikt z ekipy nie robił tego na własną rękę. Jedynie scenariusz był naszą bazą. Taką przyjęliśmy regułę i formę pracy nad tym tekstem.
A nie zastanawiała się pani nad tym, dlaczego reżyser pozostawił swoich bohaterów samych sobie? Dlaczego im nie pomógł? Przecież mogli się zgłosić do psychologa, do osoby, która ułatwiłaby im pogodzenie się z nową sytuacją. W filmie nie ma kogoś takiego. Czy to nie jest niepotrzebne udramatyzowanie historii?
Sięga pani po idealne rozwiązanie, czyli po terapię. Moim zdanie, w społeczeństwie, w rodzinach rzadko potrafimy sobie pomóc. Weźmy za przykład jeszcze jeden znakomity film "Wstyd" w reżyserii Stevene'a McQueena [obraz opowiada o seksoholizmie - przyp. red.], gdzie również wystarczyło sięgnąć po psychologa i nie trzeba było się tak męczyć (śmiech). Ale jak życie pokazuje, to nie jest takie łatwe i zazwyczaj ze swoimi problemami zostajemy sami. Z drugiej strony, psycholog to jest ktoś, kto potrafi odblokować proces samoleczenia, a to co człowiek będzie musiał sam przejść i doświadczyć w tym procesie jest nieuniknione. Niemniej, kiedy słucham o problemach moich znajomych lub innych kobiet siedząc przypuśćmy u fryzjera, to traktowanie terapii jako rozwiązania nigdy nie jest brane pod uwagę.
Nie wiemy, czy rodziny, o których opowiada film "Oszukane" miały w którymś momencie zaoferowaną pomoc terapeutyczną. Niemniej w przypadku kina w rolę terapeuty może wcielić się sam widz, aby jeszcze głębiej przeanalizować przedstawiony dramat na ekranie.
Film *"Oszukane" opowiada o prawdziwym dramacie - zamiany niemowlaków w polskim szpitalu. Czy pracując na planie rozmawialiście między sobą albo być może doszły was słuchy, ile tego typu przypadków miało miejsce w naszym kraju.*
Ja przy okazji pracy nad "Oszukanymi" dowiedziałam się, że tego typu przypadków było mnóstwo w latach 60. Nie jestem pewna skąd pochodzą te informacje i czy ich źródło jest wiarygodne, niemniej dużo o tym rozmawialiśmy na planie. Ja sama mam do dzisiaj swój plasterek ze szpitala, nie plastikową bransoletkę, tylko autentyczny plaster. Przecież to można było tak łatwo zamienić, odkleić, przykleić nowy. Jak tylko o tym pomyślę, to aż mam ciarki na plecach. Dopiero później wprowadzono większe zabezpieczenia, w tym plastikową bransoletkę, którą można było zdjąć jedynie za pomocą nożyczek. Widocznie, coś się musiało dziać, że zaczęto stosować zwiększone środki ostrożności.
Fot. ITI
Dlaczego tak rzadko możemy podziwiać panią w kinie. Po znakomitej roli w *"Matce Teresie od kotów" powraca pani filmem "Oszukane", ale czy będzie coś więcej?*
Niestety cały mój czas pochłania teatr. Teatr daje mi ogromną satysfakcję i głównie tam rozwijam swoją karierę. Oprócz tego wciąż jestem bardzo związana z Pawłem Salą po wspomnianej „Matce Teresie od kotów” i najprawdopodobniej wspólnie zrealizujemy film pt. „Heroina”. Na razie producent walczy o pieniądze, a ja trzymam kciuki.
W najbliższym czasie w kinach powinna się też pojawić komedia Witolda Orzechowskiego "Kobiety bez wstydu", w której miałam przyjemność zagrać. Jestem ciekawa czy zobaczymy ją jeszcze w tym roku. A póki co, Teatr Polski we Wrocławiu. Zapraszam (śmiech).