Patrick Bruel: Czy ja wyglądam na ciacho? [WYWIAD]
Francuski piosenkarz, aktor i – tego się nie spodziewacie – zapalony gracz w pokera. Doświadczenie zebrane podczas karcianych wieczorów bardzo mu się ostatnio przydaje. Urodzony w Algierii *Patrick Bruel zagrał w śmiałej komedii z Sophie Marceau. Jak bardzo śmiałej? Powiedzmy, że określenie "twarz pokerzysty" nabrało dla niego nowego znaczenia.*
*"Seks, miłość i terapia" to komedia. Łatwo było żartować z tytułowych tematów?*
Ja już się czerwienię. Było bardzo trudno.
Dlaczego? To wdzięczne tematy...
To prawda. Seks to zawsze dobry powód do żartów. Na pewno łatwiej z niego żartować niż imitować jego uprawianie na ekranie. Odetchnąłem z ulgą, gdy przeczytałem scenariusz, śmiałość i ryzyko obyczajowe było obecne przede wszystkim w dialogach. Rozmowy bohaterów są gorące, bardzo sensualne, tym filmem udowadniamy, że słowa mogą być równie podniecające jak czyny.
Po tylu latach pracy przed kamerą można jeszcze odczuwać wstyd?
Czy wstyd? To taka dziwna emocja, która rodzi się zawsze przy kontakcie z obcym człowiekiem. Nie chcesz się obnażyć. Chcesz wypaść godnie, zachować klasę. Nawet jeśli musisz przejść po planie pełnym czterdziestu osób w samych skarpetkach. Oczywiście trzeba mieć do siebie dystans, tyle że ten dystans jest inny, gdy masz lat 20 i potem 40.
Pan ma pięćdziesiąt pięć.
Dlatego nie paraduję w samych skarpetkach.
To znaczy, że były takie propozycje?
Tak, ale od tego, by pokazywać ciało jest już młodsza gwardia. Nie kokietuję, nie mam nic przeciwko rozbieranym scenom w kinie, ale powiem to, co każdy aktor w moim wieku: to musi wynikać ze scenariusza, musi być uzasadnione. Kiedyś łatwiej przychodziło mi zrzucanie ubrania przed kamerą. Nie chodzi o wiek, może miałem mniej do stracenia? Zwykle uważa się, że o miłości łatwiej opowiadać w dramatach niż w komediach, ludzie myślą, że to temat wymagający odpowiednio poważnej oprawy. To było dla nas wyzwanie, by w komedii „Seks, miłość, terapia” uchwycić granicę pomiędzy pożądaniem a miłością. Wiele razy zdarza się w życiu pomylić te dwie silne emocje... Myślę że człowiek, który wymyśliłby szkolenia z tych dwóch zagadnień, zbiłby fortunę. W filmie bohaterowie uczęszczający na terapię próbują leczyć się z seksoholizmu.
Proszę wybaczyć śmiałość tego pytania, pan ma jakieś... uzależnienia?
Z których bym się leczył?
Z których moglibyśmy pożartować.
Gram w pokera. Chyba mogę nazwać się zawodowcem, jakkolwiek to brzmi. Zdarza mi się pojechać do Las Vegas na nieoficjalne mistrzostwa. Zdarza mi się sporo wygrać i sporo przegrać. Nigdy nie mówię o konkretach.
No to nie pożartujemy... Aktorstwo zdaje się pomagać w tej grze?
Zawsze powtarzam, że aktorzy nie są dobrymi graczami w pokera, za to pokerzyści są zwykle bardzo dobrymi aktorami.
Na szczęście pan jest również piosenkarzem.
Zdziwiłaby się pani, jak wielkie to opozycje. Kino i muzyka bazują na okazywaniu emocji, byciu otwartym, szczerym; gra w pokera to trzymanie emocji na wodzy, zwodzenie i manipulacja. Paradoksalnie ma to niewiele wspólnego z aktorstwem.
Ale chyba i tu, i tu trzeba umieć trzymać gardę wysoko?
To prawda, choć nie zawsze to się udaje. Granie z Sophie Marceau powodowało, że określenie „pokerowa twarz” nabrało dla mnie nowego wymiaru. Jestem tylko facetem, staram się być dżentelmenem. Sophie jest świetną dziewczyną, myślę że zostaliśmy kumplami. Bardzo się polubiliśmy, ale to jej zasługa. To osoba, której chcesz zaimponować. Jak facet, tak po męsku. To wypada na ogół żałośnie i śmiesznie. Proszę mi wierzyć, bywamy zredukowani do naszych... popędów. Nie tylko w kinie. A Sophie, mimo aparycji nie wykorzystuje swojej fizyczności w relacji codziennej. Nie jest femme fatale, rzekłbym raczej, że uwodzi zarówno jej spektakularna uroda, jak i nie mniej spektakularna inteligencja. Ta mieszanka bywa zabójcza, na szczęście nie jest to kobieta, która każdy dzień traktowałaby jak próbę sił, sprawdzian... To by było nieznośne.
Mężczyznom to uchodzi.
Kobiety są coraz bardziej śmiałe. Nie mam nic przeciwko paniom, które nie boją się mówić o swoich potrzebach, ale partnerom, nie całemu światu. To drobna różnica. Myślę że mimo wszystko najbardziej śmiałe i waleczne kobiety lubią od czasu do czasu być pozdobywane. Dobrze jest dać o siebie powalczyć. Mężczyźni też lubią mieć to złudne poczucie, że to oni uwodzą.
W filmie „Seks, miłość i terapia” pana bohater Lambert zdaje się być kompletnie bezradny wobec gry prowadzonej przez Judith.
To tylko potwierdza moją tezę, często to kobiety zdobywają mężczyzn, ale robią to na tyle umiejętnie, że faceci myślą, że to ich zwycięstwo. Judith jest bardzo bezpośrednia, nie interesuje jej zachowanie pozorów. Nie znam takich kobiet w życiu. To było bardzo deprymujące, być traktowanym jak obiekt seksualny. To po pierwsze, po drugie mam swoje lata, naprawdę trudno było mi uwierzyć, że taka kobieta jak Sophie traci głowę dla takiego faceta jak ja. Czy wyglądam na ciacho?
Sama nie wiem, pozwolę sobie na porównanie do eklerki, mogę?
Już nieco obeschłej... Jak się mnie pomoczy w cappuccino – ujdę!
Mężczyźni mają problem z upływem czasu?
Jeśli pyta mnie pani o kolejną zmarszczkę na twarzy, to nie, nie wpadam w panikę, gdy widzę upływ czasu przeglądając się w lustrze. Martwi mnie utrata sprawności fizycznej, zniedołężnienie, choroby umysłu, które towarzyszą procesom starzenia. Zanik pamięci i wspomnień dla człowieka jest agonią w wymiarze emocjonalnym, czy w ogóle ludzkim. Tracisz swoją tożsamość, swój biogram, ślad. Umykasz przed sobą, zapadasz się w niebyt jeszcze za życia.
Pod tym względem jestem chyba klasycznym przykładem człowieka niepogodzonego z upływem czasu. Mogę być siwy, ale chcę być nadal sprawny, aktywny, nie przekonują mnie takie określenia jak jesień życia, czy spokojna starość. Chciałbym sobie móc pozwolić na bycie niespokojnym na stare lata.
Nauka i medycyna pracują nad tym.
To prawda. Myślę jednak że nauka, medycyna i technologia nie zastąpią tego, co już dawno utraciliśmy. Nie potrafimy żyć w zgodzie z naturą, z jej prawami i rytmem. Nie mówię o życiu na wsi i żywieniu się energią słoneczną. Skrajności też nie są dobre. Jednak przez większą cześć naszego dorosłego życia nie robimy nic, by ochronić i wspomóc nasze organizmy. Nie dbamy o siebie, nie badamy się. Dotyczy to obu płci, choć może wciąż bardziej mężczyzn. Mam kolegów, którzy uważają, że to nie jest zbyt męskie iść do lekarza.
Chyba że po viagrę?
Łykanie viagry w pewnym wieku stało się modne, było łatwym rozwiązaniem wstydliwej niesprawności. Jednak nie rozwiązywało jej przyczyny. Mężczyźni chcą być męscy, chcą zdobywać, polować każdej nocy – mogą być otyli, łysi, nieogoleni, ale muszą udowodnić, że są sprawni seksualnie, to jest wciąż dowód ich mocy, wartości, pozycji.
Z tego też są terapie?
Tak. Na potrzeby filmu – mimo że to komedia – zacząłem uczestniczyć w kilku terapiach, obserwowałem ich przebieg i założenia. Ludzie próbują się wyleczyć z przedziwnych uzależnień: od seksu, sprzątania, hazardu, jedzenia, jeżdżenia windą, uporczywego mycia rąk. Proszę cokolwiek wymyślić, na pewno można się od tego uzależnić. Zdziwiło mnie, że palenie i alkoholizm są dziś coraz rzadszymi przypadkami – coraz częściej ludzie bagatelizują te nałogi, nikotyna i alkohol są wpisane w status społeczny, w styl życia pewnych klas.
Co innego, gdy przychodzi się mierzyć z uzależnieniem od seksu.
Trudno to wytłumaczyć przynależnością środowiskową, trybem życia. Na terapii spotkałem ludzi ze wszystkich grup społecznych. Nie chodziło o samo uzależnienie od stosunku, bliskości drugiego ciała – ci ludzie są wiecznie podnieceni i nie mogą zaznać zaspokojenia. Nie przynosi im ulgi masturbacja, seks trzy razy dziennie.
Łatwiej nam sobie wyobrazić mężczyznę z takim problemem niż kobietę.
To ma kulturowe podłoże. Podziwiam Sophie Marceau za odwagę zagrania takiej roli. „Seks, miłość, terapia” to komedia, która mimo wszystko wymagała przekroczenia tabu i przełamania stereotypów. Pomijając uzależnienie bohaterów, Sophie wciela się w kobietę, która traktuje mężczyzn instrumentalnie. Pokazujemy mechanizm, w życiu bywa na ogół odwrotnie. Myślę że film powinni zobaczyć mężczyźni, by zdać sobie sprawę z nieuświadomionych, a zakorzenionych impulsów. A w filmie to Judith nieustannie prowokuje. Ma ochotę na seks i to wyraża. Zdobywa łamiąc konwenanse, nie interesuje jej co wypada, a co nie.
Bez wątpienia mężczyznom wciąż więcej uchodzi, choć już rzadziej się słyszy, że kobietom nie wypada czegoś robić – że powinny być powściągliwe, zachowawcze, cnotliwe – nadal jednak zachowania mężczyzn tłumaczone są porywczością, naturą buntownika, leadera. Kobiety podlegają surowszym ocenom, ale co dziś znaczą tak naprawdę te pojęcia? Niewiele chyba. Różnice między płciami zacierają się i nie mówię tylko o tym, że mężczyźni zaczęli chodzić na manicure, depilować plecy, przyznawać się do kąpieli w płatkach róż. Wie pani, że wśród pokerzystów jest coraz więcej pań?
I co, ogrywają pana?
Jak najbardziej. Zarówno sukcesy, jak i porażki przyjmują lepiej niż mężczyźni.