Paweł Maślona: "Autorskość jest potrzebna, żeby tworzyć sztukę"

"Atak paniki" to debiut reżyserski Pawła Maślony. W entuzjastycznie przyjętej przez widzów i krytyków komedii w głównych rolach wystąpili: Dorota Segda, Grzegorz Damięcki, Magdalena Popławska, Artur Żmijewski, Aleksandra Pisula, Julia Wyszyńska i Bartłomiej Kotschedoff. Z reżyserem Pawłem Maśloną rozmawiamy przy okazji premiery filmu na Blu-ray i DVD.

Paweł Maślona: "Autorskość jest potrzebna, żeby tworzyć sztukę"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | H.Komerski

Skąd wziął się pomysł na film "Atak paniki"?
Paweł Maślona: Z kosmosu. Z życia. Pomysły nie wiadomo skąd się biorą, one się po prostu pojawiają i kiełkują. Później polega to na selekcji pomysłów. Nie ma tak, że bierzemy pomysł i on ląduje na papierze. Bierzemy go, zastanawiamy się nad nim, rozwijamy. On gdzieś kiełkuje i albo go odrzucamy albo on rośnie sobie dalej. W tym wypadku było tak, że pomysł urósł aż do filmu. Zalążek wziął się już cztery lata temu z tekstu, który pisałem z Olą Pisulą i Bartkiem Kotschedoffem (współscenarzyści "Ataku paniki"), który się nazywał "Historie śmieciowe". Dotyczył filmu, który miał się dziać w Neapolu w trakcie kryzysu śmieciowego. Przeszliśmy długą drogę z tym projektem, on w międzyczasie zupełnie zmienił swoje oblicze. Doszedł "Atak paniki", który był tytułem mojej etiudy szkolnej, której nigdy nie zrealizowałem, ale ten tytuł ze mną został. Później postanowiłem temu tytułowi podporządkować całą resztę filmu.

Jesteś także współscenarzystą "Ataku paniki". Czy to ułatwia pracę nad filmem, daje większą swobodę na planie czy wręcz przeciwnie przeszkadza?
Myślę, że może być tak i tak. Ważne jest, żeby film był zawsze "twój". On był mój też dlatego, że go pisałem i bardzo dużo czasu oraz energii poświęciłem na jego napisanie, więc w naturalny sposób on był ze mną dosyć długo. Wydaje mi się, że z filmem na podstawie scenariusza, który jest adaptowany też pewnie jest to możliwe. Później to jest kwestia zrobienia wszystkiego, żeby ten tekst przefiltrować przez siebie i mieć pewność, że realizujemy swój film, a nie jakiś obcy scenariusz. To jest podstawa autorskości filmu, a autorskość jest potrzebna, żeby tworzyć sztukę.

Czy "Atak paniki" ma w sobie więcej z komedii czy z dramatu?
Myślę, że koniec końców ten rys dramatyczny filmu czy tragiczny, jest bardziej dojmujący. Wydaje mi się, że on bardziej opisuje ten film niż to, co jest w nim komediowe. Mam wrażenie, że to, co jest w nim komediowe, jest pochodną dramatycznych sytuacji i tego, że obserwujemy ludzi, którzy się wykoleili, którzy są w sytuacji zupełnie nie do pozazdroszczenia i z tego się bierze ten komizm. Nie z tego, że chcieliśmy zrobić film, który będzie w pierwszej kolejności śmieszny. Nie zależało mi na tym, żeby robić komedię. Wydaje mi się, że gatunek tego filmu, czyli ta dziwna hybryda tragedii i komedii, pewnie dlatego jest taka, bo jest właśnie moja.

Czyli od dramatu po komedię?
Myślę, że tak.

Czym kierowałeś się wybierając obsadę do "Ataku paniki"?
Kierowałem się tym, czym zawsze, kiedy szukam obsady do filmu. Zależy mi, żeby znaleźć dokładnie te twarze, które staną się moimi bohaterami. Zawsze wyobrażam sobie, że właśnie tę osobę, a nie inną chcę zobaczyć w danej roli. Nigdy nie szukam aktorów po ich nazwisku, staram się sugerować tym, co dany aktor może mi dać. Czasami łącznie z wizerunkiem, z którym on przychodzi. Tak jak Artur Żmijewski ze swoim wizerunkiem, który przez lata stworzył. Ten wizerunek wykorzystuję po to, żeby uczynić z niego atut w filmie.

Czy pisząc scenariusz "Ataku paniki" razem z Aleksandrą Pisulą i Bartłomiejem Kotschedoffem miałeś już w głowie aktorów i aktorki, które mogłyby zagrać określone postacie?
W przypadku niektórych osób tak było. Często w trakcie pisania zastanawiam się już, kto mógłby zagrać określoną rolę. Czasami pomaga, żeby zobaczyć te osoby już wcześniej. W tym przypadku było tak, że niektóre osoby widziałem wcześniej, tak jak Magdę Popławską. Stosunkowo wcześnie zobaczyłem też Bartka Kotschedoffa w jego roli, czy Olę Pisulę. W trakcie pisania scenariusza podjąłem decyzję, że to oni zagrają te role.

Czyli to Ty o tym zadecydowałeś?
To była propozycja, która wyszła ode mnie. Znałem ich wcześniej jako aktorów, oglądałem ich egzaminy w szkole teatralnej w Krakowie i bardzo chciałem z nimi pracować. Myślałem o tym, jak postacie dostosować do nich. Zawsze nadchodzi ten proces, kiedy postać filmową próbujemy dostosować (ja tak przynajmniej staram się robić) do danego aktora, żeby ten aktor mógł tę postać przyjąć w jak najbardziej naturalny sposób.

Czym ten film wyróżnia się na tle innych polskich produkcji?
Myślę, że ogólnie na mapie filmów on się wyróżnia. Chyba dlatego, że jest mój i wydaje mi się, że jest osobny, oryginalny, ma jakąś swoją przedziwną formę, której wcześniej nie widziałem. Wydaje mi się, że ten film jest w jakiś sposób osobny na tej mapie.

Osobny, bo Twój?
Osobny, bo mój, bo w jakiś sposób wyjątkowy w tym dziwnym połączeniu różnych rzeczy, które się na niego składają. Wydaje mi się, że powstała bardzo ciekawa, oryginalna forma i jestem z tego bardzo dumny. Mam wrażenie, że on jest po prostu jakiś „swój”, więc w naturalny sposób się wyróżnia. I nie chodzi o to, czy in plus czy in minus, tylko, że jest osobny po prostu.

Dlaczego warto ponownie obejrzeć "Atak paniki" na płytach Blu-ray lub DVD? Czy uważasz, że to jest film, do którego powinno się wracać?
Sądząc po niektórych reakcjach widzów myślę, że ludzie mają potrzebę, żeby do niego wracać, co mnie bardzo cieszy, bo spotkałem wielu wielbicieli tego filmu, którzy mówią mi, że obejrzeli go dwa, trzy, cztery, czasami pięć razy. Ja sam najbardziej lubię te filmy, do których wracam, które chcę oglądać jeszcze raz i jeszcze raz. Mam wrażenie, że to jest film, który też wymaga czasami powtórnego obejrzenia, żeby go sobie poukładać w głowie, bo jest dosyć przedziwny.

Czy „Atak paniki” ma już grupę swoich wiernych fanów?
Myślę, że ten film ma taką swoją grupę. Ma też grupę swoich przeciwników - ludzi, którzy go nie znoszą, którzy wieszają na mnie psy, ale nie mam z tym problemu. To też mnie cieszy, bo lubię jak to jest żywe. Lubię, gdy film wywołuje spory, zderzają się z nim ludzie, nie akceptują go. To są fajne rzeczy, bo świadczą o tym, że dotyka się czegoś, jakiejś granicy, która jest nieustalona. Bardzo często jest tak i mam wrażenie, że tak jest również w tym przypadku, że dla wielu osób ta forma jest zbyt dziwna, zbyt nieoczekiwana, bardzo w kontrze do ich wyobrażenia komedii na przykład i dlatego niektórzy, jak się zderzają z tym filmem, to się od niego odbijają, a niektórzy go wciągają, wchłaniają i nim żyją. Myślę, że będę miał, nie tylko z tym filmem, ale z wieloma innymi, moimi filmami, różne grupy odbiorców, którzy będą w kontrze do siebie i myślę, że to jest bardzo dobre dla twórcy i dla filmu.

Czyli albo Cię kochają albo nienawidzą. Ale przynajmniej wzbudzasz emocje, prawda?
Tak. Najgorsza w sztuce jest "letniość", więc zdecydowanie wolę mieć dwa obozy, skrajne, niż jeden obóz letni, dla którego ten film jest jednym z wielu i nie przywiązuje do niego specjalnej uwagi.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)