Pierwsza dama polskiej sceny. 18 lat temu zmarła Hanka Bielicka
Niezapomniana wielka dama polskiego teatru, zawsze uśmiechnięta. "Jeszcze Polska nie umarła, póki się śmiejemy", tak brzmiało jej motto. Pełna gracji, w fantazyjnych kapeluszach. Była znana z trafnych, ironicznych, a czasem bezpośrednich wypowiedzi, jednak zawsze trzymała się granic dobrego smaku. 9 marca przypada 18. rocznica jej śmierci.
Hanka Bielicka przyszła na świat 9 listopada 1915 w rodzinnym cieple i dobrobycie, lecz w niebanalnych warunkach.
- Urodziłam się na wozie. Rodzice uciekali w pierwszą wojnę i koło Połtawy mama musiała zsiąść z wozu, żeby mnie urodzić – opowiadała.
Jej rodzina poświęciła dużo uwagi wykształceniu małej Hanki i jej kulturze osobistej – była harcerką, edukowała się w językach obcych, śpiewała w chórze i ćwiczyła grę na różnych instrumentach. To wszystko przydało jej się, gdy postanowiła poświęcić się scenie.
Od najwcześniejszych lat wykazywała pociąg do sceny, deklamując poezję przed każdym, kto był chętny, by tego słuchać. Śmiała się, że już wtedy odgrywała role charakterystyczne, nie licząc na role pięknych księżniczek. W dzieciństwie w "Kopciuszku" grała macochę, o czym opowiadała z żalem nawet po latach.
Niestety, bezproblemowe dzieciństwo zakończyło się za szybko. Wojna odebrała jej wszystko.
W 51. odcinku podcastu "Clickbait" typujemy, kto zgarnie Oscara, a kto będzie musiał obejść się smakiem. Kto naszym zdaniem zgarnie najwięcej statuetek? Przekonaj się, słuchając nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:
Nie wiedziała o śmierci ojca
- Życie w ogóle jest trudne. Mój ojciec, najpierw poseł na przedwojenny Sejm, potem dyrektor Kasy Komunalnej, został skazany nie wiadomo za co – wspominała w "Życiu na gorąco" - Po prostu go zabrano. 62-letni mężczyzna dostał 40 lat katorgi! Zmarł w 1947 roku. Nikt nam o tym nie powiedział. Moja mamusia, babcia, siostra Marysia i cioteczny brat na siedem lat zostali zesłani do Kazachstanu. Trzy miesiące jechali w wagonie bydlęcym! Przez kolejne lata nie mieliśmy kontaktu!
- Czasem myślę, że moje sceniczne życie było sposobem na odreagowanie wszystkich okropności, które przeżyłam – mówiła.
Bielicka uniknęła losu swojej rodziny – miała szczęście, ponieważ tuż przed wojną rozpoczęła pracę w teatrze w Wilnie. Publiczność od razu ją pokochała; nawet w trudnych czasach zdołała ich rozbawić i rozniecić w ich sercach iskrę nadziei.
Ślub
Szybko polubiła swoją "charakterystyczność" i obróciła ją na swoją korzyść. Wyróżniającym ją znakiem był uśmiech oraz... kapelusz. Na pytanie o ilość kolorowych nakryć głowy w szafie, odpowiadała:
- Liczyłam do 60. kapelusza, potem już mi się nie chciało. Kapelusze dalej kupuję i dostaję w prezencie. Mogę dodać, że chyba mam kapelusz na każdą okazję.
Teatr przynosił jej nie tylko radości, był także źródłem miłosnych rozczarowań. Jerzy Duszyński, przystojny idol polskiego ekranu, którego poznała na scenie, cieszył się uznaniem wśród kobiet. Mimo że był w związku, Bielicka zrobiła na nim wrażenie. - Hania, jakbym się miał ożenić, to tylko z tobą – deklarował.
Początkowo lekceważyła jego zaloty, lecz kiedy okazało się, że w Wilnie będą dzielić pokój, zareagowała:
- Ja?! Z mężczyzną w pokoju, do tego w jednym łóżku?! Co wyście, zgłupiały?! Bez ślubu ani rusz!
W 1940 roku wzięli ślub.
"Zdradził mnie na trzeci dzień"
Jednak ich małżeństwo nie należało do udanych.
- Myślę, że zdradził mnie już na trzeci dzień po ślubie. Jak wypił, to chodził na baby, wiedziałam o tym – zwierzała się Bielicka, dodając, że sama też nie była idealną żoną.
Pomimo problemów i niewierności Duszyńskiego, żyli razem przez 13 lat w przyjaznej atmosferze.
- Nasze małżeństwo przetrwało tak długo, bo moja mama była w Jurku zakochana, dogadzała mu, rozpieszczała go.
To Bielicka zdecydowała o rozwodzie, ale nie ze względu na niewierność męża – zakochała się w innym mężczyźnie, Jerzym Baranowskim. Z Duszyńskim rozstała się w dobrych stosunkach, później często wspominając tę decyzję z żalem.
Ale związek z Baranowskim się nie udał – kochanek był żonaty i nie miał zamiaru rozstawać się z żoną. Ponadto miał romans z inną kobietą, która urodziła mu dziecko.
- Odchorowałam to mocno, myślałam nawet o samobójstwie - mówiła Bielicka. Podobno nie tylko rozważała, ale nawet podjęła próbę odebrania sobie życia. Na szczęście udało się ją uratować.
"Jestem przygotowana na wszystko"
Po tych miłosnych niepowodzeniach przez długi czas żyła w samotności. Praca stała się jej całym światem.
- Mam trudności z chodzeniem po mieszkaniu, lecz kiedy mam stanąć przed publicznością, to czuję wielki przypływ energii. Wchodzę wtedy na scenę i mogę nawet zatańczyć. To jest cudowny zawód – opowiadała.
Zawsze uśmiechnięta, chętnie wspierała innych. Nigdy się nie skarżyła, chociaż jej stan zdrowia się pogarszał.
- Starość przyjmuję ze wszystkimi dobrodziejstwami – mówiła w "Ekspressie Ilustrowanym" - Biologicznie jestem przygotowana na wszystko, również na śmierć.
Zmarła 9 marca 2006 roku, w wieku 90 lat.