Wypił dwa kieliszki wódki i go zatrzymali. Sprytnie okiwał esbeków

Piotr Fronczewski jest jednym z najbardziej cenionych, a zarazem lubianych polskich aktorów. Jednak nawet rozpoznawalność nie uchroniła go przed wieloma laty przed zatrzymaniem przez milicjantów. A co więcej, zadziałała na jego niekorzyść. 27-letni wówczas gwiazdor stał się obiektem zainteresowania Służby Bezpieczeństwa.

Piotr Fronczewski to jeden z najbardziej cenionych polskich aktorów
Piotr Fronczewski to jeden z najbardziej cenionych polskich aktorów
Źródło zdjęć: © AKPA | Niemiec

W 1983 r. miał już na koncie udział w kilku znanych tytułach. "Ziemia obiecana" Andrzeja Wajdy, "Doktor Judym" Włodzimierza Haupego, "Trędowata" i "Znachor" Jerzego Hoffmana, serial "Lalka" Ryszarda Bera czy "Kung-fu" Janusza Kijowskiego. Zatrzymanie przez milicjantów odbyło się tuż przed premierą "Akademii pana Kleksa" Krzysztofa Gradowskiego, która przyniosła Fronczewskiemu ogromny rozgłos. Mimo to, a może zwłaszcza dlatego, został zatrzymany przez milicjantów, gdy wracał ze spotkania z Januszem Gajosem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zgłosili go do służby bezpieczeństwa. Zmyślnie ich wykiwał

Sytuację sprzed ponad 40 lat przypomniał miesięcznik "Historia Do Rzeczy". Dokładnie 9 stycznia 1983 r. Fronczewski, po wypiciu dwóch kieliszków wódki z Januszem Gajosem, wsiadł za kierownicę swojego poloneza. Na nieszczęście dla niego, a na szczęście dla innych uczestników ruchu drogowego, zatrzymała go milicja. Po dmuchnięciu w balonik aktorowi odebrano prawo jazdy. Ale na tym sprawa się nie zakończyła.

Zgodnie z obowiązującym wówczas zwyczajem funkcjonariusze zaraportowali incydent do Służby Bezpieczeństwa, która szukała haków na artystów, aby móc ich później szantażować i domagać się donoszenia na kolegów. A w tamtym czasie Fronczewski i tak miał już "swoją teczkę". Wszystko to za sprawą podpisania petycji z protestem przeciwko represjom wobec strajkujących w 1976 r. robotników. Jak przypomina "Na żywo", rozmowy telefoniczne aktora były podsłuchiwane, a kolega-agent z Teatru Dramatycznego (później okazał się nim Maciej Damięcki) miał za zadanie wyciągnąć z niego niepochlebne opinie na temat władzy.

W 1983 r. Fronczewski ponownie spotkał się z oficerem SB Zbigniewem Grabowskim, chcąc odzyskać utracone prawo jazdy. Nie odmówił też drugiego spotkania, co funkcjonariusz potraktował jako zielone światło i już wtedy oznaczył aktora jako tajnego współpracownika. Kiedy widzieli się kolejny raz, dostał upragniony dokument z powrotem, ale zamiast utrzymać sprawę w tajemnicy, zaczął celowo o niej rozpowiadać. W tym pojedynku o wygranej gwiazdora przesądziła naiwność esbeka.

W swojej książce "Ja, Fronczewski" podkreślał, że sprytne wybrnięcie z trudnej sytuacji zawdzięcza w dużej mierze przytomności umysłu. Wiedział, że odmowa współpracy może go dużo kosztować, ale "nie wyobrażał sobie innej reakcji". Jednocześnie mocno podkreślał, że nie ma zamiaru oceniać innych kolegów, którzy tej odwagi czy refleksu nie mieli i wdali się we współpracę ze służbami.

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" przestrzegamy przed wyjściem z kina za wcześnie na "Kaskaderze", mówimy, jak (nie)śmieszna jest najnowsza komedia Netfliksa "Bez lukru" oraz jaramy się Eurowizją. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (268)