Podkładał głos Rademenesowi i żartował z jego śmierci. Ludzie uwierzyli w plotkę o wypchanym kocie
Jedni zapamiętali go jako utalentowanego tłumacza, specjalistę od tekstów Leonarda Cohena, a także zdolnego poetę, satyryka i muzyka - innym już zawsze będzie się kojarzył przede wszystkim z kotem Rademenesem (na zdjęciu trzymany na rękach przez Daniela Kozakiewicza), któremu użyczał głosu w popularnym serialu "Siedem życzeń".
Maciej Zembaty, urodzony 16 maja 1944 roku, odnosił imponujące sukcesy zawodowe, stworzył kilka udanych scenariuszy i zasłynął również dzięki specyficznemu, wyjątkowo czarnemu poczuciu humoru.
Nieco gorzej wiodło mu się w życiu prywatnym - długo nie mógł znaleźć szczęścia w miłości; w stworzeniu stabilnego związku z pewnością nie pomagała mu ciężka choroba, z którą artysta zmagał się przez długie lata.
Cudowne dziecko
W młodości uchodził za "cudowne dziecko"; rodzice (mama nauczycielka i ojciec profesor prawa) wyjątkowo dbali o jego wykształcenie, toteż Zembaty pod tym względem znacznie przewyższał swoich rówieśników. Chociaż wszyscy byli przekonani, że w przyszłości chłopak zrobi karierę naukową, on wybrał zupełnie inną drogę i obwieścił, że zamierza zostać aktorem.
Bez problemu dostał się do łódzkiej filmówki - ale wkrótce z niej wyleciał. Jak twierdził, tylko dlatego, że odbił dziewczynę starszemu i wpływowemu koledze po fachu, Zygmuntowi Kęstowiczowi. Zaraz potem postanowił, że zostanie reżyserem - ale i na tym wydziale długo miejsca nie zagrzał.
Popularny serial
Ponieważ nie wyobrażał sobie, że miałby porzucić branżę filmową, z którą czuł się mimo wszystko mocno związany, zaczął pisać scenariusze - największą popularnością cieszył się naturalnie ten do serialu "Siedem życzeń".
- "Siedem życzeń" to współczesna baśń oparta na odwiecznej bajkowej zasadzie – co pomyślisz, to się stanie. Bohater staje przed możliwością zrealizowania dowolnych siedmiu życzeń i tylko od niego samego zależy, czy wybierze dobrze, czy źle. "Siedem życzeń" to siedem doświadczeń, dzięki którym bohater uczy się i doskonali – a wraz z nim powinni się uczyć także widzowie - mówił o swoim dziele.
Makabryczna plotka
Zembaty odpowiadał nie tylko za scenariusz "Siedmiu życzeń" - to również on użyczył głosu Rademenesowi, czarnemu kotu. I to także on odpowiada za makabryczną informację, która pojawiała się w mediach. Na którymś spotkaniu Zembaty zażartował, że ponieważ czarny kot grający Rademenesa zachowywał się przed kamerami wyjątkowo niesfornie i nie reagował na polecenia, znużeni zachowaniem zwierzęcia członkowie ekipy postanowili skrócić jego życie. Kot miał zostać uśpiony, wypchany i wykorzystany jako zwykły rekwizyt...
Plotkę zdementowano dopiero po latach - ekipa zapewniała, że wypchany kot, który pojawił się w kilku scenach, nie stracił życia na planie, był bowiem eksponatem wypożyczonym z uczelni.
Burzliwy związek
Zembaty, dzięki charyzmie i poczuciu humoru, nie narzekał na brak zainteresowania wśród kobiet - jego pierwszą żoną została Ewa Pokas, piękna aktorka, którą poznał jeszcze w PWST. Ich związek nie przetrwał jednak próby czasu. Zembaty twierdził, że żona stale go zdradzała; nieustanne awantury i sceny zazdrości doprowadziły do rozpadu ich małżeństwa po zaledwie dwóch latach.
Zembaty pocieszenia szukał w ramionach Ewy Gargulińskiej, plastyczki, ale z nią również mu nie wyszło - kobieta miała dość jego intensywnego, zakrapianego alkoholem i imprezowego trybu życia.
Ciężka choroba
Wsparcie i zrozumienie znalazł dopiero w trzecim małżeństwie, z Magdaleną. Żona, która z niepokojem obserwowała zachowanie męża, namówiła go na wizytę u specjalisty. Tam okazało się, że Zembaty cierpi na chorobę dwubiegunową, która sprawiała, że artysta stawał się nieprzewidywalny i po okresie euforii wpadał w prawdziwą depresję.
Magdalena dbała, by mąż brał lekarstwa i chodził na wizyty u lekarza, ale wreszcie miała dość. Zembaty próbował jeszcze ułożyć sobie życie z Elżbietą Dębską, jednak z czasem zdał sobie sprawę, że choroba uniemożliwia im normalne funkcjonowanie, i nie chcąc jej jeszcze bardziej unieszczęśliwiać, postanowił odejść.
"Jestem wolny"
Choroba miała destrukcyjny wpływ nie tylko na jego związki, ale także i karierę. Zdarzało się, że na scenie nie był w stanie wykonać przygotowanych wcześniej utworów. Kilka razy zasłabł. Gdy wpadał w depresję, nic go nie obchodziło i zawalał kolejne zlecenia. Potem wpadał w euforię; imprezował, stawał się duszą towarzystwa i brylował na scenie.
Sam twierdził, że wreszcie udało mu się pokonać chorobę; powtarzał też, że jest człowiekiem szczęśliwym.
- Po epizodach maniakalno-depresyjnych, z których przez pewien czas wychodziłem, lepiej pojmuję swój obecny stan szczęśliwości. No i jestem wolny. Wiem, co jeszcze w życiu muszę zrobić – mówił w tygodniku "NIE" 3 lata przed śmiercią.
Miał wiele planów, których nie udało mu się zrealizować. Zmarł nagle, 27 czerwca 2011 roku, w wyniku zatrzymania akcji serca.