Za dobry dla Netfliksa? Zaskoczenie. To miał być polski przebój roku
Niestety, polski serial "Heweliusz" nie został za bardzo zauważony na świecie. Wprawdzie w zagranicznych mediach pojawiają się tylko dobre opinie o naszym serialu, to jednak jest ich za mało, aby mogły mieć wpływ na zwiększenie oglądalności.
Serial wyreżyserowany przez Jana Holoubka podczas premierowego weekendu znalazł się wprawdzie w czołowej dziesiątce najpopularniejszych seriali Netfliksa, ale szybko z niej wypadł, a wyniki oglądalności, które platforma publikuje we wtorki, są rozczarowujące. Zwłaszcza jeśli porównamy je do rezultatów osiągniętych przez inne polskie produkcje Netfliksa.
Tak Netflix kręci swój wielki hit. Kulisy planu "Heweliusza"
"Heweliusz" od tygodnia jest numerem jeden Netfliksa w Polsce. Ale poza naszym krajem do Top 3 udało mu się awansować jeszcze tylko w kilku krajach, które były szczególnie zainteresowane tematem serialu (Niemcy, Szwecja, Islandia, ale także Egipt czy Arabia Saudyjska). Ostatecznie polska produkcja zajęła dopiero 8. miejsce na weekendowej liście przebojów i 4. pośród nieanglojęzycznych produkcji. Jej wynik to 3,3 mln wyświetleń i 17,1 mln godzin oglądania.
Dla porównania poprzednia serialowa produkcja Jana Holoubka - zrealizowana dla Netfliksa "Wielka woda" - zanotowała na starcie aż 45,8 mln godzin oglądania, a później jeszcze przed dwa tygodnie utrzymywała się w Top 10 największej platformy streamingowej. "Heweliusz" wypadł z niej już podczas pierwszego tygodnia wyświetlania. Serial osiągnął też dużo słabszy wynik od filmu "Druga Furioza", która na starcie zanotowała 7,1 mln wyświetleń.
Trudno powiedzieć, dlaczego "Heweliusz" na świecie "nie odpalił". Zwłaszcza że za granicą zbiera bardzo dobre recenzje i opinie widzów. "Jeśli jeszcze tego nie rozumiecie, pozwólcie, że powiem wprost: gorąco polecam obejrzenie tego polskiego miniserialu Netfliksa. Mam nadzieję, że zainspiruje Was do zachowania czujności wobec sposobu, w jaki rząd i wymiar sprawiedliwości zamiatają niewygodne dla nich zdarzenia pod dywan" – napisał dziennikarz "Digital Mafia Talkies".
Serial Jana Holoubka jest bowiem kroniką zapowiedzianej śmierci. "Jan Heweliusz nie był lubiany wśród marynarzy. Kierowcy też za nim nie przepadali. Zachowywał się na wodzie jak korek od szampana. (…) Już po niespełna dziewięciu miesiącach, podczas załadunku w Ystad przechylił się o 45 stopni. (…) W drodze do Świnoujścia marynarze zauważyli przechył na lewą burtę, który szybko się pogłębiał. (…). Takich przypadków było więcej. Armator zazwyczaj nie zgłaszał ich Izbie Morskiej. (…) Kolejne remonty powodowały, że Heweliusz przybierał na wadze. W konsekwencji eksploatacja promu stawała się albo coraz mniej opłacalna: by być w zgodzie z przepisami, Heweliusz powinien zabierać na pokład mniejszy ładunek. Albo mniej bezpieczna" – czytamy w książce Katarzyny Janiszewskiej "Katastrofa Heweliusza".