Od ponad 30 lat bada sprawę Heweliusza. Ocenił nowy serial Netfliksa o tragedii
Kapitan Marek Błuś w latach 90. rozpoczął dziennikarskie śledztwo w sprawie zatonięcia promu "Jan Heweliusz", do którego doszło w 1993 roku. Ekspert ocenił serial Netfliksa o nagłośnionej tragedii. – Co do zasady wszystko się tu zgadza, to jest jakby dokument kręcony technikami fabularnymi – stwierdził.
5 listopada premierę na Netfliksie miał miniserial dramatyczno-historyczny "Heweliusz", w którym reżyser Jan Holoubek przedstawił swoją wizję zatonięcia polskiego promu na Morzu Bałtyckim w 1993 roku. Sprawę od dawna bada kapitan Marek Błuś, który po premierze produkcji fachowo ocenił to, co zobaczył na ekranie.
Juliusz Machulski: "Żyjemy w normalnym kraju, w którym zdarzają się nienormalne sytuacje"
Kapitan Marek Błuś badał sprawę zatonięcia "Heweliusza". Ocenił nowy serial Netfliksa o tragedii z 1993 roku
Ekspert ds. bezpieczeństwa morskiego w sprawie zatonięcia "Heweliusza" w wywiadzie dla Onetu zauważył, że serial Netfliksa opowiada nie tyle o katastrofie, co o wydarzeniach, które nastąpiły później. "Gdybym miał wymyślić hasło reklamowe, to użyłbym frazy: »serial serio«. Dla mnie to nie jest rozrywka – raczej publicystyka polityczna, bo ten serial będzie uwierał, budził niepokój, prowokował pytania, także o stan państwa, o moralność urzędników. Absolutnie poważne zdarzenie zostało więc potraktowane absolutnie poważnie" – ocenił Marek Błuś.
Kapitan w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" stwierdził, że netfliksowemu "Heweliuszowi" bliżej jest do filmu dokumentalnego niż fikcji. "To bardzo mocne kino, z ogromną dozą realizmu. Widać, że katastroficzne sceny z wodą to nie jest efekt sztucznie wygenerowany w komputerze, tylko prawdziwy żywioł. Ten film mną wstrząsnął. Ale największe wrażenie zrobiły na mnie wcale nie sceny tonącego statku, ale rozmów w gabinetach. Bo serial »Heweliusz« to w dużej mierze film polityczny, rodzaj odważnej publicystyki politycznej" – zauważył Marek Błuś.
Ekspert powiedział też w wywiadzie dla Onetu, że twórcom "Heweliusza" udało się dokonać czegoś, co przerosło wielu dziennikarzy i polskie służby. "Nie wiem, czy twórcy czytali akta procesowe i prokuratorskie osobiście, ale na pewno czytały je osoby odpowiedzialne za research. W dodatku czytały je ze zrozumieniem. Sięgnęli dalej niż jacykolwiek dziennikarze, ze mną włącznie, z tego względu, że po pierwsze mieli już gotowy pewien background, po drugie – mieli dużo większe możliwości, choćby z powodu upływu czasu" – zauważył.
Marek Błuś ocenił "Heweliusza" na Netfliksie. Wyróżnił jedną scenę
Marek Błuś docenił także sceny, w których przedstawiono gabinetowe narady tuż po katastrofie. "Tam ludzie tylko rozmawiają, ale te rozmowy są absolutnie realne. Miałem wrażenie, jakbym widział i słyszał konkretne osoby, konkretnych urzędników z lat 90. Jakby ktoś ich nagrał i udostępnił taśmy twórcom. Słyszałem o takich rozmowach i w tych relacjach one dokładnie tak wyglądały, padały te same argumenty. Więc albo realizatorzy dotarli do dobrego źródła, albo wykorzystując swoją intuicję artystyczną, odtworzyli je wiernie" – ocenił kapitan w wywiadzie dla Onetu.
"Oglądamy państwo mafijne w działaniu, w którym najważniejsze decyzje nie są podejmowane w sposób zgodny z procedurami i prawem, ale w czasie gabinetowych rozmów. To działanie jest wymierzone nie tylko w kapitana Andrzeja Ułasiewicza, ale także przeciwko pokrzywdzonym. Widzimy, jak działa państwo, ale i społeczeństwo, bo z serialu nie wynika, że tylko ludzie na górze są zdemoralizowani. Mimo że wywodzą się z Solidarności, wchodzą w buty zużytej władzy i zachowują się podobnie jak aparat PRL-u. (...) Kiedy oglądałem [te sceny], to przypomniała mi się relacja pewnej osoby, która niechcący podsłuchała właśnie taką naradę. To wszystko zdarzyło się naprawdę" – dodał Marek Błuś, mówiąc o scenach gabinetowych redakcji "Gazety Wyborczej".
Ekspert twierdzi, że serial może przysporzyć twórcom kłopotów, mimo że bohaterowie "Heweliusza" mają zmienione nazwiska (z wyjątkiem kapitana Andrzeja Ułasiewicza, który kierował promem feralnego dnia). "Czy mogą spodziewać się pozwów? Nie zdziwiłbym się" – zauważył Marek Błuś. Z kolei w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" dodał: "Co do zasady wszystko się tu zgadza, to jest jakby dokument kręcony technikami fabularnymi. (...) To jest film fabularny, ale odwzorowuje historię Heweliusza i jej bohaterów bardzo często jeden do jednego. Oglądamy więc »prawdziwego« kapitana Ułasiewicza, jego żonę i córkę, i »prawdziwych« członków załogi. A także wiele prawdziwych sytuacji, oczywiście w dużym skrócie, bo akcja musi się toczyć wartko".