Porażająca klęska. Pustki w kinach na produkcji TVP
25 maja 2023 r. minęła 75. rocznica śmierci Witolda Pileckiego. Bohaterstwo "jednego z najodważniejszych ludzi ruchu oporu podczas II wojny światowej" na pewno zasługiwało na uhonorowanie dobrym filmem. Niestety, "Raport Pileckiego" jest nijaki i pozbawiony jakości, co w zestawieniu z postacią samo w sobie jest zbrodnią. Zwłaszcza, jeśli dodamy, że film koprodukowany przez TVP kosztował aż 38 mln złotych.
Przypomnijmy, że Witold Pilecki był polskim bohaterem, który uczestniczył w wojnie z bolszewikami w 1920 r., później w kampanii wrześniowej i konspiracji wojennej AK. Na ochotnika dał się pojmać Niemcom w łapance na Żoliborzu w 1940 r. i zamknąć w obozie Auschwitz, by dowiedzieć się i opisać życie w tym przerażającym miejscu. Założył też w Auschwitz ruch oporu Związek Organizacji Wojskowych.
Po ucieczce z obozu brał udział w powstaniu warszawskim. Walczył z gen. Andersem we Włoszech, jednak po wojnie wrócił do Polski. Aresztowany w 1947 r. przez UB, został skazany na śmierć w pokazowym procesie za szereg fikcyjnych przestępstw. Wyrok wykonano w maju 1948 roku w więzieniu przy ul. Rakowieckiej.
Raport Pileckiego - Zwiastun PL (Official Trailer)
Historię Witolda Pileckiego każdy Polak powinien znać. Problem polega ma tym, że jeśli przedstawimy ją w taki sposób, jak to zrobił Krzysztof Łukaszewicz, to możemy osiągnąć efekt przeciwny do zamierzonego. Młodzi ludzie "nie poczuję" tego bohatera. Film ogląda się w dużej mierze jako inscenizację czy szereg następujących po sobie rekonstrukcji historycznych. W wielu momentach razi sztucznością, sterylnością i teatralnością. Przypomina nudnie poprowadzoną lekcję z historii czy też HiT.
Przed kilkoma miesiącami "Newsweek" poinformował, że "Raport Pileckiego" kosztował w granicach 38 mln zł, co oznacza, że w czasach III RP droższe były tylko trzy, cztery produkcje ("Quo Vadis", "Karol. Papież, który pozostał człowiekiem", "Bitwa pod Wiedniem").
16 mln na dramat wojenny dała Polska Fundacja Narodowa, resztę dołożyły Telewizja Polska oraz Ministerstwo Kultury. Symboliczny milion przeznaczył na film Polski Instytut Sztuki Filmowej. Jak na tak ogromne fundusze, efekt w postaci frekwencji w kinach jest porażająco słaby.
Podczas premierowego weekendu "Raport Pileckiego" zgromadził w polskich kinach zaledwie 23,1 tys. widzów. Jest to któraś już rządu klęska historycznego filmu, nawiązującego do okresu II wojny światowej. Wystarczy wspomnieć takie tytuły, jak "Orzeł. Ostatni patrol" (18 tys. widzów na starcie) czy "Orlęta. Grodno '39" (22,2 tys. widzów).
Tymczasem niedawno pojawiła się informacja, że ma powstać kolejny film o rotmistrzu, tym razem z budżetem… 227 mln zł, co uczyni go najdroższą produkcją w historii polskiej kinematografii. Ten drugi film ("Enemy of My Enemy") ma wyprodukować firma Iron Mask z amerykańskim kapitałem.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" wplątujemy się w "Ukrytą sieć", wracamy do szokującego procesu "Depp kontra Heard" oraz ponownie zasiadamy do kanapkowej uczty w "The Bear". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.