Pretensjonalni buntownicy
Czego chcą bohaterowie Marzycieli? Uprawiać seks, kiedy mają na to ochotę, oglądać filmy, marzyć. I robią to. Młodzi idealiści kochają kino, kojarzące się im z wolnością obyczajową. Namiętnie oglądają filmy, które otwierają nowe horyzonty, kształtują sposób postrzegania świata i inspirują ich do nieustannych dyskusji.
Właśnie pod Filmoteką Francuską para bliźniaków Isabelle i Theo poznaje amerykańskiego studenta, który spędza czas w Paryżu na nauce języka i poznawaniu europejskiej kultury. Krótka znajomość od razu przeradza się w ogromną zażyłość, bo rodzeństwo zachowujące się z ogromną swobodą proponuje mu zamieszkanie pod jednym dachem. Natychmiastowe porozumienie dusz i umysłów widoczne jest gołym okiem, choć świat Matthew różni się od tego, który zastaje w domu francuskich przyjaciół. Wspólnie zaczynają uprawiać coraz śmielsze gry erotyczne, badając granice, do których mogą się posunąć. Rodzice Isabelle i Theo wyjeżdżają na urlop, więc młodzi ludzie nie będą czuli się niczym skrępowani.
Amerykanin zafascynowany jest miejscem, gdzie wszystko wydaje się nowe i ekscytujące, zwłaszcza, że miasto ogarnęły zamieszki związane z odwołaniem ze stanowiska dyrektora Filmoteki Francuskiej Henriego Langlois. Wywołało to protesty wśród młodych ludzi, podczas których doszło do starć z policją. W mieście czuć atmosferę buntu, niedługo ludzie wyjdą na ulicę. Jest przecież rok 1968. Świat próbuje się zmienić...
Marzyciele nie są jednak zapisem tamtych wydarzeń, a przemiany, jakie się wtedy dokonywały stanowią jedynie istotnie tło całej opowieści inkrustowanej fragmentami filmów Godarda, Truffauta, w której tle pobrzmiewa klasyka rocka.
Zapalna atmosfera Paryża z tamtego okresu podminowana jest dodatkowo śmiałym i niewinnym jednocześnie, odkrywanym przez Isabelle Theo i Matthew, seksem. Młodzi eksperymentują ze swoimi emocjami. Swoboda, z jaką oddają się filmowym quizom i seksualnym zabawom, wymyślając najdziwniejsze zadania może wydać się jednynie grą trojga wyuzdanych studentów, ale tak naprawdę chodzi o coś więcej. Mamy w filmie dwie przenikające się rewolucje, a może jedną pokazaną na dwa sposoby. Na zewnątrz od czasu do czasu ktoś rzuci kamieniem w okno, za którym słychać skandujący tłum, ale w mieszkaniu Isabelle i Theo toczy się ich prywatna walka i ta jest niezwykle wyrazista, radykalna i zdecydowana, tyle że mniej przekonująca.
Wolna miłość, brak zakazów, relacje na granicy kazirodztwa, odważne sceny erotyczne, tego w filmie jest pod dostatkiem, ale mimo to nie wzbudza on specjalnych emocji. Pretensjonalni bohaterowie prezentują nienaturalne zachowania i reakcje. Za wszelką cenę próbują być wolni, a w ich postępowaniu pełno jest sztuczności i wydumanej perwersji, choć tak naprawdę to ich wyuzdanie jest tylko pozorne. Wygląda to trochę tak, jakby studiowali podręcznik z zasadami jak być oryginalnym i wolnym za wszelką cenę.
Theo onanizuje się w obecności siostry i przyjaciela patrząc na zdjęcie Marleny Dietrich, Isabelle i Matthew kochają się na kuchennej podłodze, a jej brat bliźniak jakby nigdy nic przygotowuje posiłek. Dekadencka młodzież pali papierosy, pije wino, politykuje i słucha muzyki.
Klaustrofobiczna atmosfera mieszkania przytłacza - resztki jedzenia, butelki walające się po mieszkaniu, po którym nago przechadzają się młodzi nadwrażliwcy, wyjadający resztki ze śmietnika w oczekiwaniu na czek od zamożnych rodziców. Widać tak wygląda rewolucja.
Oglądając film Bertolucciego przywołujący wydarzenia paryskiego maja '68 i kino Nowej Fali ma się wrażenie jakby duch tego czasu wielkich nadziei, utopijnych marzeń i zmarnowanych szans wyparował z tej opowieści, w której tak naprawdę nie znajduję ani wnikliwej analizy realiów historycznych, ani prawdy psychologicznej.