Trwa ładowanie...
d402p5m
recenzja
26-09-2012 18:14

Pussy Riot z dyskoteki

d402p5m
d402p5m

Jeden z większych skandalistów amerykańskiego niezależnego kina i słodkie, dziewicze gwiazdki Disneya w jednym projekcie. Co może wyniknąć z takiej kombinacji? Absolutna, dziwaczna porażka albo zjawiskowy, eklektyczny obraz, który zwala widza z nóg. W przypadku „Spring Breakers” definitywnie zwycięża ta druga opcja. To obraz świadomie wykorzystujący cukierkową, popową estetykę rodem z MTV, ale światu w nim przedstawionym bliżej do psychodelicznego piekła, wypełnionego niekończącymi się kreskami kokainy, spoconymi wymodelowanymi nagimi ciałami wijącymi się w przesyconym seksem tańcu i dudniącą, transową muzyką.

„Spring Breakers”opowiada o czterech koleżankach, które marzą, by wyrwać się z nudnej szkolnej rutyny i pojechać na tytułowe wiosenne ferie na Florydę. W USA taki wyjazd jest zwykle pretekstem do wyrwania się na chwilę spod rodzicielskiej kurateli i oddania się zazwyczaj zakazanym uciechom w iście utopijnym stylu. Przez te kilka dni amerykańskie nastolatki bawią się tak, jakby nie było jutra, łamiąc wszystkie możliwe nakazy i zakazy, by potem wrócić jak gdyby nigdy nic do uczelnianej rutyny. O ile nie przywiozą z wakacji nieplanowanej ciąży, pielęgnują wspomnienia szalonych dni i powracają do nich wspólnie, jak do wspólnego, magicznego przeżycia, wielkiej tajemnicy. Dla bohaterek „Spring breakers” wymarzona „ucieczka od szarej codzienności” jest tak pożądana, że aby zdobyć potrzebne na wyjazd fundusze dziewczyny nie cofną się dosłownie przed niczym.

Korine zasłynął jako reżyser filmów trudnych w odbiorze dla niezafascynowanego eksperymentalnym obrazem widza (m.in. „Gummo”), a także scenarzysta legendarnych i skandalizujących „Dzieciaków” Larry'ego Clarka. Do swojego najnowszego projektu zaprasza aktorki kojarzone z pruderyjną, wybieloną amerykańską moralnością propagowaną przez mainstreamowe kino dla nastolatków – ex-dziewczynę słodziusiego idola gimnazjalistek Zaca Efrona, Vanessę Hudgens i Selenę Gomez, aktualną partnerkę sercołamacza podstawówkowiczek na całym świecie Justina Biebera. Wraz z Rachel Korine, dwudziestokilkuletnią żoną reżysera i Ashley Benson, znaną głównie z seriali telewizyjnych tworzą one zabójczą drużynę. Spuszczone ze smyczy „american sweethearts” swoje wiosenne ferie zamierzają przeżyć najlepiej, jak się da. Czyli szalejąc na skuterach w bikini, nie stroniąc od używek, uwodząc przypadkowych facetów i wdając się w niebezpieczny romans z lokalnych gangsterem...

Wbrew wyrażanym przez niektórych obawom, Korine nie pozwolił się słodkiej aurze swoich aktorek zdominować filmu. On ją cynicznie, perwersyjnie inteligentnie - a niekiedy histerycznie zabawnie - zgwałcił. Aktorki mogły łatwo przestraszyć się prowokacyjnej otoczki produkcji, ale widać, że doskonale odnajdują się w swoich rolach. Chyba rozumiały, że autor dał im szansę, by radykalnie zmienić swój wizerunek – bo w „Spring breakers” disneyowskie kwiatuszki wydoroślały w ekspresowym tempie.

d402p5m

Faith - bohaterka Gomez - jest troszkę spokojniejsza i bardziej wycofana. Ale Candy (Hudgens), Brit (Benson) i Cotty (Korine) o tym, co mamusia im mówiła, zapominają podczas pierwszych dziesięciu minut akcji. Ich postaci są nie tylko niegrzeczne, ale też niezależne i silne. Te młode kobiety płyną pod prąd, a ich bunt przeciwko systemowi, choć wypływa tyle z pasji co głupoty, jest spektakularny i po prostu piękny w swej bezczelnej wolności.

Absolutną „guilty pleasure” i jednym z największych atutów filmu jest zjawiskowa rola Jamesa Franco. Jako biały (ale we własnej głowie czarniejszy niż wszyscy jego ciemnoskórzy ziomkowie razem wzięci) rapero-gangster Alien, znany z „127 godzin” aktor zaliczył najprawdopodobniej rolę życia. Jego absurdalna charakteryzacja i ogólny wizerunek bazują na koncepcji nadmiaru, groteskowym przeroście formy nad treścią. To oczko, celnie puszczone w stronę kapiącej złotem i brylantami, warczącej drogimi furami i epatującej półnagimi dziewczynami wprost z gabinetu chirurga plastycznego gangsterskiej stylówy znanej z hip-hopowych klipów.

W porównaniu ze „Spring Breakers” inne „niegrzeczne” filmy o nastoletnich szaleństwach, jak „Project X” czy „American Pie” przypominają bajeczkę dla przedszkolaków. Nie tylko pod względem warstwy przedstawienia – bo film Korine'a nie cofa się przed niczym i pokazuje w najbardziej prowokacyjnych, dosłownych ujęcia, najchętniej w wielokrotnie powtarzanych zbliżeniach. To, co różni tamte produkcje od filmu niezależnego skandalisty, to przede wszystkim jakość i kompleksowość myśli, która podpiera pozornie błahą historyjkę.

„Spring breakers” to okrutna satyra na pustkę amerykańskiej popkultury – tym brutalniejsza, że sięgająca do tych samych wizualnych środków i estetyki, z której czerpie mainstream. To przebranie pozwala celnie wypunktować degenerację moralną i całkowicie zniekształcony system zasad, wyznawany przez bohaterki i pozostałych bohaterów. A także manię konsumpcjonizmu, wyznaczanie wartości drugiego człowieka tylko i wyłącznie na podstawie stanu posiadania oraz jałową pogoń za powierzchownym wizerunkiem zamiast wypełniającą go treścią.

d402p5m

Śledząc perypetie swoich nastoletnich bohaterek, Korine bezlitośnie obsmarowuje ideę „american dream”. Z wyobrażeń i marzeń przeciętnych amerykańskich młodziaków szydzi zarówno w genialnie banalnych dialogach, mistrzowsko rozpisanych scenkach rodzajowych jak i budując portrety psychologiczne poszczególnych postaci. Choć wielu próbowało, dopiero Korine'owi udało się tak bezczelnie pokazać zjedzonej przez tabloidy, reality-shows i świat celebrytów Ameryce środkowy palec.

d402p5m
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d402p5m