Aleksey Popogrebskiy przywykł do opowiadania historii o mężczyznach oraz marginalizowania roli kobiet. I dobrze. Było dobrze, kiedy na ekrany kin trafił jego fascynujący thriller – psychotyczny spektakl rozegrany na dwoje znakomitych aktorów na stacji meteorologicznej na Czukotce. „Jak spędziłem koniec lata“ zachwycał, „Proste sprawy“ zdumiewają – tym, jak bardzo film może być miałki, reżyser niezdecydowany co do obrania strony, po jakiej chciałby się opowiedzieć, a bohater boleśnie nieinteresujący. „Prostym sprawom“ najlepiej więc przylepić łatkę ciekawostki – filmu, który pokazuje, jaki etap przeszedł niezły reżyser, zanim nauczył się budować napięcie i zgrabnie przeprowadzać bohaterów przez meandry świata przedstawionego.
Akcja „Jak spędziłem koniec lata“ rozgrywała się na tle zlodowaciałej ziemi niczyjej. Może dzięki temu Popogrebskiemu było łatwiej ze skupieniem przyglądać się męskim postaciom. Filmowy świat Sergieja (Sergey Puskepalis) w „Prostych sprawach“ jest po miejsku zabałaganiony. Krąży po nim zbyt wiele anonimowych postaci i zbyt niewyraźny jest na ich tle główny bohater, anestezjolog. Niesympatyczny z niego koleś, przyzwyczajony do eleganckiego brania łapówek od co bogatszych pacjentów biednego, państwowego szpitala. Trudno mu się dziwić, ale i niełatwo brać jego stronę. Czasy nie są łatwe, ale stosunek Sergieja do kolegów czy żony pozostawia wiele do życzenia, córka zapewne też nie uciekła z domu bez powodu. Sergiej jest brutalny czy tylko obrzydliwie egoistyczny?
Reżyser nie chciał, żebyśmy odpowiedzieli sobie na to pytanie zbyt szybko. W pierwszej sekwencji dowiadujemy się o ucieczce nastoletniej córki i nieplanowanej ciąży żony. I dopiero w ostatniej zostaniemy skonfrontowani z decyzjami, które w obu przypadkach podjął mężczyzna. W międzyczasie wpadamy z nim w czarną dziurę – beznadziei, moralnej degrengolady oraz niezdecydowania prowadzącego do cwaniackich i żałosnych prób brania życia we własne ręce. To ówczesny krajobraz społeczno-kulturowy stawia Sergieja w tak niekomfortowej sytuacji? Raczej nie, Popogrebsky nigdy się nim nie przejmował, zawsze na pierwszym planie stawiał osobiste doświadczenia i eksplorowanie ludzkiej psychiki.
W „Prostych sprawach“ upraszcza jednak zarówno kwestię indywidualnego podejścia do spraw życia jak i śmierci – tych, z którymi stara się skonfrontować Sergieja. W domu czeka na niego spodziewająca się dziecka żona, w pracy umierający aktor. Przez krótką chwilę w powietrzu wiszą pytania o aborcję i eutanazję, ale zarówno Sergiej jak i Popogrebskiy omijają je szerokim łukiem, jakby w istocie nigdy się nie pojawiły. „Proste sprawy“ to film niespełniony i w złym tego słowa znaczeniu niedopowiedziany. Niedorysowane są losy bohaterów, kolejne sytuacje niedoreżyserowane. Jak na wanna-be-kino moralnego niepokoju jest bardzo kiepsko – Popogrebskiy nie wzbudza dyskusji, jego postaci nie wywołują emocji.