Riddickulous
Kiedy trzynaście lat temu David Twohy kręcił *"Pitch Black", tanią jak na standardy kina science-fiction produkcję (23 miliony dolarów), nic nie zapowiadało, że kładzie podwaliny pod sporą franczyzę, w skład której wejdą trzy filmy fabularne, jeden animowany i dwie gry wideo. Póki co. Tymczasem seria jest niezłomna jak sam bohater. Po znacznie słabszej części drugiej ("Kroniki Riddicka"), skopanej przez krytykę, "Riddick" podnosi się z piachu, otrzepuje i walczy - przede wszystkim o dobre miejsce w box-officie.*
06.09.2013 17:28
Vin Diesel wydaje się być stworzony do tytułowej roli. Jednocześnie barczysty, przypakowany, ale z inteligentnym spojrzeniem; groźny, bezwzględny, lecz też czarujący i przystojny Riddick w jego wykonaniu w tej części przeżywa podobne przygody, co w pierwszym filmie. Bohater ląduje na piaszczystej, pustynnej planecie. W krótkiej retrospekcji dowiadujemy się, jak został wystrychnięty na dudka przez podwładnych. I ta retrospekcja finiszuje wątki rozpoczęte w "Kronikach...". Nowy film zaczyna się trochę jak "Wolverine" – zresztą podobieństwo: tytuł równa się bohater także nie jest bez znaczenia. Riddick jest renegatem, wygnańcem – przez pierwsze pół godziny obserwujemy jego robinsonadę w scenerii rodem z filmów post-apokaliptycznych. Pierwsze dwa kwadranse to też czysty survival – Riddick zmaga się z srogą pogodą i niebezpieczną fauną zamieszkującą nieznany ląd. Zyskuje też partnera – przypominającego likaona czworonoga. Kiedy konwencja zaczyna się
wyczerpywać, na planie pojawiają się łowcy głów – najemnicy, którzy mają z Riddickiem niezałatwione sprawy. Rozpoczyna się polowanie – kto zna wcześniejsze filmy, wie dobrze, że w tym układzie kłusownik nawet nie zdoła się zorientować, że zamienił się miejscami ze zwierzyną łowną. Ale kiedy monstrualne skorpionopodobne maszkary wychodzą ze swych kryjówek, obie strony będą musiały wywiesić białą flagę.
"Riddick" po kilkoma względami jest filmem bardziej klawym niż poprzednia część. Twohy zrezygnował tutaj z patosu, niepotrzebnego rozbudowywania światów i wprowadzania kolejnych bohaterów i całych ras – brak mu lucasowskiej wyobraźni do kreowania spójnego i interesującego galaktycznego uniwersum. Znacznie lepiej czuje się w klimatach, które znamy z „Pitch Black” – czyli krwawego filmu akcji osadzonego w bliżej nieokreślonej przyszłości. Taki jest też "Riddick": czasami absurdalny, w kampowy sposób niedorzeczny, czasem autentycznie trzymający w napięciu, kiedy indziej obrzydliwy i zabawny tam, gdzie trzeba. Podczas seansu nie ma natomiast wrażenia niespójności – ten świat i stylistyka są koherentne. Dobrze się stało, że Twohy postawił na sprawdzoną formułę. Riddick jest jednym z najciekawszych bohaterów kina fantastycznego ostatnich lat – ów zimny drań, któremu nie sposób kibicować,
zasługuje na dobry film. Po sukcesie najnowszego – czego jestem pewien – powstanie bez wątpienia jeszcze nie jeden.