Romain Duris: Próbowałem patrzyć na Moliera jak na zwykłego faceta
Romain Duris to ceniony francuski aktor. Zagrał m. in. w "Smaku życia", "Exils" oraz w "Rytmie serca". Dwukrotnie nominowany do Nagrody Cezara. 17 sierpnia odbędzie się w Polsce premiera filmu z jego udziałem - "Zakochany Molier". Romain Duris opowiada Wirtualnej Polsce jak przygotowywał się do roli Moliera, jaki wpływ miały na niego lekcje kaligrafii oraz co czuł, gdy stanął na scenie Comedie Francaise.
Dlaczego zgodził się Pan zagrać Moliera? Co Pana zafascynowało w tej postaci?
Prawdziwą przyjemnością dla mnie była możliwość zagrania kogoś, kto żył w innym wieku, w innej epoce. Poza tym ważny był dla mnie fakt, że każdy zna Moliera wyłącznie jako pisarza. Poznajemy jego utwory w szkole i nie wynosimy nic z osobowości autora. Dla mnie prawdziwym wyzwaniem jest możliwość tchnięcia życia w tę postać, danie młodym ludziom nowego wyobrażenia o nim.
Wielu z nas postrzega Moliera jako posąg literatury. Nie bał się Pan historycznej odpowiedzialności?
Nie, zupełnie się nie bałem, ponieważ chciałem go pokazać jako człowieka – z całą jego wrażliwością. Oczywiście bałbym się, gdybym myślał o tej roli jako misji, ale moją naczelną myślą było zagranie go jako normalnego człowieka – czującego, myślącego. Dlatego starałem się wyprzeć ze swojej głowy owe postrzeganie Moliera jako monumentu, patrzyłem na niego jak na typowego faceta.
Jak wyglądały Pana przygotowania do tej roli?
Po pierwsze próbowałem sobie uświadomić jak wyglądało życie w tamtej epoce. Wybrałem się więc do muzeum i oglądałem obrazy przedstawiające sceny obyczajowe z życia ówczesnych ludzi, żeby zrozumieć jak zachowywali się w normalnych sytuacjach, w jaki sposób chodzili po ulicach, jakie były typowe zachowania społeczne. Skupiłem się przede wszystkim na obrazach, a nie na przykład na filmach, których akcja toczyła się w tym samym okresie, ponieważ chciałem mieć prawdziwe świadectwo tamtych czasów, a nie wyobrażenie współczesnych o tamtym okresie. Potem oczywiście zabrałem się za czytanie biografii Moliera, żeby z różnych stron odkryć jego świat i móc się w nim rozgościć. Zafascynowała mnie biografia Moliera stworzona przez Bułhakowa. Ponadto byłem także parę razy w teatrze, by obejrzeć sztuki Moliera.
Odwiedzał Pan także Comedie Francaise?
Tak, oczywiście byłem w Comedie Francaise, żeby móc poczuć wyjątkową atmosferę tam panującą. Ta scena jest dla mnie rodzajem świątyni. Gdy przekraczałem próg Comedie Francaise, czułem ogromną tremę. Jednak wiedziałem, że mogę tam spotkać ludzi, którzy wiedzą wiele rzeczy o okresie, w którym żył Molier. I faktycznie, byłem pod wrażeniem ich wiedzy.
. Pobierał Pan lekcje kaligrafii, żeby lepiej wczuć się w rolę?
Tak, to prawda. Sprawiało mi to wielką przyjemność. Szczególnie dlatego, że przed aktorstwem malowałem, skończyłem szkołę rysunku. Potrafiłem więc się szybko odnaleźć w tych czynnościach. Było to dla mnie bardzo interesujące doświadczenie. Pozwoliło mi to prześledzić jak zmieniał się sposób nauki i zdobywania wiedzy na przestrzeni wieków. Zajęcia z kaligrafii działały także doskonale na moją koncentrację (śmiech).
Co było dla Pana najważniejsze w budowaniu roli?
Słowem kluczowym była dla mnie wątpliwość. Wątpliwość na temat miłości Moliera, sposobu mówienia, jego wyborów, także tych artystycznych. Generalnie rzecz biorąc zaufałem swojej przyjemności grania Moliera, przyjemności bycia nim.
Która scena sprawiła Panu najwięcej trudności?
Nie mówiłbym tu o trudnościach, gdyż cały czas na planie czułem przyjemność z możliwości odtwarzania tej postaci. Wydaje mi się, jednak że niełatwym zadaniem było nadanie naturalności całemu projektowi. Nie chciałem udawać, jak ludzie z tamtej epoki mogli się zachowywać, chciałem po prostu zachowywać się tak jak oni. Łatwo było otrzeć się o przesadę, zrobić coś zbyt współczesnego czy nienaturalnego.
Czy miał Pan dużo wolności w kreowaniu postaci czy polegał Pan na wskazówkach reżysera?
Miałem całkowitą wolność. Dlatego też chciałem się jak najwięcej dowiedzieć o tamtym okresie – zwyczajach, zachowaniu ludzi i o samym Molierze, szczególnie w scenach, kiedy polegałem tylko na własnej wiedzy.
Moliere słynął z nadmiernego zainteresowania tym, jak jego szuki mogą zostać odebrane. Miał ogromne wyczucie publiczności, wiedział, co może się podobać. Czy Pan także dba o to, jak filmy z Pańskim udziałem zostaną przyjęte przez widownię?
Nie, całkowicie o to nie dbam, bo to nie moje filmy (śmiech). Fakt, że jestem aktorem świadczy o tym, że dużo od siebie daję. Staram się, aby bohater odpowiadał moim przekonaniom i tym, jak go odczuwam. Ale po zakończeniu zdjęć film już nie jest moim udziałem, więc w tym punkcie zupełnie nie jestem jak Molier. Poza tym on był pisarzem, reżyserem i aktorem – musiał więc dbać o wszystko. Ja mam ten komfort ograniczonej odpowiedzialności za produkcję, bo to już nie moje dziecko.