Ryszard Pietruski był królem życia. Pewnego dnia "po prostu pękło mu serce"
Był jednym z tych aktorów, o których nigdy się nie zapomina. Nazywano go królem życia. Wszędzie było go pełno. Podobno czuł się szczęśliwy, gdy budził zainteresowanie. W towarzystwie brylował. Chociaż w życiu grał pierwsze skrzypce, na ekranie zazwyczaj musiał ustępować miejsca kolegom. Wcielał się głównie w drugoplanowe postaci.
Oglądać go można było w ponad stu sześćdziesięciu produkcjach. Ważne miejsce w jego karierze zajął serial "Czarne chmury", w którym nie tylko wystąpił, ale także był jednym ze współscenarzystów. Historia uwielbianego przez widzów artysty, który zmarł we wrześniu 1996 r., jest gotowym materiałem na powieść czy film. Nie brakowało w niej nie tyko miłosnych zawirowań, ale także koszmarnych przeżyć okresu wojny.
Aż trudno uwierzyć, ale Pietruskiego pochowano jeszcze za życia, gdy podczas walk wolnościowych został uznany za zmarłego. Poznajcie losy nietuzinkowego aktora o wielkim sercu, które pewnego dnia po prostu pękło.
Tragiczne nieporozumienie
Urodził się w Wyszecinie koło Wejherowa, dzieciństwo spędził jednak we Lwowie. Tam też dorastał. Jego młodość przypadła na burzliwe czasy II wojny światowej.
W imię ojczyzny gotowy był na wiele. Chociaż ryzykował życie, wstąpił do wojska polskiego i walczył jako żołnierz 4. Dywizji Piechoty. Podczas wojny brał udział m.in. w bitwie o Kołobrzeg i w wyzwoleniu Warszawy.
Jak czytamy w "Życiu na Gorąco", to właśnie wtedy został uznany za poległego na Wale Pomorskim. Podobno do końca swoich dni przechowywał zdjęcie symbolicznego grobu w Złotowie, na którym widniała data śmierci: 2 lutego 1945 r.
Nie wątpił w siebie i swoje możliwości
Jego droga ku sławie była długa i kręta. Nie od razu trafił na scenę. Początkowo imał się różnych zajęć. Zanim został aktorem, pracował m.in. jako kelner.
Studia ukończył eksternistycznie w 1948 r. Podziwiać go można było na deskach teatrów w Olsztynie, Kielcach, Krakowie i Szczecinie. Przez kilka lat pełnił funkcję dyrektora stołecznego Teatru Muzycznego Roma. Nie wszystkim spodobało się, że to jemu przypadła w udziale ta funkcja.
- Pewnego dnia 1981 r. w różnych punktach Warszawy pojawił się odpis jego dyplomu. Kiepskie oceny miały zdyskredytować aktora w oczach publiczności - czytamy w tygodniku "Życie na Gorąco".
Efekt prowokacji był jednak zgoła inny niż przypuszczano. Publiczność jeszcze chętniej uczęszczała na spektakle operetki.
Etatowy czarny charakter
Był nie tylko cenionym aktorem teatralnym, ale przede wszystkim telewizyjnym i filmowym. Na ekranie zadebiutował pod koniec lat 50. Jedną z pierwszych produkcji, w których się pojawił, był "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy.
Grał u znanych reżyserów, którzy cenili jego naturalność przed kamerami. Paradoksalnie, nie otrzymał nigdy szansy, by w stu procentach pokazać, na co go stać.
Wcielał się głównie w bohaterów spod ciemnej gwiazdy. Chociaż przez większość kariery grał role drugoplanowe, dzięki ogromnej charyzmie umiał przebić się na ekranie.
Wszechstronny artysta
Mało kto wiedział, że Pietruski spełniał się nie tylko występując przed kamerami. Próbował także swoich sił jako scenarzysta. "Ojciec", "Kryształ" i "Wizyta" - to tylko część z jego filmów, które można było oglądać w telewizji.
Współtworzył też serial "Czarne chmury", w którym wcielił się w wachmistrza Kacpra Pilcha - sprytnego sługi pułkownika Dowgirda.
- Rysio był bardzo zaangażowany w ten serial, a jako współautor scenariusza miał wpływ na obsadę. Był niezwykle ambitny - zdradził w rozmowie z "Rewią" Leonard Pietraszak, który prywatnie przyjaźnił się z Pietruskim.
Chciał wypaść jak najlepiej
Telewizyjny hit był dla Pietruskiego tak ważną produkcją, że był gotowy na wielkie poświęcenie. Ryzykował zdrowie, by sceny z jego udziałem wypadły jak najlepiej i jak najbardziej wiarygodnie.
– Na planie, mimo obecności doświadczonych kaskaderów, chciał, tak jak i ja, wszystko robić sam. Reżyser miał z nami utrapienie – przytacza słowa jego ekranowego partnera "Rewia".
Niepowtarzalny i wyjątkowy
Przyjaciele wspominają Pietruskiego jako niebywale życzliwą i serdeczną osobę, z którą każdy chciał się przyjaźnić. Zasłynął z dużego poczucia humoru i dystansu do siebie.
- Lubił, gdy się o nim mówiło, ale też śmiał się ze swoich słabostek. Niekwestionowany mistrz anegdoty i błyskotliwej riposty. Nieobca mu była autoironia - czytamy w "Życiu na Gorąco".
Miłosne zawirowania
W życiu prywatnym nie zawsze wszystko układało się po myśli Pietruskiego. Jego pierwsze małżeństwo z aktorką Marią Hamerską nie przetrwało próby czasu. Para, która doczekała się córki - Magdaleny, rozstała się podobno w przyjaźni.
Po rozwodzie oboje wciąż utrzymywali ze sobą kontakt i do końca pozostawali w dobrych stosunkach.
Artysta znalazł szczęście dopiero u boku Hanny Buczkowskiej. Druga ukochana nie była związana ze środowiskiem filmowym.
Nagła śmierć była ciosem
Aktor zasłynął nie tylko jako znakomity artysta, ale i dobry człowiek. To on był pomysłodawcą charytatywnych spektakli Artyści Dzieciom. Jego wielkie serce, które miał dla innych, w końcu niespodziewanie odmówiło mu posłuszeństwa.
Ryszard Pietruski zmarł 14 września 1996 r. na zawał. Jak stwierdził w jednym z wywiadów Jerzy Gruza, po prostu pękło mu serce...
Pod koniec jego życia pojawiły się plotki o poważnych problemach zdrowotnych. Mówiło się, że walczy z rakiem. Ta informacja nie została jednak potwierdzona.
Ciało gwiazdy spoczęło na Powązkach w Warszawie.