Nazywano go "uosobieniem dobra". 87. rocznica urodzin Jerzego Bińczyckiego
Jego kameralny styl gry oraz niezwykłość w nawiązywaniu relacji z widownią sprawiły, że po latach od śmierci wciąż jest pamiętany i uwielbiany. Bogumił Niechcic z filmu "Noce i dnie" czy Rafał Wilczur ze "Znachora". W świadomości wielu kinomanów wizerunek Jerzego Bińczyckiego stopił się z portretami szlachetnych i wrażliwych mężczyzn, choć prywatne losy aktora nie zawsze były oczywiste.
Urodzony 6 września 1937 roku w Witkowicach Jerzy Bińczycki to jeden z największych talentów w dziejach polskiego aktorstwa. Sukcesy odnosił zarówno na ekranie, jak i na scenie. Tuż po studiach w Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego pracował w katowickim Teatrze Śląskim. W 1965 roku rozpoczął współpracę ze Starym Teatrem w Krakowie, z którym był związany do końca życia, tuż przed śmiercią zostając jego dyrektorem.
Chwytający za serce
Największą popularność i uznanie widzów przyniosły Bińczyckiemu ponadczasowe role z klasyków polskiego kina. Swoich bohaterów obdarzał autentycznością i wrażliwą naturą, co w połączeniu z oszczędnym stylem gry dawało efekt niewymuszonego, ale przekonującego aktorstwa.
Jego kreacje poruszały, ukazywały prawdę o ludziach, niesprawiedliwościach systemu oraz ironiach losu. Występował w wielu głośnych produkcjach – historycznym obrazie Kazimierza Kutza "Sól ziemi czarnej" (1969), serialu "Janosik" (1973) czy dramacie psychologicznym "Szpital Przemienienia" (1978).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dla wielu kobiet Jerzy Bińczycki stał się ideałem mężczyzny: szlachetnego i cierpliwie znoszącego trudności losu, ale też potrafiącego kochać z namiętnością. Tacy byli jego najsłynniejsi bohaterowie – znoszący humory żony Bogumił z "Nocy i dni" (1975) czy zagubiony Rafał Wilczur ze "Znachora" (1981), budzący współczucie odbiorców. A jaki na co dzień był aktor?
Jerzy Bińczycki – prywatny portret
Związany ze Starym Teatrem w tym samym czasie co Bińczycki, aktor Jerzy Trela wspominał przyjaciela słowami: "Bińczycki to był przede wszystkim wspaniały, zaskakująco życzliwy człowiek. Uosobienie dobra. A że lubił robić psikusy? To był zawsze z jego strony dowcip ciepły, a jeśli złośliwy, to po to tylko, aby kogoś pouczyć. Poza tym potrafił śmiać się również z siebie".
Z kolei córka Bińczyckiego z pierwszego małżeństwa – historyczka sztuki i archeolożka Magdalena Łaptaś – pamięta, że ojciec wykorzystywał popularność do niesienia pomocy innym. "Zawsze można było na niego liczyć. Był w stanie różne niezałatwialne sprawy ogarnąć nawet samym swoim pojawieniem się. Pewien reżyser kiedyś mocno popił, ktoś przerażony wezwał karetkę pogotowia i jakoś tak się stało, że odwieziono go do Kobierzyna. Kiedy wytrzeźwiał, zorientował się, że jest zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. A podpisał kontrakt na wyreżyserowanie sztuki. Zadzwonił do taty, błagając o pomoc. I tata go stamtąd wyciągnął" – opowiadała w rozmowie dla "Zwierciadła" córka Bińczyckiego.
Pod maską
Prywatny portret aktora we wspomnieniach jego bliskich i przyjaciół ukazuje nam człowieka pogodnego, z poczuciem humoru i dystansem, gotowego do pomocy innym. Taka charakterystyka przypomina ekranowy wizerunek Bińczyckiego i jego największe kreacje – nieszczęśliwego w małżeństwie Bogumiła czy godnie znoszącego utratę pozycji profesora Wilczura. Był to jednak wizerunek dość wyidealizowany.
Jego córka Magdalena stawia sprawę jasno: "Trzeba otwarcie powiedzieć, że tato miał problem z hazardem i alkoholem. W domu starano się nie poruszać tego tematu – ani mama, ani babcia, ani rodzina taty o tym nie mówili, ale Kraków jest specyficznym miejscem, trudno takie rzeczy ukryć, wiele słyszałam z tzw. miasta. Choćby o zamiłowaniu taty do gry w karty na pieniądze".
"Pamiętam też, jak w pewnym momencie tacie odebrano prawo jazdy. To było poważne uzależnienie. Mama nigdy nie rozmawiała o nadużywaniu alkoholu przez tatę, jej i jego rodzina też milczały, chronili go. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że nigdy do tej pory nie udzieliła żadnego wywiadu, który mógłby zaszkodzić jego wizerunkowi" – dodaje.
Dziś bardzo często, szukając przyczyny rozpadu pierwszego małżeństwa Bińczyckiego z aktorką Elżbietą Willówną, przywołuje się słowa aktora: "Nie wierzę w aktorskie małżeństwa, tego typu związki mają małe szanse na przetrwanie". Córka gwiazdora uważa jednak, że prawdziwym powodem rozwodu rodziców w 1974 roku był alkoholizm ojca. "Teraz we wszystkich tekstach pojawia się wypowiedź taty, że nie wierzy w małżeństwa aktorskie. Moim zdaniem to było sprytne odwrócenie uwagi od rzeczywistego problemu i pewnego rodzaju ucieczka od odpowiedzialności" – mówi Magdalena.
Najważniejsza rola: ojciec
Jednocześnie córka artysty zaznacza, że Jerzy Bińczycki był oddanym ojcem. Ze względu na charakter pracy i częste wyjazdy, widywała go przeważnie w weekendy i wakacje, ale zawsze czuła jego wsparcie oraz wiedziała, że gdyby stało się coś złego, to można na niego liczyć.
Dobre wspomnienia zachował również syn Bińczyckiego z drugiego małżeństwa, kulturoznawca Jan (ur. 1982): "Tworzyliśmy typową, mieszczańską rodzinę z rytuałem niedzielnych obiadów, podziałem obowiązków… Ale tata nie wprowadzał w domu reżimu. Nie chciał, żebym poszedł jego drogą i został aktorem. Straszył mnie tylko, żartując, że jak nie będę się uczył, to będzie musiał upchnąć mnie jakoś w teatrze jako halabardnika".
Jerzy Bińczycki odszedł nagle 2 października 1998 roku na zawał serca. Niemal ostatnie dwie dekady życia spędził u boku drugiej żony – ukochanej Elżbiety (z domu Godorowskiej), teatrolożki i działaczki politycznej. To ona była miłością jego życia. Dzieliła ich spora różnica wieku, ale połączyły życiowe priorytety i wielka miłość.
Jerzy Bińczycki tłumaczył: "Takiej kobiety szukałem. Zarówno mnie, jak i jej zależało na tym, żeby mieć prawdziwy dom, rodzinę. Tego nam brakowało. Mimo różnych temperamentów i rytmów wewnętrznych nasze marzenia i wyobrażenia o domu gdzieś się spotkały. To układanie wspólnego życia było dla mnie czasem wielkiego renesansu. Zaczęło się coś na nowo w mojej biografii, co zmieniło sens mojego życia".
Źródła:
"Jerzy Bińczycki we wspomnieniach córki: Tato pracował nad sobą i chciał się zmienić", Zwierciadło, z Magdaleną Łaptaś rozmawiała Joanna Derda.
Viva.pl, Zwierciadło.pl.