Ari Folman to mistrz dokumentu, nagradzany wielokrotnie jakiś czas temu zrewolucjonizował światową kinematografię. A wszystko za sprawą Walca z Baszirem. I nie rzecz w tym, że to o wojnie, o rzezi w Bejrucie, o masakrze zaserwowanej Libańczykom przez rodaków reżysera. Nie o to też idzie, że film ma autobiograficzny rys. Rewolucja jest bowiem pozafabularna i tkwi w formie, a nie w warstwie treściowej. Bo oto Ari Folman nakręcił dokumentalny film animowany. Rzecz zaskakująca i choć początkowo budząca mój sceptyzm- znakomita. Wojna w wersji animowanej nabiera uniwersalnej wymowy, staje się tematem ponadczasowym, to nie tylko TA wojna, ale każda inna. Również bohaterowie bardziej przypominają everymana niż noszą cechy indywidualne. Co więcej wojna w wersji animowanej nie trąci nadmiernie patosem, nie wzrusza zanadto, a skłania do konstruktywnej refleksji. Pozwala też przemycić jakieś treści pozawojenne. Na takie niespecjalnie znajduje się miejsce w innych tego typu obrazach. A film Walc z Baszirem to nie tylko
historia wojny czy rozrachunek z nią. To nie tylko opowieść o absurdzie, jakim jest wojna. To także zwrócenie uwagi na wspomnienia i ich rolę czy miejsce w życiu żołnierzy. Bohater (reżyser) brał udział w rzezi w Bejrucie. Poza fragmentarycznym obrazem tejże nie pamięta nic, wyparł wszelkie wspomnienia. Po 20 latach spotyka przyjaciela, którego każdej nocy we śnie goni 26 psów. To „pamiątka” po Libanie, wszak zabił on hordę 26 psów. Po tej rozmowie Ari uświadamia sobie, że wyrzucił z pamięci wojnę, że nie wraca ona do niego. Co więc robił, z kim był, czy zabijał, czy walczył, gdzie są jego wspomnienia? Te pytania zadaje walczącym z nim kolegom. Udaje się ich śladami i powoli wspomnienia wracają, a wraz z nimi następuje rozrachunek z samym sobą.
Reżyser poruszył ciekawe zagadnienie. Co dzieje się z wypieranymi wspomnieniami, jak radzą sobie żołnierze, którzy są tylko trybami w wielkiej wojennej machinie. Jedni próbują wmówić sobie, że to tylko gra, że to obóz (sic!), inni poddają się fali zabijania i czerpią radość z tego, co robią. Jeszcze inni po wojnie chcą wrócić do tego samego punktu, w którym byli nim ta się rozpoczęła i wtedy wypierają wspomnienia. Rzecz w tym, że te w każdej chwili mogą one powrócić.
Dokumentarny charakter i realizm Walca z Baszirem podsyca fakt, że głosy bohaterów są autentyczne. Nie każdy, ze względu na wątpliwy status uczciwego, chciał się pokazać, (stąd m.in. decyzja o tym, by zrealizować film animowany ) każdy jednak, by podkreślić prawdziwość historii Ariego, użyczył swojego głosu. Ale film Folmana nie jest jedynie realistyczną opowieścią, wszak wplata w nią reżyser wizje i sny nadające filmowi charakter oniryczny, momentami ocierający się o halucynacje. Ta część jest bardziej plastyczna i odrealniona. Ostatnia zaś minuta to rezygnacja z animacji na rzecz wstrząsającego, autentycznego obrazu rzezi w Bejrucie. Ta scena- totalnie już wzruszająca- tylko utwierdza w przekonaniu, że Ari Folman, decydując się na dokumentarny film animowany, otworzył nowy rozdział w światowej kinematografii.