''Skubani'': Każdy aktor chciał być kiedyś jak Piotr Fronczewski
19.12.2013 | aktual.: 22.03.2017 16:06
None
Podczas niedawnej konferencji prasowej promującej animację „Skubani”, która wejdzie do polskich kin już w styczniu 2014 roku, Cezary Pazura stwierdził, że „każdy aktor chciał być kiedyś jak Piotr Fronczewski”. Jest w tym wiele prawdy, choć dotyczy ona nie tylko artystów. Dzięki takim rolom jak Pan Kleks czy Franek Kimono, słynny aktor imponował również dzieciakom oraz…cinkciarzom.
Dla aktorów to kolejna okazja do wspólnej pracy nad polską wersją językową filmu dla dzieci. Wcześniej ich głosami mówili bohaterowie bajek z serii "Epoka lodowcowa", tygrys Diego i leniwiec Sid. Aktorzy pracowali też razem nad dubbingiem "Prawdziwej historii Kota w Butach" oraz "Gnomea i Julii".
Niestety, 67-letni artysta na ekranie pojawia się coraz rzadziej – znacznie łatwiej usłyszeć go w filmach dla dzieci niż zobaczyć na scenie. Dziś przypominamy czasy, kiedy Fronczewskiego wszędzie było pełno…
''Aktor gombrowiczowskiej formy''
- Kiedy pracuję nad rolą, towarzyszy mi świadomość, że ślad po aktorze zostaje. W moim przypadku jednym z przykładów, jeśli chodzi o publiczność najmłodszą, są filmy o Panu Kleksie. *„Pan Kleks” będzie dyżurnym filmem dla dzieci chyba przez pokolenia. Miewam spotkania także z dorosłymi ludźmi, którzy mówią mi: „Trzydzieści lat temu oglądałem Kleksa, a teraz oglądają go moje dzieci”. To bardzo miłe rozmowy* - wyznał Fronczewski w niedawnej rozmowie z PAP.
Jednak bohater wymyślony przez Jana Brzechwę to zaledwie ułamek w dorobku artysty, mającego w swoim dorobku ponad 1,3 tys. ról w spektaklach radiowych oraz kilkaset filmowych i telewizyjnych, którego swego czasu Gustaw Holoubek i Maciej Prus określali mianem „aktora gombrowiczowskiej formy”.
Wczesny debiut
Fronczewskiurodził się *8 czerwca 1946 roku w Łodzi. W 1968 roku ukończył warszawską PWST, *jednak jako aktor debiutował znacznie wcześniej.
Brał udział w przedstawieniach Teatru Syrena, w którym pracował jego ojciec oraz w spektaklach Teatru TV. To tam mając zaledwie 11 lat wystąpił w „Żołnierzu królowej Madagaskaru” oraz w filmie Stanisława Różewicza „Wolne miasto” (1958).
Spośród szeregu znaczących ról dramatycznych szczególnego wyróżnienia wymagają wybitne kreacje w sztukach Gombrowicza. Był aktorem teatrów warszawskich: Narodowego (1968-69), Współczesnego (1969-73), Dramatycznego (1973-83), Studio (1984-87), a od 1991 roku – Ateneum.
Był jednym z najzdolniejszych
Jego dorosły debiut filmowy również wiąże się z osobą Różewicza, u którego w 1967 roku zagrał w wojennym filmie „Westerplatte”.
W kolejnych latach grał m.in. u Jerzego Gruzy w komedii „Dzięcioł” (1970), u Zbigniewa Kuźmińskiego w „Agencie nr 1”, u Edwarda Żebrowskiego w „Ocaleniu” (1971, nagroda za drugoplanową rolę męską w Łagowie) oraz Romana Załuskiego w „Sekrecie” (1973).
W 1973 roku Fronczewski wystąpił w głównej roli majora Greli w „Na niebie i na ziemi” Juliana Dziedziny, a rok później zachwycił krytykę epizodem w „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy oraz jedną z głównych ról w „Bilansie kwartalnym” Krzysztofa Zanussiego.
Szalenie skromny człowiek
Na początku grudnia tego roku Fronczewski odebrał Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" oraz Splendora Splendorów im. Krzysztofa Zaleskiego dla wybitnych postaci kultury.
Aktor podkreślił, że jego stosunek do "odznaczeń, nagród, wyróżnień, festiwali, konkursów" jest sceptyczny.
- On bierze się z mojej natury, w związku z czym bywam podejrzliwy, nieufny. [...] W tego typu okolicznościach ryzyko może polegać na tym, że pomylono laureata z kimś innym, więc jeżeli nie doszło do pomyłki i jeżeli nie będziemy posądzeni o kumoterstwo, to bardzo jest mi miło – mówił znany ze swej wyjątkowej skromności aktor.
''To nie jest kinematografia dla starych ludzi''
Od kilku lat Fronczewski występuje coraz rzadziej. W jednym z wywiadów aktor wyznał, że coraz mocniej odczuwa pewnego rodzaju wypalenie związane z wiekiem.
Nie zapowiada się również, że szybko zobaczymy go na wielkim ekranie.
- W tym fachu dużą rolę gra przypadek. Coś się nagle pojawia, zapala. Jednak patrząc na nasz filmowy rynek mam podejrzenie, parafrazując pewien tytuł, że polska kinematografia... "to nie jest kinematografia dla starych ludzi" - mówił aktor w rozmowie z Dominiką Gwint.
Co dalej?
Pytany niedawno, czy rozważa wycofanie się, po tym jak wspomniał o "końcu swojej podróży teatralnej", artysta odparł:
- Nie zamierzam schować się w jakimś pokoiku, zatrzasnąć za sobą drzwi. Ale ta pointa ma wymiar symbolicznej kropki. To jest jakaś kropka z całą pewnością. Nie bardzo wiem, co jeszcze mogę zagrać. W pewnym momencie odczuwa się pewne znużenie, zmęczenie, strach przed powtarzalnością. Sztuka ma sens, jeśli jest stale odkrywana, jeśli jest szansą na coś nowego, na nową wypowiedź. Być może teraz jest dla mnie czas na chwilę ciszy i na odpoczynek. Miejmy nadzieję, tymczasowy.
Obecnie Piotra Fronczewskiego można oglądać w spektaklu "Słoneczni chłopcy" w warszawskim Teatrze 6. Piętro. „Skubani” trafią do polskich kin