Szorstka przyjaźń wuefisty
Nagrodzony w Gdyni za reżyserię film Tomasza Wiszniewskiego ilustruje znane polskie powiedzonko, że gdy trwoga, to do Boga.
A najlepiej biegiem, jak małoletni bohater Paweł (Adam Werstak), który wyrusza w nietypową pielgrzymkę do Częstochowy w intencji uzdrowienia chorej matki. Za nim niechętnie, najpierw rozklekotanym autem, później rowerem, podąża nauczyciel WF, znany rekordzista w ilości wypijanych dziennie piw Andrzej (Ro-bert Więckiewicz nagrodzony w Gdyni za najlepszą rolę męską).
Dla niego słowo „meta” na sto procent znaczy coś innego niż dla chłopaka, jednak po drodze uparty dzieciak przy-pomina staremu cynikowi właściwe znaczenie prostych słów: nadzieja, szacunek, odpowiedzialność.
Taką sympatyczną historię szorstkiej męsko-chłopięcej przyjaźni widzieliśmy już setki razy, na szczęście Wisz-niewskiemu udaje się oszczędzić nam nadmiaru wzruszeń czy religijnego patosu, nie stworzył też ponurego trak-tatu o zgubnych skutkach nadużywania alkoholu. Ale ta równie ciepła, co oczywista opowieść byłaby tylko jedną z wielu, gdyby nie nieoczywiste zakończenie. Bo co, jeśli na mecie nie czeka żadna nagroda?
Jeżeli cud się nie zdarzy? W gorzkawym finale możemy jednak upatrywać odrobiny pocieszenia, kryje się tu bo-wiem sugestia, że gdy jesteśmy tak strasznie zabiegani, możemy cud zwyczajnie przegapić. Szczególnie, że rzad-ko występuje w postaci prezentu od niebios. Czasem to po prostu nowa droga, którą możemy pobiec.