"Sztos" ma już 20 lat. To nie Pazura i Nowicki mieli grać główne role
22.08.2017 | aktual.: 23.08.2017 07:12
20 lat temu do kin wszedł film, który do dziś cieszy się niesłabnącą popularnością. "Sztos", porównywany do oscarowego "Żądła" reżyserski debiut aktora Olafa Lubaszenki, może nie przypadł do gustu całej krytyce, ale z miejsca podbił serca publiczności.
Tę opowieść o trójmiejskich cinkciarzach dystrybutor reklamował jako "rodzimą wersję kina drogi i kina sensacyjnego, z licznymi elementami komediowymi". Do tego z muzyką Kazika, który napisał specjalnie z myślą o filmie dwie piosenki.
Dla samego reżysera produkcja była ważna z wiele powodów. Nie tylko dlatego, że mógł sprawdzić się jako reżyser. Dzięki filmowi przekonał się, że zawsze może liczyć na swojego serdecznego przyjaciela, Cezarego Pazurę. I nie tylko udało mu się namówić do gry, ale też nawiązać serdeczną znajomość ze swoim idolem sprzed lat, Janem Nowickim.
Najlepszy przyjaciel
Jak wyznał z dumą na swoim kanale na YouTubie Cezary Pazura, gdyby nie on, "Sztos" pewnie by nie powstał. Aktor całkowicie zaangażował się w prace nad projektem, chcąc, by jego przyjaciel Lubaszenko spełnił wreszcie swoje marzenie o reżyserii. Razem założyli spółkę, aby móc wyprodukować film, i próbowali zdobyć fundusze na rozpoczęcie prac. To wszystko tylko umocniło ich i tak bliską relację.
Pewnie dlatego Lubaszenko, w geście wdzięczności, zrezygnował z roli "Synka" i oddał ją Pazurze. Partnerować miał mu początkowo Janusz Gajos, ale aktor był zbyt zajęty i rola powędrowała do Jana Nowickiego.
- Nie po takich aktorach rolę brałem. Dawać mi to – miał odpowiedzieć aktor, kiedy zobaczył reżysera i scenarzystę, którzy z flaszką przyjechali prosić go, by przyjął angaż.
Mafioso na ekranie
Scenariusz wyszedł spod ręki Jerzego Kolasy, cinkciarza.
- *Najlepiej pisze się o tym, co się zna. Same postaci były częściowym odwzorowaniem mnie samego - Synek był moją młodszą wersją. Eryk starszą *- opowiadał portalowi Trójmiasto.pl.
Oprócz zawodowych aktorów Lubaszenko zdecydował się zatrudnić również naturszczyków.
- Myślę, że taka nieprofesjonalna obsada dodaje filmowym sytuacjom wiarygodności. Poza tym chętnie widzę w filmie ludzi, których dotąd nie oglądałem na ekranie - tłumaczył.
Dlatego obok Przemysława Salety czy Kolasy na ekranie można też zobaczyć słynnego mafiosa, Nikodema Skotarczyka pseudonim "Nikoś" (na zdjęciu). Tego angażu reżyser miał jednak później żałować.
- To dla mnie bolesny temat. Miałem później trudne rozmowy z samym sobą. Na swoje usprawiedliwienie mogę mieć tylko to, że w tamtych czasach nie mieliśmy takiej świadomości jak dzisiaj, umiejętności oceny, co jest dobre, a co złe. Nie chcę się jednak tanio tłumaczyć. To było głupie. Mój błąd, chociaż pomysł nie mój - tłumaczył w "Playboyu".
"To jest lord"
Spotkanie z Nowickim było ogromnym przeżyciem zarówno dla Lubaszenki, jak i Pazury.
- Cynik, bezwzględny, świetnie gra, ale w życiu jest panem - mówił o nim Pazura w swoim programie. - To jest lord - dodawał i przyznawał, że na planie wiele się nauczył od swojego starszego kolegi.
- Jest stworzony tylko po to, żeby go podziwiać - kwitował.
Udało im się zdobyć również sympatię aktora, uchodzącego w branży za wybitnego artystę, ale trudnego człowieka. Pazura ze śmiechem wspominał sytuację, jak na jednym z bankietów Nowicki spojrzał na nich z wściekłością. Kiedy zapytali, o co chodzi, usłyszeli w odpowiedzi:
- Ja was lubię. Ja tak nienawidzę kogoś lubić.
Perfekcyjny Józefowicz
Na planie pojawił się także Janusz Józefowicz, który zagrał niewielką rólkę i przygotowywał choreografię do "scen warszawskich". Józefowicz, znany ze swojego perfekcjonizmu, spędzał na planie dużo czasu, przygotowując wszystko aż z przesadną dokładnością i nie zwracając uwagi na znudzonych aktorów.
Pazura opowiadał, jak w pewnym momencie, po kilku godzinach bezczynności, Jan Nowicki oznajmił z wrodzonym sobie taktem:
- Może nagrajmy jakąś scenę, bo widzę, że pana dyrektora Józefowicza zaraz inwencja zaje...
Dopiero wtedy Józefowicz zreflektował się i pozwolił Lubaszence kontynuować zdjęcia.
Ojcowie chrzestni
Józefowicz przywiózł ze sobą na plan pół ekipy "Metra", która wystąpiła w sekwencjach tanecznych. Ale, jak się okazuje, nie tylko.
W jednej ze scen zobaczyć można również nastoletnią Nataszę Urbańską, wcielającą się w dziewczynę z restauracji „Baron”. Jak twierdzi Pazura, najprawdopodobniej właśnie wtedy „wpadli sobie w oko”. Zatem tak zaczął się słynny romans, który zelektryzował całą prasę plotkarską?
- Mam lekkie podejrzenie, że być może wtedy wpadli sobie w oko - twierdził i dodawał: - Można powiedzieć, że Olaf i ja byliśmy ojcami chrzestnego tego związku, który trwa do dziś.
Sztos 3?
Zachęcony sukcesem swojego debiutu, Lubaszenko poświęcił się reżyserii. Niestety, nie licząc komedii "Chłopaki nie płaczą", następne jego filmy krytyka oceniła dość surowo. Dla Lubaszenki był to ogromny cios.
- Okazało się, że to dla mnie olbrzymi wydatek emocjonalny. Czułem się odpowiedzialny za wynik finansowy, chociaż nie bezpośrednio. Obciążał mnie jego odbiór, czasem krytyka, czasem duża krytyka - mówił aktor w rozmowie z Wojciechem Staszewskim.
- Przestałem wychodzić spotykać się z ludźmi. Zamykałem się, oglądałem telewizję, czytałem książki. Nic szczególnego, są tacy, którzy tak całe życie spędzają. Ale w moim wypadku była to drastyczna zmiana stylu życia.
W 2011 r. postanowił nakręcić więc kontynuację hitowego "Sztosu". Niestety, recenzje znów były, łagodnie rzecz ujmując, chłodne. Załamany krytyką Lubaszenko zapowiedział, że zamierza przejść na wcześniejszą emeryturę.
Ale słowa chyba nie dotrzyma. Niedawno w mediach pojawiła się informacja, że Lubaszenko zamierza zacząć pracę nad... "Sztosem 3".