"Tata" chwyta za serce. Reżyserka: "Takiej Ukrainy już nie ma"

- Znaleźliśmy się nagle w takiej sytuacji, która nie jest prosta dla ludzi. Po wielu latach przestaliśmy być mono-narodem. To się na zawsze już zmieniło. Teraz na naszym terytorium mieszkają dwa narody: Polacy i Ukraińcy - mówi w rozmowie z WP Anna Maliszewska, reżyserka filmu "Tata".

"Tata"
"Tata"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Jaka była Ukraina we wrześniu 2021 r., gdy pojechałaś tam z ekipą kręcić sceny do "Taty"?

Anna Maliszewska: Trafiliśmy na koszmarną pogodę, a zaplanowaliśmy sobie, że pokażemy piękną, słoneczną, idylliczną Ukrainę, która jest nam bardzo bliska. Cały czas lało, a my brnęliśmy w błocie.

Dla filmowej Lenki Ukraina jest krainą jak z marzeń, do której bardzo chce wrócić. Po śmierci babci, dzieckiem musi zaopiekować się Michał (Eryk Lubos) i razem ze swoją córką Miśką planują zawieźć Lenkę do rodziny niedaleko polskiej granicy. Cały czas pamiętam te piękne kadry.

Ukraina to dla Leny symbol domu i dzieciństwa. To dla niej kraina natury, ducha, rodziny, która okazuje się – jak to bardzo często bywa na peryferiach kraju – ułomna, bo rodziny wyjeżdżają z tych miejsc. Starsze kobiety, mężczyźni i dzieci zostają, a młodsi emigrują do większych miast. Tak jest w "Tacie", który opowiada także m.in. o rozpadzie tradycyjnej rodziny i tworzeniu się nowych form, które niekoniecznie oparte są na więzach krwi, a czasem po prostu na wyborze, uczuciu czy przypadku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak powstawał scenariusz tej historii? Zaczęło się od teledysku Marii Peszek.

Teledysk do piosenki "Samotny tata" bardzo się ludziom spodobał. Wiele osób odzywało się w jego sprawie. Poruszył wiele serc. Pomysł był taki, że teledysk będzie miniaturową opowieścią fabularną z bohaterami, głębią, przeżyciami i emocjami. Postanowiłam tę historię rozwinąć, utkać z różnych prawdziwych opowieści. Rozmawiałam z kierowcami tirów, dziećmi, samotnymi rodzicami, którzy opowiadali mi swoje historie i dzielili się przemyśleniami.

W filmie występują prawdziwi tirowcy?

Tak. Zależało mi, żeby iść trochę śladem filmów takich jak "Nomadland" Chloe Zao, by zanurzyć aktorów w prawdziwe środowisko. Pokazać prawdziwe miejsca i prawdziwych ludzi. Kierowcy, którzy występują w filmie, nie znaleźli się przed kamerami przez przypadek. Przekopaliśmy środowisko w poszukiwaniu perełek – ludzi z odwagą i wyobraźnią, którzy byli w stanie rzucić na kilka dni swoje życie i nakręcić te sceny. Było ogłoszenie w sieci, mój wspaniały researcher zaczepiał też kierowców na jednym z największych parkingów dla tirów w Polsce.

"Tata"
"Tata"© Materiały prasowe

"Tata" momentami jest jak film dokumentalny. Jak wyglądała praca z młodymi aktorkami, Poliną Gromovą i Klaudią Kurak?

Przede wszystkim kluczowy był casting. Przejrzeliśmy ponad 700 zgłoszeń do roli Miśki. Jeśli chodzi o rolę Lenki, zdecydowaliśmy się na dziewczynkę, która w ogóle nie znała języka polskiego, co było dodatkowym utrudnieniem, ale i niezwykłą inspiracją. Klaudia i Polina są świetnymi, młodymi aktorkami z ogromną wyobraźnią. Oddały się całkowicie swoim postaciom.

Najważniejsze było to, by pozwoliły sobie być takie, jak ich postaci, czyli niedoskonałe. To było najtrudniejsze, bo momentami musiały być niemiłe, niegrzeczne. Musiały pozwolić sobie na krzyk, na złość. Żeby uwierzyły w to, że nie muszą być cały czas miłymi dziewczynkami. Długo o tym rozmawialiśmy i myślę, że nieświadomie, ale metodą Stanisławskiego tworzyły filmowe kreacje. Wielkie ukłony dla nich, bo są świetne.

Po nakręceniu zdjęć do filmu, dziewczyny zostały nie tylko przyjaciółkami, ale i współlokatorkami.

Po wybuchu wojny Polina przyjechała do Polski. Zamieszkała u Klaudii i przez jakiś czas to mama Klaudii się nią zajmowała. Dasza, mama Poliny, trochę podróżowała i szukała miejsca, gdzie mogłaby osiąść z córką. Dasza jest w Ukrainie celebrytką, aktorką, prowadziła kilka popularnych show. To nie tak, że jej córka jest biedną sierotą z Ukrainy, jak ze stereotypu. Mają rodzinę w Austrii, we Włoszech, ale Polina bardzo chciała mieszkać w Polsce.

Eryk Lubos, Polina Gromova, Anna Maliszewska, Klaudia Kurak
Eryk Lubos, Polina Gromova, Anna Maliszewska, Klaudia Kurak© AKPA | AKPA

Jak zapamiętałaś 24 lutego 2022 r.?

Spodziewaliśmy się w ekipie, że coś może się wydarzyć, ale odsuwaliśmy myśli o najgorszym ze względu na przyjaciół z Ukrainy. To był szok, gdy na Kijów zaczęły spadać bomby. Wszyscy mieliśmy przecież nadzieję, że taka konwencjonalna wojna już nigdy się nie zdarzy. Z drugiej strony ta wojna w Ukrainie, na jej obrzeżach, na Krymie, toczy się od dawna. Do Kijowa przed wojną jeździłam często, bo robiłam reklamy na tamten rynek. Poczucie wojny było. Ośrodki wczasowe pod Kijowem były wypełnione uchodźcami z Donbasu, albo żołnierzami, którzy przyjechali z wojny. Już dawno w sklepach stały wózki ze zbiórką żywności. Gdy 24 lutego doszło do inwazji rosyjskich wojsk, weszliśmy ze znajomymi w tryb działania.

Polacy rzucili się, by pomagać, jak tylko się dało. Dla was sytuacja musiała być jeszcze bardziej emocjonalna, bo z imienia i nazwiska znaliście osoby, które trzeba było wyrwać z wojny.

Wyłuskiwaliśmy konkretne osoby, którym trzeba było natychmiast pomóc. Tam byli nasi przyjaciele. Dostawaliśmy też SMS-y o treści mniej więcej takiej: "jest matka z córką. siedzą w schronie w metrze w Kijowie. Potrzebujemy samochodu, by je przewieźć". Wtedy wszyscy stawali na wysokości zadania, by pomóc. Okazywało się, że dzięki sieci ludzi można było załatwić auto, transport. Nieznajomi ludzie oddawali w Warszawie swoje mieszkania. Do mnie do domu przyjeżdżali różni ludzie, którym potem pomagałam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W ten sposób pomagało naprawdę wiele osób, co było niezwykle wzruszające. Pomogło nam ponownie uwierzyć w "fajnego Polaka". W to, że mamy serce i potrafimy się zmobilizować.

"Tata"
"Tata"© Materiały prasowe

Długo to, niestety, nie trwało. Część ludzi nagle miała problem z tym, że np. popularna, istniejąca od lat sieć supermarketów ma żółto-niebieskie barwy. Dotarły do ciebie głosy, że i wasz film powstał, by "nachalnie promować" Ukrainę?

Na szczęście nie dotarły, bo film do tej pory widzieli widzowie kilku festiwali, w tym festiwalu w Gdyni. Nawet jeśli pojawią się negatywne głosy, to dla mnie to całkiem normalne.

Normalne?

Znaleźliśmy się nagle w takiej sytuacji, która nie jest prosta dla ludzi. Po wielu latach przestaliśmy być mono-narodem. To się na zawsze już zmieniło. Teraz na naszym terytorium mieszkają dwa narody: Polacy i Ukraińcy. Po zakończonej wojnie część Ukraińców wróci do swojego kraju, ale można się domyślić, że spora część zostanie. W zeszłym roku urodziło się w Polsce 40 tys. ukraińskich dzieci. Dla nas, jako społeczeństwa, to ogromna zmiana. A zmiany takie powodują, że rodzą się ekstrema. Tak jak ekstremalnie pomagaliśmy i wykazaliśmy się heroizmem, tak normalne wydaje się, że ta wajcha przechyli się na drugą stronę i część ludzi poczuje zagrożenie i strach.

Mówisz o ukraińskich dzieciach, które urodziły się w Polsce. Myślę sobie, że teraz wasz film dostał kolejną warstwę. Te dzieci będą dorastać i może trafią na wasz film o dziewczynce, która tak bardzo chce wrócić do swojej cudownej Ukrainy.

A takiej Ukrainy już nie ma. Prawda. Zobaczymy, jak film będzie odbierany przez widzów. Niektórzy są zdania, że pokazujemy Ukrainę bardzo stereotypowo, bo babcia dziewczynek pracuje w Polsce jako sprzątaczka i niania, że pokazujemy ukraińskie dziecko jako to koniecznie bez matki. Celowo użyłam takich metod, by przedstawić to, jak my w Polsce właśnie postrzegamy Ukraińców.

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu członkowie twojej ekipy filmowej rzucali się na wielkie wyzwania w pracy i w życiu. Teraz: na wojnie. Co się dziś z nimi dzieje?

Kilka dni temu zmarł Sergey Solovyov, który wcielał się w filmie w postać dziadka Lenki. To był dla nas ogromny szok, bo to był pełen życia, wspaniały aktor. Nie wiemy do końca, co się z nim działo, ale miał problemy z woreczkiem żółciowym. Szpitale w Charkowie nie działają tak, jak powinny. U Siergieja rozwinęło się zapalenie otrzewnej i zmarł. To pośrednie skutki wojny.

Sergey Solovyov
Sergey Solovyov© Materiały prasowe

Filmowa mama Lenki, czyli Yevgeniia Muts, musiała wyprowadzić się z mieszkania, na które zbierała pieniądze całe swoje życie. Z okręgu podkijowskiego, okolic Buczy itd., uciekła i zamieszkała ze swoim mężem na zachodniej Ukrainie. On jest żołnierzem i stacjonuje w tamtym miejscu. Ona najpierw zajmowała się pomocą uchodźcom, potem zatrudniła się w call-center. Była modelką i aktorką, dziś ludzie do niej dzwonią i proszą o dowóz pizzy.

Sporo kobiet z ekipy przyjechało do Polski. Druga reżyserka jest w Londynie, producentka mieszka we Francji i stamtąd prowadzi swoją firmę. W najgorszej sytuacji znaleźli się mężczyźni. Część jest na wojnie, część nie mogła dołączyć do wojska.

Wierzysz, że się wszyscy jeszcze spotkacie?

Mam nadzieję. Bardzo wzruszające było zobaczyć naszą ekipę na festiwalu Molodist, największym ukraińskim festiwalu filmowym, który możemy porównać do naszego festiwalu w Gdyni. Tam zawsze był przepych, futra, perły, czerwony dywan, drogie auta, pompa. W tym roku "Tata" otwierał festiwal. Przez przerwy w dostawie prądu nie było do końca wiadomo, czy pokaz się odbędzie. Festiwal był organizowany nadludzką siłą. Nasza ekipa stawiła się na festiwalu, opowiadała o filmie. To było coś wyjątkowego.

Film "Tata" można oglądać w kinach od 24 lutego 2023 r.

Magda Drozdek, Wirtualna Polska

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o masakrowaniu "Znachora", najgorszych filmach na walentynki i polskich erotykach, które podbijają świat (a nie powinny). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

TATA I Oficjalny zwiastun #1

Źródło artykułu:WP Film
Tatafilmukraina
Wybrane dla Ciebie