Tomasz Englert: Te decyzje wywróciły jego życie do góry nogami
08.10.2014 | aktual.: 22.03.2017 21:06
Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot... Jak donosi magazyn Na żywo, Jan Englert martwi się, że jego 44-letni syn nie ułożył sobie życia. Aktor czuje się ponoć winny, gdyż nie przykładał się do wychowywania latorośli – Tomasza, Katarzyny i Małgorzaty – ze swojego pierwszego małżeństwa z Barbarą Sołtysik.
Małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot... Jak donosi magazyn Na żywo, Jan Englert martwi się, że jego 44-letni syn nie ułożył sobie życia. Aktor czuje się ponoć winny, gdyż nie przykładał się do wychowywania latorośli – Tomasza, Katarzyny i Małgorzaty – ze swojego pierwszego małżeństwa z Barbarą Sołtysik.
- W młodości nie byłem wzorem męża i ojca – wyznawał. I obawia się, że Tomasz, nie mając w nim oparcia, popełnił wiele błędów i nie jest szczęśliwy z obranej ścieżki.
Tylko czy faktycznie ma powody do niepokoju? W końcu syn dawno już wybaczył mu rodzicielskie błędy i postanowił zapomnieć o poniesionych porażkach. Tomasz Englert wreszcie wziął los w swoje ręce,* podejmując decyzje, które wywróciły jego życie do góry nogami...*
''Byłem maminsynkiem''
Swoje dzieciństwo wspomina z sentymentem – jego ojciec był już sławną osobą i nazwisko Englert zapewniało mu głównie sympatię innych ludzi. Barbara Sołtysik (na zdjęciu) po urodzeniu syna zrezygnowała z grania, by zająć się domem (więcej *tutaj).* To ona miała największy wpływ na dorastającego chłopca.
- Byłem trochę maminsynkiem* – wyznawał Tomasz Englert w _Gali_. *- Klasyczny model rodziny: mama wychowuje, ojciec dyscyplinuje. Z racji tego, że rzadziej się pojawia w domu, łatwiej nim straszyć.
Nie ma jednak żalu do ojca, który pełnił tak niewielką rolę w jego życiu.
- Ja go o to nie oskarżam, bo wiem, dlaczego tak było – mówił. - Ojciec dużo pracował, robił karierę. Nie można mieć wszystkiego naraz. Ktoś przecież musiał zarobić na rodzinę. Nie można mówić, że jak nie ma mężczyzny w domu, to jest złym ojcem. Po prostu tak się ułożyli z matką, nieprzymusowo, bo to był jej wybór. Absolutnie ojca pod tym względem tłumaczę.
Z dala od sceny
Choć jego rodzice byli aktorami ani Tomasz, ani jego siostry nie poszli w ich ślady.
Chłopak zagrał tylko niewielki epizod w filmie „Wielka wsypa” w 1992 roku, ale praca przed kamerą niezbyt przypadła mu do gustu. Zresztą i matka, i ojciec zniechęcali go do zawodu, a jemu nie podobało się idące często w parze wraz z aktorstwem zainteresowanie mediów.
Studiował organizację i zarządzanie na Uniwersytecie Warszawskim i już jako 25-latek został szefem firmy. Błyskawicznie piął się po szczeblach kariery, był jednym ze współzałożycieli MediaCom, objął stanowisko prezesa w Grupie Ströer, zasiadał również w zarządzie Gremi Business Communications...
Bogaty i nieszczęśliwy
Dlaczego zatem Jan Englert miałby się martwić o syna, który tak doskonale sobie radzi zawodowo? Okazało się, że Tomasz całe dnie spędzał w pracy, nie miał czasu dla siebie, „nie żył tak naprawdę”. Sam przyznawał, że wraz z kolejnymi sukcesami, sodówka uderzyła mu do głowy. Ale w końcu powiedział sobie „dość”.
- Zdałem sobie sprawę, że ta praca to takie „never ending story”, że wciąż trzeba walczyć, wspinać się, rozwijać biznes, poganiać ludzi, motywować. Bez oddechu – wyznawał szczerze Gali.
- A kiedy jako student wpadnie się w wir takiej pracy i będzie się jej kompletnie poświęcać, to pewnego dnia, tak jak ja, człowiek się obudzi, spojrzy w lustro i zobaczy wokół siebie pustkę - mówił Englert. - „Jezus Maria, mam 40 lat. Nie mam dzieci, a za to dużo pieniędzy, dużo więcej niż potrzebuję. Nie mam dla kogo ich zarabiać i na dodatek wielu rzeczy jeszcze nie przeżyłem, bo lata, kiedy wszyscy imprezowali, mnie upłynęły na pracy. Stwierdziłem, że jeśli będę tak żył dalej, umrę jako bogaty i nieszczęśliwy człowiek, który nie bardzo wiedział, po co to wszystko robi. Zrezygnowałem z pracy.
''Postanowiłem, że zdradzę żonę''
Tomasz Englert podjął też decyzję o zaprowadzeniu poważnych zmian w życiu osobistym, z którego nie był zadowolony. Wręczył żonie papiery rozwodowe.
- Byliśmy małżeństwem 13 lat, ale nie mogliśmy mieć dzieci. A po to się ożeniłem. Przeżyłem rozwód, choć pewnie bardziej ona, bo to ja odszedłem – opowiadał w Gali.
Jak wyznawał, wcześniej wielokrotnie „groził” małżonce, że ją zdradzi.
- Chciałem sprowokować żonę do poważnej rozmowy. Nigdy jej nie odbyliśmy, więc skończyło się rozwodem. Jedni wśród postanowień noworocznych mają rzucenie palenia, a ja postanowiłem, że zdradzę żonę. Udało mi się dopiero po roku. Miałem tak silnie wpisany zakaz, że nie wolno. Tak więc nie było to proste, ale było potrzebne, żeby się rozwieść.
Wkrótce po rozstaniu rzucił się w wir imprez, zaczął spotykać się z kobietami. Nie ukrywa, że być może przy podejmowaniu decyzji o rozwodzie zadecydowały wzorce, które wyniósł z domu. W końcu ani małżeństwo jego rodziców, ani dziadków nie było szczęśliwe.
- Na pewno mam w sobie coś z dziadka Englerta, z jego imprezowania i szalenia za kobietami… Babcia się z nim rozwiodła, bo w jego życiu było zbyt wiele kobiet – dodawał.
''Wybieram córkę''
- Druga młodość, która przyszła przed czterdziestką, skończyła się rozwodem i burzliwym życiem towarzysko-erotycznym – komentował w Gali.
Jakiś czas później poznał kobietę, z którą zaczął się umawiać i która urodziła mu córkę. Nie pobrali się jednak i wkrótce potem rozstali. Ich relacje nie należą do najlepszych.
- Jest źle, ale dzięki temu mam Lenę– mówił Englert.
Dziewczynka jest całym jego światem.
- Jeśli mam wybierać pomiędzy moją trzyletnią córką a pracą, wybieram córkę.
''Będę robił to, na co mam ochotę''
Wreszcie, po wielu latach, Tomasz Englert odnalazł szczęście. Został fotografem.
- Bo to zawód, który daje wielką elastyczność i po prostu to lubię – mówił w Gali. Jest w stałym związku, ma wspaniałą córkę, której może poświęcać tyle czasu, ile zechce.
- A ja mam teraz taki model życia: moja dziewczyna pracuje, ja siedzę w domu i zajmuję się dzieckiem – śmiał się. Pytany o plany na przyszłość, odpowiada wprost:
- Będę robił to, na co mam ochotę.
Ale najbardziej marzy mu się założenie rodziny – i posiadanie gromadki dzieci, najlepiej trójki.
- Chcę pomagać im, być blisko – wyznawał. - Nie oddawać ich na dwanaście godzin opiekunce, tylko się nimi zajmować. Wychowywać. Stać mnie na to. Jestem taką niepracującą żoną. (sm/gk)