''Uprowadzona 2'': Uprowadzeni z rozumu
10.10.2012 | aktual.: 22.03.2017 08:04
Czasami, po ciężkim dniu pracy człowiek ma ochotę na coś głupiego. I ja miałem ostatnio, toteż obejrzałem „Uprowadzoną 2”. Jednak poczułem się nieco skonfundowany...
5 października na ekranach polskich kin weszła długu oczekiwana druga część w klarowny, acz dobitny sposób, tłumaczy, dlaczego produkcją Luca Bensona nie warto zawracać sobie głowy.
Czasami, po ciężkim dniu pracy człowiek ma ochotę na coś głupiego. I ja miałem ostatnio, toteż obejrzałem „Uprowadzoną 2”. Jednak poczułem się nieco skonfundowany... jakby to powiedzieć... Prostotą tego dzieła? Nie, obrażam w ten sposób prostotę.
Prostactwem? Prymitywizmem? No, już bliżej. Tak, to jest właśnie wzorcowy film z cyklu „zabili go i uciekł”. Nie ma co szukać wyszukanych metafor – „Uprowadzona 2” jako żywo przypomina konstrukcję cepa. Wali równie bezmyślnie.
To jeszcze byłoby pół biedy, ostatecznie, oto przecież nam chodziło, żeby się odmóżdżyć, gorzej, że niewybredna fabuła przesiąknięta jest szowinizmem i ksenofobią.
To taka nowa świecka tradycja...
Na początku "Uprowadzonej 2" dostajemy streszczenie poprzedniego odcinka. Były agent CIA, Bryan Mills (Liam Neeson) wymordował porywaczy swojej córki, toteż teraz głowa klanu, niejaki Murad Krasniqi poprzysięga mu zemstę.
Podczas muzułmańskiego pogrzebu padają (po angielsku, a jakże!, to taka nowa świecka tradycja islamskich ceremonii, by gadać po angielsku) groźby i deklaracje okrutnego odwetu, po czym samochody krwiożerczej albańskiej mafii ruszają do Istambułu, gdzie Mills akurat bawi z córką i byłą żoną.
Tym razem, dla odmiany, córka uniknie pułapki, co znowu nie ma wielkiego znaczenia, bo ani przez moment nie wątpimy, że dzielny, precyzyjny, błyskotliwy i piekielnie opanowany bohater uratuje rodzinę oraz pozabija wrogów.
Amerykański heros kontra banda barbarzyńców
Etycznie niepokalany, fizycznie niezniszczalny amerykański heros kontra banda barbarzyńców, podstępnych islamskich psychopatów.
On chce pokoju na świecie i szczęścia ludzkości, oni gwałcą, mordują, porywają, torturują i kierują się wyłącznie prawami plemiennej wendetty.
Dodatkowym niesmakiem napawa fakt, że wrażego albańskiego mafiozo gra aktor serbskiego pochodzenia, Rade Šerbedžija. Któż by się tam przejmował subtelnościami bałkańskich konfliktów etnicznych?
''Światły'' Zachód i ''dzika'' Azja
Ciekawe jest także potraktowanie Istambułu, miasta znajdującego się w muzułmańskiej Turcji, pomiędzy „światłym” Zachodem a „dziką” Azją. Pokazane ono zostało na ekranie jako wrogie terytorium, gdzie jedyne bezpieczne schronienie to ambasada amerykańska, nota bene strzeżona niczym Fort Knox.
Gdy młoda bohaterka biega po ulicach z rozwianym włosem, co rusz natyka się na złowrogo wyglądające gromadki kobiet w burkach, patrzących na nią spode łba.
Kto był w Istambule, ten wie, że w tej metropolii świeckiego jednak państwa zakwefione kobiety stanowią rzadki widok, przeważnie oznacza on podróżujące grupowo lub w towarzystwie mężów turystki z jakiegoś fundamentalistycznego kraju arabskiego.
Nic się tu kupy nie trzyma
Choć Istambuł zajmuje bardzo rozległe terytorium, nasi tępi bandyci przywiązani są do centralnych punktów miasta, tak więc córka Millsa na piechotę może dojść do miejsca, gdzie uwięzieni zostali jej rodzice.
Zarazem, widzieliśmy wcześniej, jak porywacze wiozą gdzieś hen! daleko zakładników samochodem, potem statkiem...
Topograficznie nic się tu kupy nie trzyma, co również nie ma wielkiego znaczenia, gdyż obdarzony doskonałym węchem i słuchem agent CIA rozpracowuje kręte uliczki wielomilionowej metropolii w kilka sekund. Wraca do kryjówki, gdzie go przetrzymywano, po... dźwiękach.
Francja-ignorancja
Najgorsze, że nawet nie można przypisać tych idiotyzmów hollywoodzkiej ignorancji, bowiem „Uprowadzona 2” nominalnie stanowi produkcję francuską firmowaną przez Luca Bessona, który jako reżyser robi coraz gorsze filmy, gdyż od wielu już lat zajmuje się hurtowym dostarczaniem na ekrany tandety. Pisze do niej scenariusze i ją produkuje.
Skoro znajduje na nią zbyt, to trudno mi polemizować, apeluję jednak, by dodał nieco niuansów do schematów fabularnych, które tak bezceremonialnie wykorzystuje. Bo za chwilę i na niego spadnie fatwa. Jak nie ze strony muzułmanów, to ze strony kinomanów.
Może kryje się w tych kliszach jakaś głębsza ironia?
Chociaż, może kryje się w tych kliszach jakaś głębsza ironia? Może są one zakamuflowaną (zakwefioną?) krytyką amerykańskiej buty i niewiedzy?
Weźmy scenę, w której Mills objawia córce, że cieśnina Bosfor oddziela Europę od Azji: * „Skąd ty to wszystko wiesz?”* – pyta z podziwem nastolatka. „Przeczytałem przewodnik w samolocie” - odpowiada tatuś.
I kto tu jest idiotą? Autor: **/mn