RecenzjeW krainie krwi i patosu

W krainie krwi i patosu

*Angelina Jolie to żywa wariacja na temat idei cyborga. Nie tylko piękna, ale też wspaniałomyślna. Bardzo zmysłowa, a jednak majestatyczna, budzi szacunek. Odniosła sukces, jest na językach wszystkich, a jednak pozostaje tajemnicza. Matka, (już prawie) żona, kochanka... Kobieta wielofunkcyjna. Ideał?*

Jako aktorka Jolie potrafiła czasami zachwycać. Trudno zapomnieć jej fantastyczną – i wyróżniona Oscarem - rolę w „Przerwanej lekcji muzyki” czy przejmujący portret osieroconej matki z „Oszukanej”. Jednak od dłuższego czasu wątpliwości budziły nie tyle jej występy, co poziom produkcji, które firmowała własnym nazwiskiem. Jej dorobek to pasmo średnich thrillerów, sensacji i strzelanek. Ostatnio było już bardzo źle - „Turysta” i „Salt” zostały wręcz zmiażdżone przez krytykę. W swoim reżyserskim debiucie Jolie podryfowała w całkiem odmienne rejony. Najwidoczniej jest jednak na świecie jakaś (pojmowana oczywiście małostkowo i podszyta zawiścią) „sprawiedliwość”. Naiwne, pełne fabularnych i emocjonalnych płycizn „In the Land of Blood and Honey” potwierdza obiegowe powiedzonko, że „wszystkiego mieć nie można”. Zawistnicy mogą zacierać ręce.

Tym konfliktem na Bałkanach żyła nie tylko Europa, ale w pewnym momencie – choć reakcja Zachodu była bardzo, wręcz niemoralnie spóźniona – cały świat. To co dla polityków było kwestią negocjacji, a dla etnologów ilustracją naukowych teorii, pozostawiało zwykłych ludzi pełnych zdziwienia i goryczy. Nagle mieszkańcy jednego kraju, Jugosławii, stają po przeciwnych stronach barykad, na ich ustach hasła pełne nienawiści. Teoretycznie jedyne, co ich różniło, to etniczna przynależność. Z Jugosłowian, sąsiadów, kolegów ze szkolnej ławki rozsypali się nagle w Serbów, Bośniaków, Chorwatów. Jak to się mogło stać?

To pytanie zadaje i próbuje na nie odpowiadać Jolie. Na tę niezwykle skomplikowaną, wielowarstwową sytuację patrzy jednak okiem naiwnym, choć pełnym szczerego zainteresowania. Trudno odmówić jej chęci, warto docenić, że chciała stworzyć film z serca (sama od lat działa jako Ambasadorka Dobrej Woli UNHCR, znane jest jej zaangażowanie w akcje charytatywne i misje humanitarne). Niestety, w świecie filmu, gdzie obok Oscarów istnieją Złote Maliny, dobre chęci nie obronią żadnego projektu. Retoryka stosowana przez Jolie jest irytująco powierzchowna, postaci przewidywalne, psychologia – naskórkowa. “In the Land of Blood and Honey” to opowieść o miłości w czasach pozbawionych krzty romantyzmu, o uczuciach, które są silniejsze niż polityczne podziały, o wspólnych korzeniach, które nie znają etnicznej przynależności. Szkoda tylko, że opowiedziane na poziomie ucznia szkoły podstawowej, usiłującego za pomocą swoich dziecięco naiwnych
emocji pojąć sprawy o wiele dla niego za skomplikowane.

Nie, nie chodzi o to, by filmy o rzeczach trudnych i złożonych korzystały jedynie z wysublimowanego języka i wymyślnej narracji. Prostota potrafi być cudownym narzędziem, milczenie – złotem, jedno spojrzenie wyraża więcej niż tysiąc słów. Prostota , ale nie prostactwo, łopatologia. To ważne rozróżnienie.

Poza wyraźną niezdolnością do udźwignięcia tematu Angelina Jolie polega jako scenarzystka. Film składa się z dwóch niespójnych części, w drugiej połowie wlecze się jak polski pociąg pospieszny, a widoki na oknem są naprawdę nudne. Postaci rysowane są niekonsekwentnie, źle porozkładano akcenty, ich motywacje nie są jasne, nie wiemy właściwie kim są. A najbardziej dziwi, że mimo wysiłków, by zachować jak największy realizm (brutalne sceny walki, gwałtu, zrealizowanie filmu w języku obcym) Jolie nie udało się wykaraskać z jarzma hollywoodzkich naleciałości. Sposób kadrowania, timing scen, nieznośny patos dialogów mógłby sprawdzić się równie dobrze w „Pearl Harbor” czy „Helikopterze w ogniu”.

Film Angeliny Jolie potraktować należy jako eksperyment. Aktorka, dla której scenariusz „In the Land..” miał być pierwotnie tylko ćwiczeniem i formą nauki historii, podobno zapierała się rękami i nogami przed reżyserowaniem. Jednak w międzyczasie zdążyła pokochać bycie po drugiej stronie kamery i teraz tam widzi swoją przyszłość. Można tylko mieć gorącą nadzieję, że tym razem będzie mniej krwi, a więcej słodyczy. Ona przynajmniej tak bardzo nie boli.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)