Walerian Borowczyk - najbardziej znany polski reżyser najmniej znany w Polsce? Jest światełko w tunelu
19 marca zakończyła się retrospektywa Waleriana Borowczyka w Centrum Pompidou. To wielkie wyróżnienie dla jednego z najbardziej uznanych za granicą polskich reżyserów, który w Polsce jest praktycznie zapomniany. Daniel Bird, kurator przeglądu, nie kryje rozczarowania brakiem zainteresowania twórcą “Dziejów grzechu” nad Wisłą. Kiedy wreszcie odkryjemy, że pod pewnymi względami "Boro" kręcił oryginalniejsze filmy niż Wajda?
27.03.2017 | aktual.: 28.03.2017 13:48
Nikt nie zrobił tyle dla promocji Waleriana Borowczyka w Polsce i za granicą, ile 38-letni Daniel Bird. Angielski filmoznawca umieszcza polskiego reżysera w jednym rzędzie z największymi tuzami kina, takimi jak Méliès, Keaton, Chaplin i Eisenstein. Przygotowana przez niego kolekcja filmów DVD „Camera Obscura. The Walerian Borowczyk Collection”, chwalona przez angielskich krytyków, była przebojem na angielskim rynku wydawniczym.
Wrocław i długo, długo nic
A w Polsce? Historia recepcji twórczości Borowczyka w naszym kraju to dzieje ignorancji i wyparcia. “Dzieje grzechu” (1975) wywołały sporo zamieszania, ale od wyjazdu reżysera do Francji w 1959 r., cenzura nie przepuszczała jego filmów na polskie ekrany. W efekcie dziś twórca niezwykłych, łączących przemoc, seks i surrealizm “Opowieści niemoralnych” czy “Bestii”, jest znany bardziej jako twórca leciwych filmów erotycznych w rodzaju „Emmanuelle V”, które też ma na koncie. Do odkrycia jest znacznie więcej.
Wydawało się, że udany przegląd na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty cztery lata temu zasieje ferment. Udało się to połowicznie, bo twórca “Blanki” wciąż pozostaje w cieniu Andrzeja Wajdy, Jerzego Kawalerowicza czy Andrzeja Żuławskiego. Co stoi na przeszkodzie w odkryciu Borowczyka dla szerokiej publiczności? Na to pytanie Bird zielenieje z frustracji. Według niego polskie instytucje, takie jak Polski Instytut Sztuki Filmowej, Filmoteka Narodowa, Studio Filmowe TOR czy Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych nie tylko nie ułatwiają pracy takim pasjonatom, jak on, ale wręcz ją utrudniają.
- PISF nie chciał w żaden sposób uczestniczyć w tak prestiżowym wydarzeniu jak przegląd Borowczyka w Paryżu. Nie mieści mi się w głowie, że ja, Anglik, musiałem tak długo i tyle razy zwracać się z prośbą o pomoc w rekonstrukcji polskiego filmu “Dzieje grzechu”, którym Polacy powinni się chwalić na prawo i lewo. Albo że WFDiF zażądał kosmicznej sumy 88 tys. zł za odnowienie trzech krótkich filmów. TOR na swojej stronie nie potrafi nawet poprawnie zapisać imienia Borowczyka (na stronie “Dziejów grzechu” widnieje “Waldermar” - przyp. ŁK) - Bird wylicza listę zaniedbań polskich instytucji. Zniechęcony angielski filmoznawca przyznaje, że zderzał się z murem biurokracji tyle razy, że nie chce więcej angażować się w kolejne projekty w Polsce. - Łatwiej przychodziła mi współpraca z instytucjami byłej Rosji, gdy pracowałem nad rekonstrukcją cyfrową “Barw granatu” - przyznaje z żalem. Stracił nadzieję, że wielki reżyser kiedykolwiek zaistnieje w polskiej świadomości, ale liczy chociaż na pokazy "Goto", "Blanki" oraz krótkich metraży dla polskiego środowiska filmowego. Niczego już więcej nie oczekuje.
- Stowarzyszenie Friends of Borowczyk i Daniel Bird wykonali ogromną pracę przy odrestaurowaniu i promocji filmów Borowczyka. I to wszystko z fascynacji tym kinem, z determinacji, żeby pokazywać je w jakości, jaką zakładał Borowczyk. Szkoda, że taki impuls nie wyszedł wcześniej z Polski. „Blanka” nie trafiła nigdy do polskich kin, a to jedna z niewielu ekranizacji Słowackiego - mówi Kuba Mikurda, reżyser powstającego filmu dokumentalnego o Borowczyku.
Trzeba zrobić więcej
- Wniosek o dofinansowanie realizacji wystawy w Centre Pompidou nie został złożony do PISF, podobnie jak wniosek o dofinansowanie wydawnictwa DVD filmów Waleriana Borowczyka - broni instytucję rzecznik prasowy PISF, Rafał Jankowski. - Trudno zarzucić nam zaniechanie, złą wolę lub złą ocenę projektów, w które zaangażowany jest Daniel Bird, ceniony przez Instytut popularyzator wiedzy o polskiej kinematografii, nie tylko postaci i twórczości Waleriana Borowczyka - dodaje.
Jankowski wymienia przykłady innych międzynarodowych projektów związanych z twórczością Borowczyka wspartych przez PISF: m.in. Festiwal Polskich Filmów w Londynie ze specjalną sekcją poświęconą Borowczykowi i pokaz “Dziejów grzechu” na festiwalu w Japonii w 2014 r., czy pokazy jego filmów w ramach takich wydarzeń jak Film Polska w Berlinie w 2015 czy festiwal polskiego filmu w Chicago w 2016 r.
Czy to wystarczy? Bynajmniej. O ile Borowczyk cieszy się rosnącym zainteresowaniem za granicą, wciąż brakuje wydarzeń prezentujących jego twórczość w kraju. Chlubnymi wyjątkami od reguły, poza wspomnianą wrocławską retrospektywą, był przegląd i pokazy jego filmów podczas 39. i 40. edycji Festiwalu w Gdyni. Ale były dyrektor artystyczny festiwalu Michał Oleszczyk, współautor książki “Boro, L'Île d'Amour: The Films of Walerian Borowczyk”, przyznaje, że Borowczyk zasługuje na większą atencję: - Fakt, że zestaw Blu-ray jego filmów sprzedał się za granicą w całości w pierwszych dniach dostępności, dowodzi, że zainteresowanie jego twórczością nie jest tylko przelotnym kaprysem. Pomysłów na promocję może być wiele. Warto rozważyć stworzenie muzeum lub dużego albumowego wydawnictwa, a także o zadbanie, aby choć jeden film Borowczyka po cyfrowej rekonstrukcji trafił do rozpowszechniania na DVD, bo nakład "Dziejów grzechu" sprzed ponad dekady już się wyczerpał.
Światełko w tunelu
Ważnym krokiem w przywróceniu należnego miejsca Borowczykowi w polskim kinie ma szansę być film dokumentalny Kuby Mikurdy. Projekt został oceniony wysoko przez ekspertów PISF i dostał wsparcie w wysokości ponad 400 000 zł. Jak na dokument, to imponujący budżet. - Pomysł na film jest prosty. Trzeba przedstawić Borowczyka polskiej widowni. Przedstawić, a nie przypomnieć, bo oprócz „Dziejów grzechu” i wczesnych animacji, ogromna większość filmów Borowczyka nie trafiła nigdy do dystrybucji w kinach czy na DVD - mówi Kuba Mikurda.
Love Express - niezwykły przypadek Waleriana Borowczyka, bo taki roboczy tytuł nosi powstający dokument, ma pokazać różnorodność filmografii Borowczyka. - Chcę wspólnie z moimi rozmówcami zastanowić się nad tym, co stanowiło o wyjątkowości jego patrzenia. To fascynująca kariera, która opiera się prostym podsumowaniom. Tymczasem często sprowadza się ją do krzykliwego nagłówka „od artysty do pornografa”. W filmie chciałbym odkłamać taką interpretację. Borowczyk całe życie walczył z etykietami, próbował nowych rzeczy, wymykał się - zapowiada Mikurda. Reżyser zauważa, że klucza do sukcesów takich filmów jak "Córki dancingu" Agnieszki Smoczyńskiej czy filmy Kuby Czekaja należy zdecydowanie bardziej szukać w Borowczyku niż Wajdzie.
Zresztą sam Wajda w filmie wypowiada się z podziwem o talencie plastycznym Borowczyka. O swoich fascynacjach polskim twórcą opowiedzą także Terry Gilliam, Patrice Leconte, Neil Jordan i operator Noël Véry, który tak wspominał go dla “Przekroju”: - Dziwny świat Boro! Specjalnie dla niego zbudowaliśmy olbrzymie białe pudła z reflektorami i nazwaliśmy je borolampami. Nic nie mogło zakłócić jego pracy, kręciliśmy w ciszy. Na planie nie zawsze było jasne, o co mu chodzi. Mieliśmy wrażenie, że pracujemy z bardzo dziwnym człowiekiem, na poły szaleńcem. Dopiero podczas projekcji w kinie rozumiałem, o co mu chodziło.