Widziałam "Kobiety Mafii". Vega jak chce, to potrafi

Patryk Vega to jedyny reżyser w Polsce, który robi kino skrajności. Raz pokazuje nam coś totalnie złego, raz tak dobrze poprowadzi historię, że nie sposób się od niej oderwać. Kiedy zaprosił mnie do montażowni na jednoosobowy pokaz "Kobiet Mafii", wpadłam w panikę.

Widziałam "Kobiety Mafii". Vega jak chce, to potrafi
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Karolina Błaszkiewicz

17.02.2018 | aktual.: 17.02.2018 13:18

Po pierwsze dlatego, że znam go prywatnie, po drugie - widziałam "Botoks". Po pokazie "Kobiet Mafii" wyszłam z poczuciem, że nie straciłam czasu i zachowałam wszystkie szare komórki.

"Ojciec Chrzestny" made in Poland

Pierwsza scena "Kobiet Mafii" nie łapie za twarz i nie uderza nią o posadzkę. Zobaczyłam Olgę Bołądź w roli, w której już ją gdzieś widziałam. Skojarzenie "Beli" z "Białko" przyszło mi od razu do głowy. Nawet odmieniony wygląd nic nie dał. Kiedy przekroczyła próg budynku ABW, po akcji "trzydziestu chłopa na jedną", zaczęłam tracić nadzieję. I właśnie wtedy "Kobiety Mafii" przestały być "Służbami Specjalnymi".

Z myślą, że Vega puszcza do mnie oko, weszłam w opowieść. Przez 30 minut nie byłam tylko pewna, kto jest jej głównym bohaterem. Czy znowu groźni mężczyźni, którzy swoją siłę mierzą liczbą zaliczonych "dup", czy jednak tytułowe kobiety. Vedze z kobietami wyszło przy 3. części "Pitbulla". W "Botoksie" zniknęły w zlepkach luźno powiązanych ze sobą scen. Tego się bałam, odpalając nowe dzieło, które powstało równie szybko, co poprzednie. I momentami bardzo to widać. Zwłaszcza, gdy Bogusław Linda w idealnie skrojonym garniaku robi za Ojca Chrzestnego.

Przez takie wstawki jak urodziny "Padrina" (Linda) - warszawskiego Vita Corleone albo taniec "Żywego" o twarzy Piotra Stramowskiego, miałam ochotę wyjść. Zostałam z powodu kobiet: a to pojawia się "Siekiera" (doskonała Aleksandra Popławska), która mimo doczepionych włosów i tony makijażu, chwyta za serce jednym spojrzeniem zranionej żony, a to wpada "Spuchnięta Anka" (Katarzyna Warnke), najjaśniejszy punkt filmu - rozedrgana platynowa blondynka, która kocha selfie i buty od Manolo bardziej niż syna. I kiedy pochłaniam je wzrokiem, wraca "Ojciec Chrzestny" albo wchodzi "Futro", córka "Padrina" (Julia Wieniawa), do której jeszcze wrócę.

Patryk, daj mi te kobiety

"Kobiety Mafii" ustawiają najpierw relacje damsko-męskie, chociaż trochę mnie to irytuje. "Milimetr" (Tomasz Oświeciński) 'na dzień dobry' zmusza jakąś bidulkę do seksu oralnego, co odnotuje jego żona "Siekiera" krótkim: "Masz spermę na spodniach". Na tyle może sobie pozwolić w tej relacji, robi, co jej każe, da się poniżać i wystawić niewygodnego świadka, bić i gwałcić podczas mycia zębów. Inna jest już, gdy uprawia seks z "Żywym", typem macho, szkoda, że tylko z nazwy. Z boku stoi "Cień" (Sebastian Fabijański), mąż "Spuchniętej Anki", której szczerze nienawidzi i okazuje to krzykiem, trzaskaniem drzwiami i bluzgami. Ona jest bezradna, więc chowa się w swoim świecie, gdzie mafia nie istnieje, są tylko kiecki, buty i torebki. Synek gra w PlayStation pilnowany przez "Nianię" (Agnieszka Dygant). Pan domu widzi "Belę na rurze w klubie i może po godzinie znajomości skacze z nią po łóżku w rytm niegranej muzyki. A ja czekam, aż trafi za kratki.

Kiedy panowie wreszcie lądują w więzieniu albo po prostu znikają mi z oczu, zaczyna się najlepsze. Wątki przenikają się, dostaję emocje i solidarność jajników.

"Mafiosowe" przerywniki, które zaserwował mi Vega też już trzymają się logiki. Rozumiem coraz więcej i też więcej chcę się dowiedzieć. Punkt po punkcie, nie w morderczym tempie, od jakiego przy "Botoksie" bolała mnie głowa, rzeczywiście osiągam ten cel. I myślę sobie: "No wreszcie, Patryk". Czuję, że oglądam jego film w tym dobrym znaczeniu. Nie powiem jednak, że stworzył dzieło na miarę "Pitbulla" z Dorocińskim. Ale w porównaniu z tym, co było ostatnio - to wręcz lata świetlne. Nie piszę tak dlatego, że Patryk to przeczyta. Dostałam coś, czego moim zdaniem on nie musi się wstydzić i podpiszę się pod tym stwierdzeniem obiema rękami.

Wiem jednak, co będzie działo się po premierze, która wypada w najbliższy piątek. Wiem, że krytycy będą mieć używanie.

Obraz
© Materiały prasowe

W stylu Vegi

Na Facebooku powstała strona "Papryk Vege prezentuje arcyk..wadzieła światowego kina i ch..." i ma prawie 50 tys. lajków. Autorzy żartują ze stylu Patryka, z tych wszystkich "k...w" czy podkreślania, że oglądamy "autentyczną prawdę". Scenariusz "Kobiet Mafii", jak głoszą dystrybutor filmu i sam Vega, powstał we współpracy z gangsterami. Nie umiem tego stwierdzić po seansie, ale ci, którzy Vegę ledwo znoszą, będą pewnie zwijać się ze śmiechu. Ja uśmiechnęłam się, widząc jak Bogusław Linda je "na śniadanie" Julię Wieniawę. Tańczący Stramowski będzie mi się z kolei śnił po nocach i to jako koszmar. Policzki piekły mnie jeszcze, gdy patrzyłam na kocie ruchy Olgi Bołądź przy rurze. Mogłam wyglądać wtedy jak szukający ratunku Filip Chajzer. Co lepsze, on też gra w "Kobietach...". I Jarosław Kret. O "k...ach" i "ch...ch" nie będę już wspominać, dodam tylko, że aż tak mi nie przeszkadzały.

Za to muszę wspomnieć o Katarzynie Warnke, Aleksandrze Popławskiej i Agnieszce Dygant. Pierwsza nie grała, ona była "Spuchniętą Anką" - od sposobu, w jakim chodziła przez "darcie się" nad więziennym spacerniakiem po absolutną rozpacz. Niesamowita postać i jestem przekonana, że nie tylko mnie rozbawi, a jednocześnie wzruszy do łez. Katorżniczą wręcz pracę wykonała filmowa "Niania", swoją drogą - co za nawiązanie do roli, która przyniosła Dygant sławę! W "Kobietach..." używa prostych środków, a chwyta za gardło. To dzięki niej zawiązuje się makiaweliczna intryga, ale najsilniejsza w tym trio nie jest ona, ale Popławska. Przemiana, która w niej następuje jest godna uwagi - ma większe "jaja", niż wszyscy koledzy z planu razem wzięci. Jeśli to nie przekona was, że Vega wraca na właściwe tory, to nie wiem co.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (101)