Wielokrotnie myślał o odejściu z "Harry’ego Pottera". Rupert Grint o kulisach pracy na planie
- Ludzie czekali, aż stanę się bohaterem jakiegoś wielkiego skandalu. Ale to się nigdy nie mogło wydarzyć – mówi Rupert Grint, aktor znany z przygód "Harry’ego Pottera". Po latach wspomina, jak wyglądała praca na planie mega-produkcji.
Od ostatniej części "Harry’ego Pottera" zagrał w 9 filmowych i serialowych przedsięwzięciach. Od lat próbuje zerwać z wizerunkiem nieporadnego Rona Weasleya, który na dobre zakorzenił się w popkulturze. Grał i policjanta, i gangstera – a pewnie do końca życia będzie postrzegany jako Weasley.
Rupert Grint promuje właśnie nowy serial, w którym występuje. Przed premierą „The ABC Murders” udzielił wywiadu brytyjskiemu "Guardianowi". I tu niespodzianka – o serialu nie padło ani jedno zdanie. Za to Grint po latach rozlicza się kolejny raz z "Harry’ego Pottera".
- Moje życie było wyjątkowo proste. Przed czerwcem 2000 roku chodziłem do normalnej publicznej szkoły. Tata sprzedawał pamiątki z Formuły 1, mama robiła torty weselne i opiekowała się pięciorgiem dzieci. Rodzice trzymali mnie na krótkiej smyczy. Gdy dostałem rolę Rona, opuściłem szkołę i nic już nie było takie samo – opowiada 30-letni dziś aktor.
Przyznaje, że na casting poszedł z miłości do książek J.K. Rowling. Niedługo później dotarło do niego, z jak wielką odpowiedzialnością łączy się bycie w obsadzie filmu. – Wszystkie te wywiady, czerwone dywany atakowały zmysły. Nie wychowałem się w takim środowisku – przyznaje.
Opowiada też, że wielokrotnie chciał odejść. – Kręcenie "Harry’ego Pottera" było wielkim poświęceniem. Pracowaliśmy tak długo, a byliśmy dziećmi. Pamiętam, że wziąłem sobie jedną, długą przerwę. Zastanawiałem się: "czy ja chcę tam wrócić? Może to nie jest dla mnie?" – mówi. – Gdy dorosłem, czułem, że ludzie czekali, aż stanę się bohaterem jakiegoś wielkiego skandalu. Ale to się nigdy nie mogło wydarzyć. Kręciliśmy z dala od wszystkich, w Watford, nie w Hollywood. Nie mieliśmy szans poznać narkotyki czy cokolwiek takiego – dodaje.
Wydawałoby się, że po tylu latach ma dość rozmawiania o serii czy też o samej postaci Rona Weasleya. Ale Grint dobrze wie, że na opowiadaniu o filmach może dużo zyskać.
- Linia pomiędzy mną i Ronem z każdym filmem była coraz cieńsza i myślę, że w pewnym stopniu staliśmy się tą samą postacią. Mam wiele z Rona, więc pożegnanie się z rolą było sporym wyzwaniem dla mnie. To była część mojego życia. Nie chcę mówić, że to było jak wyjście z więzienia, bo to nie było więzienie – to raczej jak wyjście z ośrodka. Fajnie było odetchnąć świeżym powietrzem. Teraz cieszę się, że mogę wkraczać w nowy, ekranowy świat - wyznaje w rozmowie z "Guardianem".