Wojciech Solarz dla WP: Z wąsami nie wzbudzam sympatii

Wojciech Solarz bardzo interesuje się historią współczesną i emocjonalnie podchodzi do tematów patriotycznych. Nie zastanawiał się więc ani chwili, gdy Waldemar Krzystek zaproponował mu jedną z głównych ról w filmie "80 milionów", którego fabuła oparta jest na autentycznych wydarzeniach. Film opowiada, jak kilku młodych działaczy Solidarności z Wrocławia wykiwało Służby Bezpieczeństwa PRL-u podczas stanu wojennego.
Wojciech Solarz dla WP: Z wąsami nie wzbudzam sympatii
Źródło zdjęć: © AFP

29.11.2011 16:48

- Dużo czasu spędziłeś przygotowując się do roli działacza Solidarności w filmie "80 milionów"?

Starałem się wchłonąć maksymalnie dużo dostępnej wiedzy na ten temat. Przeczytałem książkę "Międzyszkolny Komitet Oporu" i "Twarze wrocławskiej bezpieki", obejrzałem dokument "Sierpień 80'". Gdy rozpoczynaliśmy pracę na planie, we Wrocławiu była dostępna wystawa zdjęć "Solidarny Wrocław", którą odwiedziłem. Wiele ciekawych, niedostępnych nigdzie indziej informacji, zdradził nam też reżyser Waldemar Krzystek, który był świadkiem tamtych wydarzeń.

- Spotykaliście się przy kawie i rozmawialiście o tamtych czasach?

To też, ale dużo istotniejsze były próby "stolikowe" na planie. Siadaliśmy i przegadywaliśmy szczegółowo konkretne sceny. Nigdy wcześniej się z tym nie spotkałem. Reżyser dokładnie wiedział, czego od nas oczekuje i potrafił nam to jasno przekazać. Starał się nas wtłoczyć w tamtą atmosferę i udało mu się. Gdy już przychodziło do kręcenia sceny, każdy wiedział, co ma robić. Nie było improwizacji i wymyślania.

- Wiem, że konsultowałeś się też z pierwowzorem swojej postaci - Stanisławem Huskowskim. Próbowałeś się do niego jak najbardziej upodobnić?

Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, to chyba nie byłem bardzo podobny. Miałem szopę włosów, tak jak pan Stanisław w młodości. I chyba na tym podobieństwo się kończy. Myśleliśmy też o jego charakterystycznych wąsach, ale gdy już udało mi się zapuścić wystarczająco długie, to reżyser stwierdził, że ja z wąsami nie wzbudzam sympatii i musiałem je zgolić. Z samym panem Stanisławem spotkałem się raz i wysłuchałem jego wersji tamtych zdarzeń. Jak się przekonałem, każdy z bohaterów tej historii zapamiętał tamte wydarzenia w inny sposób.

- Dostałeś od niego konkretne wskazówki, jaki masz być w filmie?

Powiedział mi, abyśmy nie budowali patosu i nie podchodzili na kolanach do tego tematu. Oni w tamtych czasach byli normalnymi młodymi chłopakami. Może mieli tylko odrobinę więcej fantazji i odwagi niż rówieśnicy, a może znaleźli się we właściwym miejscu w odpowiednim czasie. Sam pan Stanisław był bardzo ciekawym facetem - pisał, interesował się teatrem, był kabareciarzem, poetą, organizatorem wydarzeń kulturalnych, wariatem, fantastą. Po prostu artystyczną duszą z dużymi umiejętnościami organizatorskimi. Takiego właśnie człowieka chciałem przedstawić i mam nadzieję, że mi się udało.

- I ten człowiek z artystyczną duszą zgodził się zabrać z konta Solidarności 80 milionów?

Tak. Wprawdzie to Józef Pinior wymyślił całą akcję, ale tak się stało, że Stanisław Huskowski miał w niej ogromny udział. Cała grupa, która się zaangażowała w ten przekręt, to byli bardzo bliscy przyjaciele i zawsze mogli na sobie polegać. Myślę, że ufali sobie na tyle, by nie bać się zaryzykować i dzięki temu im się udało.

- "80 milionów" to opowieść o bohaterach?

To my patrzymy na nich jak na bohaterów, oni robili to, co uważali za oczywiste. Zapłacili za swoją odwagę bardzo dużo, między innymi więzieniem. Piotr Bednarz próbował popełnić samobójstwo w 1985 roku. W momencie, gdy planowali wykiwanie SB na 80 milionów, nie myśleli o przyszłych konsekwencjach. Byli częścią miasta, w którym żyli. Cały Wrocław podczas stanu wojennego grał na nosie ubecji i miał w sobie taką donkiszoterię.

- Znałeś tę historię zanim dostałeś do ręki scenariusz?

Mimo że zostałem wychowany w duchu solidarnościowym, nie znałem jej wcześniej. Kiedy usłyszałem, że Waldemar Krzystek robi ten film, to pomyślałem, że przekręt wiąże się z jakąś kryminalną sprawą. Czytając scenariusz, spodziewałem się czegoś innego.

- Zanim zacząłeś pracować nad filmem na pewno miałeś jakieś wyobrażenie tamtych czasów. Czy ono po filmie się zmieniło?

Pamiętam tamte czasy. Może nie 1981 rok, bo wtedy miałem dwa lata, ale kilka lat później. Choć nawet te rzeczy, których nie pamiętam osobiście, są żywe w mojej głowie, bo w domu dużo się mówiło na temat polityki. To był temat przewodni przy stole podczas wszystkich świąt. W domu było mnóstwo ulotek. Moja mama działała w Solidarności. Cud, że jej nie aresztowali w stanie wojennym. Niestety kilka osób z mojej najbliższej rodziny trafiło wtedy do więzienia. Pamiętam mrok tamtych czasów.

- A co konkretnie pamiętasz?

Pamiętam kolejki po papier toaletowy, w których mama kazała mi stać w sklepie na ulicy Ciołka na warszawskiej Woli. Pamiętam, że kiedy Czesław Kiszczak został wybrany na premiera, to z Karolem Chrestowskim przekształciliśmy kolędę "Dzisiaj w Betlejem" i cały dzień zamęczaliśmy wszystkich wokół śpiewając: "Dzisiaj w Warszawie, smutna nowina, bo partia czysta, wybrała Kiszczaka na premiera". Pamiętam też, że gdy Wałęsa został wybrany na prezydenta, to płakałem przed telewizorem. Bardzo silnie przeżywałem wszystko, co się wtedy działo i te emocje bardzo długo mi towarzyszyły.

- Ciągle tak czynnie interesujesz się polityką?

W tej chwili mam problem z opowiedzeniem się po którejś ze stron. Nie zmieniłem poglądów. Rozumiem argumenty jednej i drugiej strony, ale myślę, że przesyt negatywnych emocji gubi całą prawdę.

- Chodzisz na wybory?

Od kiedy mam prawo, uczestniczę we wszystkich wyborach. Muszę się jednak przyznać, że w tym roku po raz pierwszy nie zagłosowałem. Poszedłem do lokalu wyborczego, ale do urny wrzuciłem pustą kartę. Nie potrafiłem oddać głosu ani na PO, ani na PiS. Inne ugrupowanie nie wchodziły w grę. Myślę, że racjonalny wybór jest tylko między tymi dwoma partiami.

- W "80 milionów" zagrałeś po stronie tych "dobrych". Czy równie chętnie przyjąłbyś rolę funkcjonariusza SB?

Jestem aktorem. Poważnie rozważam każdą propozycję, która przychodzi. Mam jednak ten komfort, że popularność nie jest dla mnie wartością samą w sobie. Kilka razy muszę przemyśleć każdą komercyjną propozycję i zastanowić się, czego mogę się dzięki niej nauczyć. Nie miałbym problemu z zagraniem funkcjonariusza SB, jeśli spodobałby mi się scenariusz, a rola była dobrze napisana.

- Temat historii Solidarności nie jest łatwy, ale reżyserowi udało się nakręcić komediowo-sensacyjny film. Lubisz ten sposób pokazywania historii?

Dla mnie rzeczą ważną, wzruszającą, dającą świadectwo są dokumenty. Natomiast fabuła jest czymś innym. My Polacy mamy tendencję do idealizowania naszej historii i jej bohaterów. Często pokazujemy ich w sposób nieprawdziwy i oderwany od człowieczeństwa, a przecież w każdych czasach młodzi ludzie żartują, bawią się, piją... Aby robić te rzeczy, które teraz uznajemy za tak istotne, muszą z czegoś czerpać energię. O bohaterach należy opowiadać tak, by współcześni młodzi ludzie mogli się z nimi utożsamiać i ich zrozumieć, a nie traktować ich tylko jak mit.

- Czy "80 milionów" to Twoim zdaniem dobre kino?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie potrafię na film, w którym zagrałem, spojrzeć z dystansu. Widzę go inaczej niż widz, który nie czytał scenariusza i nie zagłębiał się w historię. Mogę jednak powiedzieć, że film ma fajne tempo, dobrą muzykę i wyraźne, dobrze narysowane postaci. Dobre kino polityczne musi wyjść od opowiadania o człowieku, a nie opowiadania o idei. Jeśli spojrzymy na ten film od tej strony, to na pewno jest to dobre kino na światowym poziomie.

- Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała Ewa Pokrywa/AKPA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)