Przedstawiany koleją recenzję filmu walczącego w tym roku o Złote Lwy podczas 35 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Polskie próby dorównania zagranicznym oryginałom zazwyczaj kończą się źle. Tak też jest w tym wypadku.
Dwóch fałszerzy trafia za kratki. Ale w wyniku splotu wydarzeń okazują się być bardzo cenni dla polskiego rządu. Mają „wyprodukować” sześć tysięcy dolarów, które zostaną przeznaczone na okup za polskiego posła wziętego do niewoli przez Talibów. Ich repliki studolarówek są tak dobre, że rodowici Amerykanie nie dostrzegają różnicy.
Wielu krytyków filmowych rozpisywało się wtórnością i zapożyczeniami fabularnymi „Trick’u”. Ja nie będę tego powtarzała. Postaram się skupić na dobrych cechach tego filmu.
Reżyser twierdzi, że dla niego najważniejsza jest uczciwość wobec widza. Tworząc kino gatunkowe chciał być wierny jego prawidłom, ale także nadać mu artystycznego szlifu. Czy to się udało? Film momentami jest dość przewidywalny. Niektóre intrygi i zwroty akcji wypadają dość słabo. Ale z całą pewnością na uznanie zasługuje realizacja obrazu, wierność realiom. Więzienie wygląda jak więzienie (zdjęcia kręcono w prawdziwych zakładach karnych), fabryka jak fabryka. Obraz tych miejsc nie został wygładzony na potrzeby filmu. Na plus zasługują także zabawne dialogi.
Mamy tutaj także śmietankę polskiego aktorstwa, w przeważającej większości męskiego. Aktorstwo jest bez zarzutu. Grany przez Piotra Adamczyka fałszerz Marek, od razu zyskuje sympatię widza. To przestępca, ale nie zadziorny bandzior. Raczej inteligent, który wybrał fach fałszerza, by moc w pełni wykorzystać swój talent rysownika. Dla swojej ukochanej zrobi wszystko. Ciekawe są także role drugoplanowe Jerzego Treli, Eryka Lubosa, Bartka Topy. Ci dwaj ostatni tworzą dość ciekawy duet. Brutalny i nieokrzesany Kosa grany przez Eryka Lubosa zaskakuje doskonałą znajomością języka francuskiego. Mamy tutaj także zimną Grażynę Szapołowską oraz słodką i naiwną Karolinę Gruszkę.
Film pomimo swoich zalet nie dorównuje jednak takim polskim klasykom gatunku jak chociażby „Vabank”. No cóż może tego sukcesu po prostu nie da się powtórzyć?