Zawodowy sukces okupiła cierpieniem i problemami osobistymi. Ilona Łepkowska skończyła 63 lata
Nazywana jest "królową polskich seriali". To spod jej ręki wyszły scenariusze do takich telenowel i filmów jak "Klan", "Na dobre i na złe", "Och, Karol" czy "Kogel-mogel". Ale Ilona Łepkowska za sukces zapłaciła wysoką cenę. Nie potrafiła ułożyć sobie życia osobistego, ciężką pracę przypłaciła kłopotami ze zdrowiem, a pomocy musiała szukać na terapii.
Zanim trafiła do branży, pracowała w dziale organizacyjno-prawnym Przedsiębiorstwa Transportu i Spedycji Przemysłu Mięsnego. Fuchę, po znajomości, załatwił jej teść. Nie było to jej marzenie, ale przyznawała, że nie miała innego wyjścia.
- Musiałam coś robić zawodowo, bo miałam nakaz pracy po studiach. Poza tym wiedziałam, że jestem w ciąży, więc szukałam czegoś naprędce - opowiadała w "Fakcie". - Mieliśmy sklep firmowy, więc dzięki mnie cała moja rodzina jadła mięso i wędliny, które tam kupowałam.
W 1982 r. ukończyła Zaoczne Studium Scenariuszowe przy PWSFTViT w Łodzi i wreszcie zaczęła pracę w wymarzonym zawodzie. Początki, oczywiście, nie były łatwe. Łepkowska często ledwo wiązała koniec z końcem, oszczędzała i harowała, by zapewnić utrzymanie sobie i córce.
Kręgosłup "podziękował" za parę tysięcy odcinków
Wreszcie zdobyła upragnioną popularność i uznanie, zaczęła otrzymywać coraz więcej propozycji. Przyznawała, że był czas, kiedy pracowała dniami i nocami, niemal bez chwili wytchnienia. Nie pozostało to bez wpływu na jej zdrowie. Opamiętała się dopiero, kiedy wylądowała w szpitalu.
- Wpuściłam się na lata w straszliwą niewolę - mówiła na łamach "Vivy!". - Miałam poważne kłopoty z kręgosłupem, neurochirurdzy chcieli mnie operować. Na pewno kręgosłup „podziękował” mi za te parę tysięcy odcinków seriali. Miałam też operacje obydwu barków. Przez 5 lat nie wychodziłam z rehabilitacji.
Dopiero wtedy zrozumiała, że wpadła w pułapkę, i jeśli nie przystopuje, może się to dla niej źle skończyć.
- To jest chore, trzeba się było puknąć w głowę i zostawić robotę. Za późno to zrobiłam - dodawała.
Zrezygnowała z szacunku dla widzów
To dlatego jakiś czas temu oznajmiła, że kończy z pracą przy serialach. Ale nie tylko powody zdrowotne zadecydowały o tej emeryturze. Łepkowska wyznawała, że wypaliła się zawodowo.
- Przestałam pisać scenariusze z szacunku dla widza, bo czułam, że robię to mechanicznie. Straciłam wiarę w sens tego, co robię – tłumaczyła.
Nie kryje, że ma też serdecznie dość branży. Jest zmęczona kontaktami z celebrytami, męczą ją imprezy branżowe.
- Powierzchowność, płytkość i to, że teraz coraz mniej liczy się, to, co człowiek robi, jaki ma powód swojego istnienia w show-biznesie - mówiła w "Fakcie". - Wkurza mnie, że wiele gwiazd ulega presji, robią sobie operacje i wszystkie dlatego wyglądają podobnie. Z roku na rok mamy w tym świecie coraz mniej oryginalności.
Terapia to nic złego
Praca nie miała też najlepszego wpływu na jej życie osobiste. Rozwodziła się trzy razy.
- Wina zawsze leży po obu stronach. Oczywiście, że czasem jest rozłożona nierówno, ale zawsze winne w jakimś stopniu są oboje. Odpowiedzenie sobie na pytanie: "Co ja robię źle"? bardzo mi pomogło - mówiła, pytana o swoje poprzednie związki.
Przyznawała też, że była w tak kiepskim stanie, że pomocy szukała na terapii.
- Nie rozumiem tego publicznego wstydu. Tak jak jest lekarz od zębów, ucha czy brzucha to tak samo jest lekarz od duszy. Nie ma wstydu w chodzeniu do dentysty, więc dlaczego miałby być w chodzeniu do psychiatry?! - kwitowała.
Ale z czasem samotność stawała się dla niej coraz bardziej dokuczliwa.
- Jeśli dom jest do tego pusty, tak jak to było wiele lat w moim przypadku, to ta samotność jest jeszcze większa - opowiadała w "Fakcie". - Nie miałam się z kim dzielić kłopotami czy sukcesami. Wracałam do pustego domu z kolejną nagrodą i zamiast być szczęśliwa, byłam smutna. A sukces nie smakuje, jeśli nie ma się go z kim dzielić.
Nie potrzebują żadnego papierka
Teraz jednak nie musi obawiać się samotności. Dziś jest w szczęśliwym związku z politykiem Czesławem Bieleckim (na zdjęciu poniżej), którego pieszczotliwie nazywa Sławkiem.
- Poznaliśmy się jak mieliśmy po 5 lat. Mieszkaliśmy drzwi w drzwi – opowiadała w "Dobrym Tygodniu".
Znali się od pół wieku, a los często krzyżował ich ścieżki.
- Po latach niewidzenia, spotkaliśmy się z Iloną w Studium Scenariuszowym w łódzkiej Szkole Filmowej. Później ona zaczęła swoją prawdziwą karierę. A moją zawodową działalność przerwał stan wojenny. Jednak obserwowaliśmy się wzajemnie. Jako opozycjonista, z więzienia, z satysfakcją patrzyłem na pierwsze sukcesy Ilony - opowiadał Bielecki w "Gali".
Gdy spotkali się ponownie, on był wdowcem, ona rozwódką.
- Nie wierzyłam w miłość, ale Sławek mnie przekonał do życia razem. Udało mu się dotrzeć do tej części mnie, która nadal tęskniła za bliskością, więc zdecydowałam się, że jeszcze raz spróbuję. Raz kozie śmierć! Jestem dziś szczęśliwa, więc to była bardzo dobra decyzja! - śmiała się Łepkowska.
O ślubie nie myślą. Twierdzą, że nie muszą mieć żadnego papierka. Stanowią doskonale dobraną parę, noszą nawet na palcach obrączki.
- Kupiliśmy wspólne mieszkanie, ale uważamy, że ślub nie jest nam do niczego potrzebny - podkreśla Łepkowska. - Ślub więc niewiele by w naszym życiu zmienił.