Zawsze twierdził, że był pilotem RAF‑u. Tylko parę osób podejrzewało prawdę. Czego nie wiemy o Haliku?

Fascynujący gawędziarz, niezwykła osobowość medialna, prekursor współczesnych mód podróżniczych, a jednocześnie: człowiek, który zmyślił sporą część swojego życiorysu, oszukiwał i kręcił. Tony Halik powraca - tym razem w filmie dokumentalnym Marcina Borchardta.

Dziennikarz, reporter, filmowiec, podróżnik - nietuzinkowa postać, która do dziś fascynuje
Dziennikarz, reporter, filmowiec, podróżnik - nietuzinkowa postać, która do dziś fascynuje

Maciej Kowalski, WP: Skąd pomysł, skąd potrzeba odkurzenia postaci Tony’ego Halika?

Marcin Borchardt: Tony Halik to jedna z ikonicznych postaci moich lat szkolnych. Zapamiętałem go jako intrygującego człowieka - zabawnego i charyzmatycznego, który swoimi opowieściami potrafił skupić uwagę telewidzów. Praca nad filmem rozpoczęła się latem 2017 roku, zaraz po premierze mojego poprzedniego filmu - "Beksińscy. Album wideofoniczny" na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Mirosław Wlekły wydał wtedy książkę "Tu byłem. Tony Halik", którą przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Postanowiłem się z nim skontaktować, ale najpierw zadzwoniłem do Elżbiety Dzikowskiej. Złapałem ją w podróży. Była 3000 m n.p.m. w peruwiańskiej dżungli, w drodze do ostatniej stolicy Inków Vilcabamby, do miejsca, które odwiedziła czterdzieści lat wcześniej wraz z Tonym. Przedstawiłem się i powiedziałem, że chcę zrobić film. Umówiliśmy się w Warszawie. Zadzwoniłem do Mirka, który zaoferował mi swoją pomoc. Wkrótce okazało się, że mam nie tylko wsparcie, ale także wielkie szczęście. Po śmierci Tony’ego w 1998 roku jego obejmujące kilkaset taśm archiwum filmowe zdeponowano w Filmotece Narodowej. Leżały tam nietknięte na półkach przez dwie dekady.

 Jak dziś wygląda ta materialna scheda po Haliku? Co się na nią składa, w jakim jest stanie i gdzie się znajduje?

- Dziedzictwo jest pokaźne. Taśmy z prywatnego archiwum, o których wspomniałem, to nie wszystko. W kamienicy na starówce w Toruniu - mieście urodzenia Halika, funkcjonuje Muzeum Podróżników jego imienia. Jest ono wypełnione mnóstwem wspaniałych egzotycznych artefaktów: strojów, biżuterii, broni, które przez lata Tony i Elżbieta Dzikowska przywozili do Polski ze swoich niezliczonych podróży. To miejsce warte odwiedzenia. Także ich dom jest swego rodzaju muzeum i galerią sztuki w jednym. Bogate, nieskatalogowane zbiory fotografii znajdują się w warszawskim Muzeum Etnograficznym, a w Telewizji Polskiej zarchiwizowano sporo starych filmów, reportaży i programów telewizyjnych. Nie można również zapominać o wielokrotnie wznawianych książkach Halika, które wciąż cieszą się zainteresowaniem czytelników.

 Czy udało ci się dotrzeć do materiałów wideo, których nikt wcześniej nie widział?

- Najbardziej tajemniczy i najcenniejszy zasób archiwalny obejmował 182 rolki taśmy 16 mmm, w większości kolorowej, z lat 50, 60, 70 i początku 80. Przypuszczam, że wielu z tych ujęć nikt w Polsce nigdy nie widział. Przykładowo, znalazłem materiały nakręcone przez Halika podczas strajków w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku, absolutnie fantastyczną dokumentację wielkiej panamerykańskiej podróży z lat 1957-62, fragmenty najwcześniejszych programów telewizyjnych, które robił w swoim domu w Argentynie, reportaże dla NBC. Generalnie materiały były w dość kiepskim stanie, ale zostały klatka po klatce oczyszczone, naprawione, skanowane przez kilkuosobowy zespół specjalistów z działu konserwacji zbiorów Filmoteki Narodowej, po czym skatalogowane i opisane.

 Halik przeinaczał, ubarwiał, czasem wręcz bezpardonowo kłamał. Czy z dzisiejszego punktu widzenia to urocze i nieszkodliwe, czy raczej godne napiętnowania?

- Był niezwykle interesującym człowiekiem, także z tego powodu. Pracując nad filmem starałem się go nie oceniać, szczególnie z dzisiejszej perspektywy. Chciałem poznać i przedstawić widzom fakty, tak by mogli zrozumieć jego motywacje. Uważam, że dokumentalista nie powinien widzom niczego narzucać, stawiać jakichkolwiek tez, wyznaczać ścieżek interpretacji, czy lansować jakiegoś przesłania. W każdej formie film dokumentalny jest indywidualną wypowiedzą twórcy. Dla mnie to nie jest właściwe miejsce na autorską egzegezę rzeczywistości. Zatem, jeśli coś nie jest do końca jasne, to należy to przedstawić w takiej właśnie formie - nie do końca jasnej.

 Choć udało mu się przekonać świat, że w czasie wojny był pilotem RAF, w rzeczywistości walczył w Wehrmachcie. Jakie były okoliczności tego epizodu w jego życiu? Jak udało mu się to ukryć przez tyle lat?

- Nie da się dokładnie tego ustalić. Istnieją tylko szczątkowe dokumenty, świadkowie wydarzeń nie żyją. Mirek Wlekły to opisał, ja raz jeszcze przeanalizowałem w czasie realizacji filmu. Halik konsekwentnie ukrywał zdarzenia, które uważał za wstydliwe, czy z różnych względów niewygodne. Nigdy nie mówił o czasach wojny. Ani o podpisaniu volkslisty, ani o wcieleniu do Wehrmachtu, ani o tym, że z niemieckiej armii w końcu zdezerterował, prawdopodobnie w czasie lądowania aliantów w Normandii. Do końca swoich dni twierdził, że był pilotem RAF-u, wielokrotnie zestrzeliwanym podczas bitwy o Anglię, a potem trafił do francuskiego ruchu oporu. Czyli trochę było w tym prawdy i trochę nieprawdy. Myślę, że oglądając film jesteśmy w stanie zrozumieć taką strategię postępowania. Otwartym pozostaje pytanie, dlaczego nikt, poza kilkoma telewidzami, przez tyle lat nie zarzucił mu kłamstwa.

 Nie rozwijasz tego w filmie. Dlaczego?

- Nie chciałem żadnych domysłów i spekulacji. Z braku twardych dowodów na potwierdzenie którejkolwiek z wielu hipotez, postanowiłem po prostu oddać głos najbliższym mu osobom - synowi Ozanie i Elżbiecie Dzikowskiej.

 Halik był tajnym współpracownikiem PRL-owskiej służby bezpieczeństwa. W twoim filmie ta informacja jest skomentowana bagatelizującymi słowami o tym, że nie przekazywał żadnych informacji szkodzących komukolwiek. Jak to wyglądało naprawdę?

- W filmie mówi o tym Elżbieta Dzikowska. Z dokumentów IPN-owskich, a także innych źródeł, do których miałem dostęp, niewiele wynika. A raczej wynika, że ta agentura była dość groteskowa. Halik udawał, że współpracuje, a jego mocodawcy udawali, że to ma dla nich wartość. W filmie słyszymy, że bardziej istotne było to co Halik wywoził za granicę. Zakochany w Polsce, w swoich relacjach idealizował obraz naszego kraju, a to dla ówczesnej władzy było bardzo na rękę. Nie wiedzieli kim on tak naprawdę jest, a może agentem obcego wywiadu? Niewątpliwie był ostrożny i lojalny wobec władzy. Otwarcie nikogo nie krytykował i czerpał z tego korzyści. Życiowy pragmatyk lub konformista - jak kto woli.

Być może najbardziej bulwersujące są w twoim filmie sceny wystawnych imprez, które organizował Halik w biednych czasach stanu wojennego. Czy to się da dziś w jakikolwiek sposób usprawiedliwić?

- PRL nie dla wszystkich był - jak chce tego podręcznikowy stereotyp - ponurym czasem pałowania i represji. Ostatnio oglądałem materiały z festiwali Interwizji w Sopocie. Oj, tam to było wesolutko.

Na czym polegał talent Halika do przekonywania do siebie wszystkich: od dyktatorów do zwykłych ludzi?

- Był przemiłym człowiekiem. Otwartym, kontaktowym, uroczym i zabawnym. Miał też upór i tupet, dzięki któremu mógł wiele osiągnąć.

Jak to możliwe, że profesjonalna, państwowa telewizja przez wiele lat emitowała program nagrywany przez dwoje pasjonatów we własnej piwnicy?

- Nie w piwnicy, tylko w garażu zaadaptowanym na studio telewizyjne. To miejsce było dodatkową atrakcją. Warto sobie przypomnieć jak wyglądały wówczas przeciętne wnętrza mieszkalne - jakaś meblościanka, stół, fotel, taboret, słomianka, bibeloty, telewizor, tymczasem ten pokój wypełniały niesamowite trofea myśliwskie i przedmioty z egzotycznych podróży. Dla telewizji Halik był bezcenny. Podróże finansował z własnych pieniędzy, a ponadto przywoził filmy bardzo atrakcyjne dla widzów. Poza tym miał naturalny czar i dar opowiadania. Jego programy oglądały miliony. Halik prowadził bardzo skrupulatną dokumentację, zbierał wszelkie prasowe teksty na swój temat. Z tych wycinanek powstawały opasłe i bogato ilustrowane albumy, które po latach mówią wiele o skali jego popularności.

Jak udało ci się "otworzyć" syna Halika, który w twoim filmie wypowiada się o nim najostrzej?

- Ozana nie chciał rozmawiać. Z nikim. Tygodniami nie odpowiadał na nasze maile, nie podejmował żadnej próby kontaktu. Byłem zdesperowany. Planowałem, że po prostu pojadę do niego i zapukam do drzwi. W końcu udało się nam zaprosić go do Polski. Spotkaliśmy się w Gdyni. Pokazałem mu materiały z archiwum jego ojca. Nasze wielogodzinne spotkanie aż buzowało od emocji. Było bardzo ważne. I dla niego i dla mnie.

A jak wyglądały twoje rozmowy z Elżbietą Dzikowską, ważną współbohaterką tej historii?

- Rozmawialiśmy niezliczoną ilość razy, aż pewnego dnia pojawiłem się u niej z kamerą. Nakręciliśmy kilka scen i długą rozmowę, która w pewnym sensie była podsumowaniem naszych wcześniejszych spotkań i rozmów o Tonym. Zdjęcia ostatecznie nie weszły do filmu, ponieważ w czasie montażu okazało się, że uda się zachować czystość formalną i - choć to trudna sztuka - zbudować narrację wyłącznie z archiwaliów.

Czy bywa krytyczna wobec Halika, czy raczej strzeże jego dobrej pamięci?

- Bardzo go kochała, więc usprawiedliwia. Dba o jego pamięć. Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika w Toruniu jest tego najlepszym świadectwem.

Halik okazuje się prekursorem modnego dziś sposobu na wakacje albo wręcz na życie: "ładujemy wszystko do campera i jedziemy przed siebie". Czego jeszcze może nauczyć dzisiejszych młodych ludzi?

- Halik często powtarzał, że "urodził się dla przygody". To stwierdzenie definiuje jego postawę wobec świata. Postawę człowieka, który kocha to, co robi, pracuje zawsze na najwyższych obrotach i czerpie z życia ile się da. Który nie przejmuje się problemami, ponieważ traktuje je jako wyzwanie lub kolejną przygodę. A poza tym jest zawsze miły dla ludzi, optymistyczny i pogodny.

W swoim filmie opowiadasz o Haliku jego głosem, jego narracją. Widzki i widzowie sami muszą skonfrontować jego podkoloryzowane opowieści z rzeczywistością. Czemu zdecydowałeś się na taką formułę?

- Moim zadaniem jest wnikliwie poznać i w oparciu o fakty ciekawie opowiedzieć historię. Nie narzucam niczego. Interpretację i ocenę pozostawiam publiczności.

Film Marcina Borchardta "Tony Halik" będzie miał premierę podczas festiwalu Millennium Docs Against Gravity, jesienią trafi do kin. 
Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (348)