RecenzjeŻycie zaczyna się po trzydziestce

Życie zaczyna się po trzydziestce

*"Facet (nie)potrzebny od zaraz" Weroniki Migoń prezentuje wyższy poziom niż większość polskich komedii romantycznych. Katarzyna Maciąg i Joanna Kulig dobrze sprawdzają się w rolach zagubionych 30-latek, ale w scenariuszu Weroniki Migoń i Michała Czarneckiego nie zabrakło potknięć i uproszczeń typowych dla polskiego kina gatunkowego.*

13.02.2014 13:35

30-letnia reżyserka Zosia (Katarzyna Maciąg) podczas pracy na planie zostaje porażona piorunem. Jakby tego było mało, po niezbyt przyjemnym wieczorze spędzonym w szpitalu dowiaduje się, że jej chłopak (Łukasz Garlicki) ją zdradza. Za namową przyjaciółki (Joanna Kulig) kobieta postanawia zastanowić się nad swoim życiem i spotkać się z byłymi partnerami, by przekonać się, dlaczego jej związki zawsze kończą się fiaskiem. Będzie to również doskonała okazja do znalezienia partnera na wesele niezbyt sympatycznej koleżanki z liceum (Anna Czartoryska), nieznośnie afiszującej się swoim szczęściem. Punkt wyjścia "Faceta..." jest całkiem obiecujący. Konfrontacja z
przeszłością jako tło dla rozważań na temat dojrzewania do dorosłości to chleb powszedni opowieści o pokoleniu współczesnych 30-latków, zawieszonych między niezależnością a odpowiedzialnością. W "Facecie..." widać wyraźną inspirację sztandarowymi produkcjami o młodych ludziach usiłujących przewartościować swoje życie w obliczu nieuchronnie zbliżającej się "trzydziestki", na czele z "Frances Ha" Noah Baumbacha, "500 dni miłości" Marca Webba czy "Jess i chłopaki" Elizabeth Meriwether.

Katarzyna Maciąg i Joanna Kulig wciąż wyglądają jak nastolatki i nadal potrafią imprezować do białego rana, ale coraz częściej zastanawiają się, czy nie pora ustatkować się, uporządkować relacje z rodzicami i znaleźć wreszcie pracę dającą satysfakcję i finansową niezależność. Niewątpliwym atutem "Faceta..." jest ciekawa ścieżka dźwiękowa. Znalazły się na niej m.in. utwory Ani Rusowicz, The Dumplings, Kamp! oraz Fismolla, a także kilka piosenek w wykonaniu Joanny Kulig, która po raz kolejny udowadnia, że z mikrofonem bardzo jej do twarzy.

Niestety, mimo że w "Facecie..." pojawia się kilka naprawdę nieźle napisanych i zagranych gagów (scena na placu zabaw z Maciejem Stuhrem i ciekawie zarysowana relacja bohaterki z ojcem, granym przez Krzysztofa Globisza), twórcy często uciekają się do uproszczeń, rezygnując z interesującej analizy pokolenia na rzecz infantylnego humoru i ogranych schematów. Reżyserka "Faceta..." ślizga się po powierzchni, spotkania Zosi z byłymi traktując głównie jako pretekst do gościnnych występów znanych aktorów i/lub muzyków (w barwnej galerii "eksów" pojawiają się m.in. Paweł Małaszyński, Maciej Stuhr i Czesław Mozil). Choć rozmowy z mężczyznami stanowią oś fabularną filmu o życiowym kryzysie 30-letniej Zosi, same sceny
konfrontacji nie wnoszą wiele do fabuły. Zarysowane wątki zostają urwane w momencie, kiedy stają się interesujące, przez co trudno uwierzyć w motywacje dziewczyny, a co za tym idzie, zaangażować się w opowiadaną historię.

Największą wadą obrazu Migoń jest jednak brak zakotwiczenia historii w rzeczywistości – od lat najpopularniejszy błąd polskich komedii romantycznych. Nad "Facetem..." od początku unosi się bowiem nimb sztuczności. Codzienność Zosi i jej znajomych niewiele ma wspólnego z problemami współczesnych 30-latków. "Wy to macie dobrze, nic nie musicie", ocenia styl życia młodych w jednej ze scen ojciec głównej bohaterki. Faktycznie, jego córka zostawia rozgrzebany projekt filmu, by polecieć do Izraela i "spełniać swoje marzenia", Patrycja zawiesza karierę prawniczą i utrzymuje się z pracy w barze, "bo lubi". Dni wypełniają dziewczynom spacery po pięknie sfilmowanej stolicy, urokliwych zaułkach, kawiarniach czy restauracjach. O pracy, obowiązkach i odpowiedzialności sporo się tutaj mówi, ale niespecjalnie je widać.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)