3D oddało hołd kinu niememu
Film *„Hugo i jego wynalazek” to opus magnum Martina Scorsese. To wyjątkowe filmowe doświadczenie jest niczym perfekcyjna fabularyzacja pojęcia „magii kina” w swym podstawowym znaczeniu. Dzięki pozornej historii o biednej sierotce, twórca tak wybitnych dzieł, jak choćby „Wściekły byk”, czy „Chłopcy z ferajny” okazał się być największym mecenasem sztuki filmowej naszych czasów.*
Produkcja „Hugo...” swą przynależnością do familijnego gatunku niepotrzebnie wprowadzi widzów w błąd. To nie tylko film dla dzieci, ale to przede wszystkim widowisko zrealizowane dla największych pasjonatów kina od czasów jego zarania. Wzruszający, doskonały i niespodziewanie innowatorski - tak najkrócej można określić najnowsze dzieło Martina Scorsese.
Nie będę zdradzać fabuły i odbierać widzom przyjemności stopniowego odkrywania tożsamości głównych bohaterów. Nie jest tajemnicą jednak, że film „Hugo i jego wynalazek” posiada w sobie wszystkie elementy popularnego kina. Wykorzystanie technologi 3-D już od pierwszych minut zapiera nam dech. Taka przecież ma być - efektowna. Jednak Scorsese wykorzystuje 3-D jeszcze do jednego celu. Reżyser po mistrzowsku łącząc tradycję ze współczesnymi technologiami kina nadaje im dodatkowego charakteru - wskrzesza legendarne kadry z zamierzchłej epoki kina niemego. Dzięki autorowi kultowego „Taksówkarza” i jego nowej wizji filmowego świata, widzowie z XXI wieku po raz kolejny będą mieli okazję uciec przed nadjeżdżającym pociągiem do stacji w Ciotat, dokładnie tak samo, jak to uczyniła publiczność ponad 115 lat temu.
Scorsese dokonał bowiem rzeczy niezwykłej - wyobraźcie sobie film, gdzie innowacyjna technologia 3-D oddaje hołd największym artystom epoki kina niemego. To niebywałe widowisko, które koniecznie trzeba przeżyć. Chyba, że komuś obca jest miłość do kina. Ale takich niedowiarków na próżno szukać w sali kinowej. Wszyscy, którzy ośmielą się zanurzyć w baśniowy świat srebrnego ekranu, doświadczą jednego z najwybitniejszych dzieł współczesnego kina.
Zapomnijcie o ostatnich mniej lub bardziej udanych produkcjach Scorsesego. Tym razem reżyser przeszedł samego siebie jednocześnie stając się Georgesem Meliesem naszych czasów. Nie wierzycie? Uwierzycie!